Rozdział XIV

87 7 0
                                    

— Życzyliście sobie mnie widzieć. Co było tak pilną sprawą, że wymagało to przerwania mi spotkania z hrabiną de Clisson? — zapytała, lustrując wzrokiem wszystkich zgromadzonych w sali obrad. Kobietom z reguły nie pozwalano uczestniczyć w tego typu przedsięwzięciach, stąd też wahała się przez dłuższą chwilę, które z wolnych miejsc powinna zająć. Finalnie usiadła jednak na stojącym w honorowym miejscu, bo na końcu stołu, niewielkim tronie, który jak dotąd zajmowany był zapewne przez jej męża. Skoro w związku z jego słabym stanem zdrowia chwilowo przejęła wszystkie jego obowiązki, to jego miejsce także mogła, prawda?

— Nie chcieliśmy, wasza wysokość, niepokoić waszego małżonka... powinien zdrowieć, ale są pewne niecierpiące zwłoki dokumenty, które trzeba podpisać. Stąd pani, jako księżna, jest nam potrzebna. Zapewne fakt, że w czasie niedoli, ktoś sprawował pieczę nad wszystkim, ucieszy waszego małżonka...

— Książę nie wspominał mi o żadnych dokumentach, kiedy ostatnio u niego byłam. Przekonywał mnie, że mimo swojego stanu zadbał o to, by wszelkie istotne sprawy rozwiązane zostały bez opóźnień. — odparła, spoglądając na grupę doradców nieco podejrzliwie. Ostrzegano ją, że niewielu mężczyznom z tego towarzystwa można tak naprawdę ufać. Pomimo wysokiej rangi stanowisk, jakie zajmowali, mieli z księciem dość napięte stosunki i jasno wyrażali swoje niezadowolenie w związku z niektórymi podejmowanymi przez niego decyzjami. Jego wysokość obciążył ich dodatkowymi podatkami i zabrał im część przywilejów, a tym samym przyczynił się do tego, że możnowładcy znacznie stracili na znaczeniu. Czemu więc Jeanne miałaby im ufać, skoro niektórzy skrycie marzyli zapewne o tym, by w odwecie wbić Franzowi w plecy nóż?


— Wasza wysokość... proszę tylko to podpisać, nie będzie pani zawracać sobie tym głowy — jeden z doradców podał jej pióro i wpatrywał się w nią intensywnie. Nie musiała wcale tego czytać, przecież i tak ledwo co zrozumie... 

— Zapoznam się z tym, co dla mnie macie i jutro przekaże wam swoją decyzję — powiedziała spokojnie i z powagą. Kanclerz z całą pewnością byłby w stanie dalej uparcie ją przekonywać, gdyby drzwi komnaty nagle się nie otworzyły.

— Przepraszam za spóźnienie, byłem przekonany, że spotkanie ma się zacząć po nieszporach, a nie przed. Chyba ktoś przekazał mi błędną informację — William przeszedł przez całą salę niczym władca i usiadł na krześle obok jej wysokości. Jako najbliższy przyjaciel księcia znał jego wolę o wiele lepiej niż żona.

— Tak, z całą pewnością ktoś przypadkiem musiał wprowadzić pana w błąd, generale Cavendish — odezwał się jeden z najmłodziej wyglądających mężczyzn, intensywnie wpatrując się w ich dość niespodziewanego gościa. Bo tak, nikt nie spodziewał się, że William zjawi się na czas. Nie po to przecież starano się, by informacja o przesunięciu planowanych obrad rady książęcej do niego nie dotarła; ale tak, on musiał po prostu czuć już, co się święci, za dobrze znał ludzi, z którymi miał tę wątpliwą przyjemność stać u boku jego wysokości.

— Proszę nam wybaczyć to zamieszanie, nie sądzisz chyba, Williamie, że mielibyśmy celowo uniemożliwić Ci udział w zgromadzeniu kolegium? — rzucił zaraz kolejny z doradców - kanclerz, który wcześniej tak bezskutecznie zachęcał jaśnie panią, do podpisania tajemniczego pergaminu.

— Nie zmienia to jednak faktu, że biorąc pod uwagę chorobę naszego wspaniałego księcia, jej wysokość ma prawo sama podejmować pewne decyzje. Nawet jeżeli mogłyby one spotkać się później z niezadowoleniem jego wysokości. — zagaił nieco grubawy mężczyzna o delikatnie siwych już włosach, wzruszając przy tym lekko ramionami. — Książę sam udzielił swojej żonie tego przywileju, by pod jego chwilową nieobecność, mogła przejąć część jego obowiązków, co się z tym wiążę, wszystko, co podpisze, jest w świetle prawa ważne — dodał, składając razem dłonie.

Anioł z Kryształu || Część PierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz