Chapter 13 ~

241 23 12
                                    

- Scarlett! Jak miło Cię widzieć. - powiedział z uśmiechem Klaus i chciał mnie przytulić, ale się odsunęłam.

- Ciebie trochę mniej miło. Co ty sobie wyobrażasz? Najpierw znikasz bez słowa, a potem zaczepiasz moje dziecko!? - wykrzyknęłam wściekle.

- Nasze dziecko. - poprawił mnie Nik.

- Wnioskując po twoim tchórzostwie, ucieczce i innych rzeczach, których dokonałeś, chyba jednak tylko moje. - fuknęłam.

- Czułem, że się stęskniłaś. - burknął i w wampirzym tempie zniknął.

Wzięłam telefon i zadzwoniłam.

- Freyo, mamy problem. Ma na imię Niklaus. - wydusiłam na jednym wdechu i wróciłam do środka. Wiedźma powiedziała, żebym do niej przyjechała jak najszybciej. Wbiegłam do pokoju syna.

- Alex jedziemy do cioci i wujków. - wysapałam ciężko oddychając i spojrzałam na chłopca bawiącego się klockami.

- Dobrze. - powiedział z uśmiechem i zaczął zbierać klocki.

- Chodź kochanie, ja to sprzątnę jak wrócimy. Teraz idź nakładaj buty. - odparłam i zeszłam z nim na dół. Szybko nałożyłam buty i płaszcz po czym pomogłam małemu z butami i kurtką. Była dość późna jesień, więc ciepło nie było.

                                            ***

Z hukiem przekroczyłam próg i wściekła wbiegłam do salonu bez zbędnego pukania. Po co to komu?

- Ciszej bo dziecko mi obudzisz. - fuknął Kol przez zęby i wrócił do kołysania niemowlaka.

- Przepraszam. - jęknęłam i szybko czmychnęłam na górę schodami do sypialni Frey'i.

- Co Klaus tu do cholery robi? - warknęłam gdy zobaczyłam blondyna podduszającego czarownicę.
Szybko wywołałam u niego ból głowy i podbiegłam do dziewczyny.

- Nic mi nie jest. - powiedziała wysilając się na lekki uśmiech a ja pomogłam jej wstać. 

- Pojebało Cię? - krzyknęłam w stronę hybrydy, nie przestając sprawiać mu bólu. Po chwili rzuciłam nim o ścianę i przestałam.

- Nie masz prawa zabraniać mi spotkania z dzieckiem, żono. - mruknął i do mnie podszedł. Patrzyłam na niego z mordem w oczach.

- Uwierz mi, że mam do tego pełne prawo. - wycedziłam przez zęby i kontynuowałam. - Wychowuje go sama jak palec, praktycznie od niemowlaka, bo miałeś ciekawsze rzeczy do roboty. Co zechciało się kontaktu z synem? Po jebanych 3 latach jego życia? On nawet nie pamięta ojca! - dodałam krzycząc mu w twarz. Czułam jak łzy zbierają mi się w kącikach oczu. Pierdolony Mikaelson.

- Chce się widzieć z synem. - syknął i podszedł do mnie bliżej, po czym w wampirzym tępie przygwoździł do ściany.

- Miałeś czas na zmianę swojego nastawienia w pierwszych miesiącach jego życia. W twoich snach. - warknęłam i chciałam odejść, ale złapał mnie za ramię. - Teraz to się pierdol i mnie zostaw, tak jak to zrobiłeś wcześniej. - powiedziałam groźnie i wyszarpałam się z jego uścisku.

Dupek. Debil. Po prostu idiota. Zachciało mu się do rodzinki? Niech się pierdoli. - pomyślałam i zeszłam na dół do siostrzenicy i Alex'a, którymi opiekował się Kol z Maddie.

- Dzięki, że go przypilnowaliście i przepraszam za to, że obudziłam malutką. - odparłam i usiadłam obok Maddison trzymającej Lili.

Lilith Clarisse Mikaelson była przeuroczą brunetką z miodowymi oczami. Chodź była dość płaczliwym dzieckiem, wszyscy ją kochamy. Jestem nawet o dziwo jej chrzestną. A Elijah chrzestnym. Z panem garniturkiem mam dobry kontakt. Nie to co z jego wybranką, której ewidentnie moja obecność w posiadłości nie odpowiada. Wzięłam malutką na ręce od Mads i ją przytuliłam. Musiałam się uspokoić po przeżyciach dnia dzisiejszego. Mój synek wpełzł na moje kolana, a ja mocno go objęłam. Kocham takie dzieci. Nie są rozpieszczone, pyskate tylko kochane, urocze i grzeczne.

Mogłabym tak w nieskończoność ale usłyszałam ten brytyjski akcent, którym się tak stęskniłam. Chodź byłam wściekła nadal go kocham. Źle robię nie pozwalając mu zbliżyć się do syna? Przecież on sam uciekł. Ja już nic nie wiem. Będę fair w stosunku do siebie jak tak szybko odpuszczę? Raczej nie. Ale czekajcie.

On. Tutaj. Jest.

- Scarlett, proszę Cię. Możemy porozmawiać? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.

- Raczej nie mamy o czym. - powiedziałam nikłym głosem starając się na niego nie patrzeć. Nie mogę płakać. Nie na jego oczach. Byłam tyle czasu silna, teraz tez dam radę.

- Błagam Cię, wysłuchaj mnie. Odejdziesz, zamordujesz kogoś, walniesz mnie zrobisz co chcesz. Tylko wysłuchaj mnie wiedźmo. - odparł skruszonym tonem. Wywróciłam oczami i podałam delikatnie śpiącą Lilith Kol'owi, a Maddison podniosła śpiącego Alex'a z moich kolan. Podziękowałam im szeptem po czym udałam się za mężem. Nadal go tak nazywam? Kwestia przyzwyczajenia. Zaprowadził mnie do swojego dawnego gabinetu i przepuścił pierwszą przez drzwi. Chyba w końcu zrozumiał, że Elijah nie jest dżentelmenem po nic. Kobiety to lubią, zwłaszcza ja.

- Czego znowu chciałeś? - zapytałam oschle i posłałam mu spojrzenie pełne mordu.

- Chce tylko powiedzieć, że przepraszam. Chce mieć udział w życiu Alexisa. Chce mieć też kontakt z Hope. Po prostu, chce być w życiu własnych dzieci.

- Klaus Mikaelson przeprasza? Coś w lesie zdechło? - zaśmiałam się cierpko i spojrzałam na niego z dezaprobatą.

- Wiele rzeczy zdechło, nie znasz Stefana? - zapytał rozbawiony patrząc się wprost na mnie tymi głęboki oczami.

- Oczywiście, jak miałabym go nie znać? - odpowiedziałam i szeroko się uśmiechnęłam.

- Wiesz czarownice dużo o tobie plotkują. Wszystkie, zwłaszcza te stare. O naszym dziecku, ponieważ to kolejna trybryda i o tym ile osób zabijasz. Nie jesteś sobą- zaczął ale mu przerwałam.

- Niech zamkną pizdy. - fuknęłam. - Mają niewyparzone ryjce to ich problem. A ty co święty? Nigdy nikogo nie zabiłeś? - dodałam obrażona. Niklaus przyprawiał mnie o ból głowy. Denerwuje mnie. On tylko parsknął śmiechem i do mnie podszedł.

- Kochanie, nie wyliczaj mi ile osób zabiłem. Dobrze wiesz na kogo się pisałaś. - odparł i chytrze się uśmiechnął. Mrugnął do mnie? Serio? Mikaelson nie stać cię na więcej. Kochanie, chyba sranie żadne kochanie. Ja mu zaraz dam kochanie. Jebne w ten pusty łeb wtedy będzie miał kochanie.

- Niestety. - mruknęłam zrezygnowana i ziewnęłam. - To tyle? - dodałam po chwili znudzonym głosem.

- Wydoroślałaś.. - szepnął oglądając mnie od góry do dołu. - Jesteś piękniejsza niż wcześniej. - oznajmił po chwili. Jebany lizodup.

- Nie podlizuj się Mikaelson. - jęknęłam zirytowana.

- Ja? Nigdy? - mruknął perfidnie. - Żono. - palnął  z cwaniackim uśmieszkiem. Zabije go kiedyś.

- Ciesz się lepiej, że nie mam kolka z białego dębu. Chodź bardzo korci mnie by go znaleźć. - warknęłam i już chciałam wstać i wyjść gdy usłyszałam szept przy uchu.

- Mogę chociaż poznać syna? Nie widziałem go tyle czasu. - zapytał.

- Klaus..

*************************************************

Dobry, macie rozdział. Będą codziennie do końca mego siedzenia w domu na antybiotyku. Pozdrawiam was kochani i jak dobrze pójdzie jeszcze dzisiaj wstawię kolejny!

A jak się podobał?

Do zobaczenia! Ps. Myślę, że powoli zbliżamy się do końca

Psychopaci, trzymają się razem. ~ Klaus MikaelsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz