Rozdział XII

79 9 3
                                    

Życie zazwyczaj nie układa się po naszej myśli. Jednego dnia jesteśmy pełni nadziei na lepsze jutro, wręcz pewni szczęścia, które nas spotka w życiu. Drugiego zaś dnia spotykają nas same rozczarowania, wszystkie plany i marzenia sypią się jak domek z kart. Książę coś o tym wiedział. Mężczyzna, który każdego dnia był wzorem siły i uporu, był teraz od wielu tygodni przykuty do łóżka i mało kto przewidywał mu poprawę jego stanu. Nie wspominając o tym, że nie pozwalano mu nawet wziąć w ramiona córki, którą na cześć jej zmarłej matki nazwano Antoinette. Czy był gotowy na śmierć? Z jednej strony tak. Żył w czasach, w których śmierć zbierała swoje żniwo dość chętnie. Jednak nie był gotowy na to, by umrzeć w tak pozbawiony godności sposób. Miał duszę wojownika, nie mógł sobie pozwolić na śmierć z tak błahego powodu, jak choroba. Niestety los wodzi nas za nos zawsze, gdy mamy jakiś ustalony w życiu cel. Jednak były rzeczy, które się w życiu nie zmieniały. Uniósł wzrok na przyjaciela, który właśnie wszedł do jego sypialni z gąsiorkiem i dwoma szklankami.
— Mnie uczono, że ostatnie namaszczenie wygląda nieco inaczej — zaśmiał się, lecz przy tym chwycił go atak kaszlu. Nawet tak prostej czynności nie mógł normalnie wykonać, bez przypominania sobie o chorobie.

— Chyba nie sądziłeś, że odpuszczę Ci przez wzgląd na twój stan zdrowia? Choroba chorobą, ale masz swoje obowiązki, których nie możesz zaniedbywać, mój drogi — nalał jego wysokości piwa, a następnie z nieco teatralnym ukłonem wręczył mu kielich, niczym ksiądz wino podczas koronacji. — Picie z przyjacielem jest właśnie jednym z takich obowiązków, dlatego nie komentuj, tylko zaakceptuj swoją marną sytuację, nie masz sił, by mnie stąd wyrzucić, a ja nie zamierzam dobrowolnie wyjść. Innymi słowy, pij, bo nie ma opcji, bym Ci to odpuścił — zaśmiał się, sobie również nalewając trunku. Zajął miejsce na fotelu tuż przy łóżku, założył nogę na nogę i spojrzał na mężczyznę z uśmiechem. 

— Sądzę, że mam bardziej niecierpiące... zwłoki obowiązki, niż picie z tobą — Choć oczywiście przyjął od przyjaciela naczynie, nie mógł postąpić inaczej. W końcu miał prawo do ostatnich radości w życiu. Co prawda nie zamierzał się wybierać w stronę światła, ale życie mogło pokierować go nieco inaczej, dlatego nie chciał być tego pewnym. Pragnął jeszcze nieco pożyć, zobaczyć, jak dorastają jego dzieci... a przed tym jeszcze doczekać narodzin swego drugiego dziecka. 

William machnął tylko ręką w odpowiedzi na słowa księcia. Swoje sobie mógł powiedzieć, ale było jasne, że cieszył się z możliwości goszczenia go u siebie, taka prawda.
 — Trochę się rozleniwiłeś, widzę. Zmartwię cię, ale nie wyglądasz już jak grecki bóg. Chyba że jak Dionizos po sporej dawce wina, ale w sumie zawsze to lepsze niż nic, prawda?

— Wiesz, że zawsze to charakter Marka Antoniusza do mnie przemawiał, więc Dionizos do mnie pasuje... choć patrząc na nasze dzisiejsze życie, tobie do niego prędzej — jednak jego wysokość dochowywał swej małżonce wierności, czego nie można było powiedzieć o brunecie, ale niewierność była z drugiej strony wpisana w jego relację z małżonką.

— Och przestań, nie musisz wypominać mi mojej niewierności. Wystarczy już, że moja matka robi to na każdym kroku. Szkoda tylko, że w jej przypadku przyczyną tego jest obawa o to, czy przypadkiem nie doczeka się wnuków z nieprawego łoża — parsknął śmiechem, rozkładając się wygodniej na fotelu. Wypił całą zawartość swojej szklanki, a następnie z trzaskiem odłożył ją na szafkę nocną.
— Ale to nieważne. Mów lepiej, jak się miewa moje złotowłose słoneczko? Starość nie radość, co? — zapytał z ponownym towarzyszącym temu śmiechem. Pomińmy fakt, że sam był od blond księżniczki starszy. O kilka lat, ale całkiem dobrze się trzymał. W końcu to nie on był teraz przykuty do łóżka, nie będąc w stanie wydusić z siebie słowa bez kaszlu. William to czuł się nawet, jakby ledwie osiągnął wiek dwudziestu lat, pomińmy fakt, że miał prawie dwa razy więcej.

Anioł z Kryształu || Część PierwszaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz