Rozdział VII

91 11 6
                                    


Książę nie potrafił zbyt długo żyć bez ukochanej. Kilka minut, jakie był w stanie poświęcić Antoinette w ciągu dnia, wystarczały mu ponad wszystko. Wolałby móc wydzielić jej więcej czasu, ale niestety nie był w stanie. Starał się szanować żonę i to robił, dochowywał wierności przysiędze małżeńskiej, ale nie znaczy to, że w pełni był w stanie poświęcać jej swój czas. W jego życiu była inna kobieta i nie zamierzał udawać, że jest inaczej. Chciał po prostu być przy matce swojego pierworodnego dziecka, nie było to chyba czymś złym? Coraz bardziej przekonywał się nawet do tego, by powiedzieć o Antoinette swej żonie. Nie chciał tego dalej ukrywać. Był świadomy oczywiście, że zapewne prawda nieco odbierze mu jej zaufanie, ale wolał, by dowiedziała się o jego potomku od niego. Nie mogła go też oskarżać o niewierność, w końcu to dziecko zostało poczęte przed ich ślubem, to chyba mimo lekkiego zdenerwowania nie powinna zareagować źle, przynajmniej taką miał nadzieję. Przyszedł przed czasem do jednej z niezamieszkałych komnat, w której zawsze spotykał się z ukochaną. Tu czasem malował jej portrety, gdy akurat byli w zamku. Choć i tak częściej zdarzało mu się robić to w miejscu, do którego nikt prócz niego i paru zaufanych osób nie miał wstępu. W swojej samotni w środku lasu, gdzie mogli pozwolić sobie na większą wolność i swobodę. Tu na przykład nie miałby odwagi malować aktów Antoinette, tym bardziej, teraz kiedy był żonaty.

Jednak kobieta nie zjawiała się dość długo w umówionym miejscu, co mężczyznę martwiło. Dlatego też zbiegł do komnat dla służby, gdzie wywołał niemałe zamieszanie. W końcu nieczęsto władca pojawiał się wśród nich, tym bardziej bez wyraźnych zaleceń, ale za to z obranym celem. Podejrzewał, że niejedna osoba była świadoma jego relacji z blondynką, ale z samego szacunku do swojego władcy nie mówiono o tym wszem wobec. W końcu nie mieli powodu, by komentować działania księcia, a i też żadnego prawa, by poddawać je ocenie.
Wszedł do komnaty, którą zajmowała Toni. Zauważył ją leżącą na łóżku, bladą, osłabioną. Podszedł do niej i przyłożył sobie jej dłoń do policzka. Wiedział, że czasem miewała gorsze dni, ale nieczęsto był tego świadkiem. Nigdy nie miała mocnego zdrowia, lecz za to los obdarzył ją niezłomnym charakterem i siłą ducha. 

Kobieta podniosła na niego zmęczone spojrzenie.
— Wybacz kochanie, że nie przyszłam... nie byłam w stanie — szepnęła cicho, przejeżdżając delikatnie dłonią po jego policzku. Wolała, by nie widział jej w takim stanie. Zawsze za mocno się martwił, a tego nie chciała, to nie na niej teraz miał się skupiać, był przecież żonaty. Zresztą sama nigdy nie chciała być dla niego problemem, pragnęła dzieci, rodziny, ale wiedziała, że dla księcia nie byłoby to proste, dlatego wolała dbać o to, aby po prostu nie sprawiać mu kłopotów, przez cały okres trwania ich romansu brała zioła, które miały zapobiec ewentualnej ciąży. Kiedy jednak zorientowała się, że nosi w swoim łonie dziecko... była po prostu szczęśliwa. Znaczyło to, że przynajmniej będzie miała kogoś, kto będzie pamiątką łączącego ich uczucia. Kimś, kto będzie zawsze jej przypominał o księciu, jak kiedyś zmuszona będzie odejść z pałacu. Nie żałowała, że tak się stało. I wątpiła, czy kiedykolwiek będzie żałować.

— Antoinette... Powinnaś kogoś po mnie posłać, jak źle się poczułaś. Nie możesz przede mną ukrywać takich rzeczy—martwił się o nią, o ich dziecko. Nie chciał, by cierpiała.

— To nic takiego, każdy miewa gorsze dni — Chciała móc udawać silną, ale prawda była taka, że ciężko było jej grać. Z każdym dniem jej stan ulegał pogorszeniu. Uśmiechała się, by pokazać, że wszystko jest w porządku, lecz było wręcz przeciwnie. Z minuty na minutę, ten płomyczek życia w jej sercu tlił się coraz mniej wyraźnie.
 — Nie powinieneś był tu wchodzić. Nie możesz narażać swego zdrowia i ryzykować tak wyłącznie dla mnie. Wiesz, że medycy wciąż nie mają pewności-... — zakasłała kilkukrotnie, zasłaniając usta ręką, przez co na białym rękawie jej koszuli nocnej pojawiło się kilka kropel krwi. Dla niej widok ten nie był nowością. Była świadoma stanu, w jakim się znajdowała. Martwiła się tylko, jak zareagować mógł na to jej ukochany, który po raz pierwszy widział ją w ten sposób. Uniosła na niego swój smutny wzrok, chcąc choć trochę go pocieszyć. Była pogodzona z losem, który Bóg zrzucił na jej barki. Była pogodzona z chorobą, z którą musiała się mierzyć. Dlatego choć wiedziała, że mogło nie zostać jej już wiele czasu, była spokojna.

Anioł z Kryształu || Część PierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz