10.Przyjaciel

88 7 9
                                    

- Proszę nie umieraj! Błagam!

Stałem przed drzwiami i wydarłem się najgłośniej jak umiem. Całe szczęście nikogo nie było na zewnątrz bo było dość późno, była może 1 lub 2 w nocy.

Ledwo widziałem wszystko przez ciągle napływające łzy do moich oczu. Używając magii otworzyłem drzwi i położyłem jak najszybciej nieprzytomnego Sunoo na kanapę.

Szukałem wszędzie jakiś zapisków na kartkach i tym co trzeba zrobić po ranie ostrza ciemności. Jednak nie mogłem nic znaleźć.

Nagle przypomniałem sobie o notatce w moim telefonie, która brzmiała mniej więcej tak:
,,Gdy nie będziesz umiał czegoś zrobić to wezwij pomoc dzięki falom dźwiękowym, które będą słyszalne tylko dla magicznych istot."

Zacząłem wysyłać magiczne fale sygnalizujące bardzo ciężki stan mojego towarzysza. Prosiłem o jak najszybszą pomoc.

W międzyczasie szperałem we wszystkich notesach jakichś wskazówek, które przywieźliśmy z domu. Przecierałem oczy od nadmierngo wydzielania łez. Szukałem jakiejkowliek pomocy. Liczyło się teraz dla mnie tylko zdrowie Sunoo.

Szukałem tak długo aż w końcu znalazłem recepturę na odpowiednie leki. Jednak trzeba było ją przygotować w dwie osoby.

- Kurwa.. Jak mam to niby zrobić w dwie osoby skoro nikt nie odbiera moich sygnałów.. - powiedziałem po cichu.

Usłyszałem jak Sunoo bełkocze coś pod nosem, jednak było to niezrozumiałe. Całe szczęście nadal żyje.

- Walcz Sunoo. Zaraz wszystko będzie w porządku, obiecuję. - przykucnąłem obok niego i pogłaskałem go po głowie.

Jak najszybciej zerwałem się na równe nogi i zacząłem szperać w szafkach po potrzebne składniki do przygotowania leków i magicznych bandaży. Receptura jest bardzo skomplikowana, jeszcze nigdy nie widziałem tak zawiłych i pokręconych instrukcji.

Z szafek oznaczonych znakiem mojego rodu wyciągałem potrzebne składniki i mieszałem je w dużej misce. Jednak pod koniec trzeba było użyć dwóch zaklęć jednocześnie, czego nie mogłem zrobić w pojedynkę.

Wszystko wypadało mi z rąk. Starałem się uspokoić, jednak nie wiedziałem co robię. Czy właśnie przeżywałem atak paniki? Być może. W końcu mój najlepszy przyjaciel powoli umiera na moich oczach.

Kiedy miałem się poddać i spróbować wyleczyć Sunoo bez lekarstwa z dość pogiętą recepturą, usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Mrugnąłem jak najszybciej bo nic nie widziałem przez łzy, które notorycznie spływały po moich policzkach. W wejściu do domu ujrzałem Beomgyu.

- Usłyszałem Twoje wzywanie o pomoc. Jest aż tak źle? - spytał chłopak.

Na znak potwierdzenia powagi sytuacji kiwnąłem głową i spojrzałem na leżącego Sunoo na kanapie. Beomgyu zrobił to samo i popatrzył się na chłopaka. W jego oczach można było zobaczyć przerażenie.

Beomgyu szybko odwrócił się w moją stronę i chwycił za rękę. Powiedział:

- Zanieś go do łazienki i połóż w wannie. Ja dokończę robić leki.

- Jasne... - Wydusiłem z siebie tylko tyle.

Odsunąłem się od chłopaka i szybko przeniosłem Sunoo do łazienki. Położyłem go w dużej wannie i wróciłem szybko do Beomgyu.

- Teraz czeka nas najgorsza rzecz, musimy w tym samym momencie rzucić zaklęcie siły i samoleczenia.

- Wszystko będzie dobrze, damy radę. - odpowiedziałem i objąłem chłopaka jedną ręką. Trochę się speszył przez mój gest jednak ja nie myślałem teraz na trzeźwo. Najważniejsze było teraz uleczenie Sunoo.

- To.. To ja zajmę się zaklęciem samoleczenia. Tobie pozostawiam zaklęcie siły. - powiedział cicho.

Kiwnąłem głową i powiedziałem:

- Zróbmy to na trzy.. Raz... Dwa... Trzy.

W tym samym czasie wyciągnęliśmy dłonie, z których wydobywały się różne kolory swiatła przenikające się nawzajem. Byliśmy bardzo skupieni. Nawet nie zauważyłem jak chłopak przesunął się bliżej mnie i lewą dłonią chwycił skrawek mojej koszulki.

Lek był już gotowy, przyjął odpowiednią barwę, więc zostało nam tylko użyć go na Sunoo. Odwróciłem się jak najszybciej w stronę łazienki i biorąc lek, udałem się do ledwo żyjącego chłopaka. Beomgyu podążał za mną i nic nie mowił.

Podszedłem do leżącego w wannie Sunoo i wlałem mu magiczny napój po czym szybko odsunąłem się od niego. Ten lek ma bardzo specyficzne działanie.

Już w kilka chwil wokół ciała Sunoo tworzyły się przeróżne pnącza z pąkami kwiatów chabrów, wokół jego twarzy krzyżowały się dwie gałązki a w miejscu ich styku wyrósł ogromny kwiat Barwinka. Cały pokój pokryty był teraz kwiatami leczniczymi i przeróżnymi krzewinkami oraz gałązkami.

Odetchnąłem ze spokojem. Teraz będzie już tylko lepiej. Sunoo będzie żyć.

- Gdy kwiat barwinka zakwitnie Sunoo wróci do zdrowia. Możesz już być spokojny. - powiedział po cichu Beomgyu.

Strasznie bolała mnie głowa a ręce mi się trzęsły, nie wiem czy ze stresu a może z radości? Nagle poczułem jak Beomgyu przytula się do mnie.

Czy to sen? Nie. To napewno nie sen. Czułem dokładnie jego nierówny oddech muskający mój kark. Czułem jak równiez jemu trzęsą się ręce.

Jedyne co mogłem zrobić to objąć jego dłonie swoimi. Staliśmy tak przez minutę, może dziesięć. Nie liczyłem czasu. Dla mnie czas przy nim nie istnieje.

Gdy chciałem sie odwrócić Beomgyu speszony moim ruchem odsunął się nagle i wypaplał:

- To ja.. Ja. Ja już będę się zbierać. Dbaj o swojego przyjaciela i.. I o siebie równiez dbaj.. To.. To do zobaczenia w szkole.. - odwrócił się na pięcie i wybiegł z domu zamykając za sobą drzwi.

- Ale.. Nie powiedzialem nawet dobranoc.. - westchnąłem ciężko po czym popatrzyłem na Sunoo.

Jego oddech był wyraźny i stabilny. Jego blada jak dotąd skóra nabrała wcześniejszych ciepłych barw a na jego policzkach pojawiły się rumieńce.

Pąk barwinka nie urósł nawet o milimetr. Leczenie Sunoo z tych ran będzie bardzo długie, ale najważniejsze jest to, że udało się go uratować. Z małą pomocą, ale udało się.

Zmierzałem w kierunku swojego pokoju. Byłem wyczerpany. Ból głowy się nasilał, a oczy piekły mnie od nadmiernego płaczu. Zamykając drzwi do łazienki i opierając się o nie wypowiedziałem po cichu jeszcze kilka słów:

- Nie powiedziałem Ci co do Ciebie czuję Beomgyu...

_______________________________________

When the night meets the day •Taegyu•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz