Wiem rozdział miał być już dawno. Chcialam wstawić go tak idealnie 25.10 o 13.25 bo wtedy dokładnie kończyłam 15 lat aczkolwiek bylam tak chora ze nie dałam rady poprostu nic napisać.... ale już wracam!
***
-Usiądźmy juz do stołu. - Zarządziła mama Nataniela.
Bez zbędnych słów wszyscy wykonali polecenie Pani domu. Nataniel usiadł koło swojego ojca, a ja zajełam miejsce obok niego. Po drugiej stronie stołu siedziały siostry Nate oraz jego mama. Dzieci zostały w wózku który stał za mną.
-Więc czym się zajmujesz? - Zpytł Ojciec mojego chłopaka.
-W zasadzie to jeszcze niczym, skończyłam technikum o profilu reklamy.
-Reklamy powiadasz? Wątpie aby miało to jakie kolwiek perspektywy.
-Moim zdaniem ma ogromne. Da się robić po tym kierunku wiele rzeczy.
-Czemu zatem nie pracujesz w zawodzie?
-Poniewaz aktualnie moje dzieci mają nieco ponad miesiąc i nie zostawię ich z opiekunką.
-Nie uważasz że powinnaś zaczac cos robic w życiu aby zapewnić tym dziecia jakas przyszłość? Życie na jakimś poziomie?
-Przepraszam bardzo ale czy Pan uwaza ze moim dziecia czegos brakuje? Mam pieniądze i jak narazie nie zapowiada się na to aby miało mi ich nie wystarczyć. Kupilam tez dom w którym dzieci mają odpowiednie warunki.
-Nie podoba mi się ze mówisz moje dzieci, te dzieci są również mojego syna nieprawdaż? Chociaz w sumie wszystko okaże się dopiero kiedy zrobimy testy na ojcostwo. - Zamurowalo mnie. No poprostu nie wierze! Jak można być takim prostakiem, no jak?! - Moim zdaniem te dzieci nie będą mieć z tobą dobrego życia i jeśli okaże się że to moje wnuki to wiedz ze tak tego nie zostawię i nawpewno nie będą z tobą mieszkać.
-Stop! Opanuj sie Wiliam. - Mary podniosła glos na swojego męża. - Nie możesz oczerniać jej pomimo tego ze nic o niej nie wiesz. Ja się na to nie zgadzam i lepiej skoncz bo ja tylko krzycze a popatrz na Nataniela. Jeśli się zaraz nie uspokoisz to jestem pewna ze skończysz conajmniej z połamanym nosem. - Warkneła.
-Nie ma prawa mi Pan mowic jak mam postępować ze swoimi dziećmi. Będę je wychowywać jak będę chciała a Pan nie ma tutaj nic do powiedzenia. Dziekuje Mary za obiad i zaproszenie ale ja juz bede się zbierać.
-Nie, chodz ze mną na górę chętnie poznam dzieciaczki mojego brata idoioty. - Odezwala sie Madison.
-To wy juz idzcie a ja zaniosę wam na górę dzieci.
-Jasne. Paa - Madison wciągnęła mnie na górę i poprowadziła do swojego pokoju.
-Opowiadaj. Co się z tobą działo przez ten cały czas?
-No cóż. Wyjechałam urodziłam dzieci i przyjechałam. Nie wiem w zasadzie co więcej mogłbym Ci powiedzieć.
-I sama tam bylas?
-Byl jeden facet jeśli o to ci chodzi. Ale on nic takiego nie znaczył. Poprostu mi pomagał.
-Napewno nic nie znaczył?
-Napewno Mad napewno.
-W zasadzie to... - Wypowiedz Mad przerwał Nate który właśnie wprowadził Wózek do pokoju.
Chłopak usiadł koło Madison i czekał aż się odezwiemy. Spojzalysmy na siebie nie rozumiejac czemu chlopak tutaj jest i po chwili Mad zaczela mowic.
-A ty co tutaj robisz? Miałeś tylko dac dzieci i iść do siebie.
-Gdy ja chce z nimi posiedzieć. Z nimi i z wami.
-A my chcemy babskiego wieczoru! Wyjątkiem sa ci Mali dżentelmenowie. - Wskazala na wozek w którym znajdowali się nasi synowie.
-Musze porozmawiać z Lilą. Mogłabyś wyjsc?
-Nie no Nate nawet mnie nie rozśmieszaj. Idź do diabła. Pozniej pogadacie. Teraz czas na odstresowanie.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale. Wynocha!
Nate posłusznie wyszedl z pokoju a my zaczęłyśmy luźna rozmowę. Zrobilsmy sobie maseczki Mad przyniosla jeszcze szampana, oczywiście pikolo bo pod nasza opieka byly dzieci. W zasadzie dzieci były pod moja opieka ale dziewczyna stwierdziala ze musi być ze mną solidarna i pomoc opiekować się tymi małymi istotkami tymbardziej ze jest ich ciocią. Minelo nam tak jakies trzy godziny ale dzieci stwierdzili ze koniec tej laby i są głodne. Jak to na nich przystało jeśli czegoś chca to wsyztskie naraz wiec tak było tez i tym razem.
Popatrzylam niepewnie na Mad.
-Trzeba zrobić im mleko. Ale ja tam nie pojde nie chce natknąć się na twojego ojca.
-Spoko ja pójdę. Tylko daj to wsyztsko co tam trzeba zrobić i powiedz jak. Dam sobie radę.
-No to tutaj masz buteleczki. Do każdej musisz nalac wody i wsypać to. To jest mleko jak coś. Iw sumie pozniej to tyle.
-A ile tego mam wlac i wsypać?
-Tam masz karteczkę. Z tyłu i wszytsko jest napisane.
-Dobra wroce za jakieś piec minut. - I juz jej nie było a ja zostałam sama z domowym koncertem.
Do pokoju po chwili ktos wszedl myslalam ze to Mad i czegos zapomniala lecz gdy uslyszalam ten glos...
-Nawet nie potrafisz ich uspokoić?- Zapytal z wyczuwalna w głosie kpiną Pan Wiliam.
-Czemu mnie Pan tak nienawidzi. Czy ja zrobilam cos złego? Dzieci są głodne i dlatego placza to nie moja wina. - Mowilam powstrzymujac łzy.
-To czemu nie nakarmiłaś ich na czas! - I znow te pretensje. Nie da się tak wytrzymać!
-Nie da się tak! Gdy dzieci chca jesc poprosty placzą, są za małe zeby powiedzieć! Nie można ich karmić na siłę! - Puściły mi nerwy. Ile można tłumaczyć dorosłemu mężczyźnie że to są małe dzieci i to tak działa. Przeciez ma swoje dzieci i powinien o tym juz dawno wiedzieć!
-W takim razie idz do swojego domu ktiry kupilas dla nich i juz sie tutaj nie pokazuj! - Z oczu poleciały mi łzy. Co za palant! Chcial wyjsc lecz drogę zagrodziła mu Madison.
-Przesadziłeś. - Warkneła. - Jak możesz. Gdzie jakikolwiek szacunek do niej i do własnych wnuków? Zawsze powtarzałeś nam ze każdemu niezależnie od pochodzenia, majątkowosci czy tez rodziny należy okazywać szacunek. A sam co robisz?! Ją tymbardziej powinieneś szanować będzie kiedys twoja córką! A te dzieci juz w tym momecie sa twoimi wnukami i skończ pierdolic na temat testów na ojcostwo! Nic z tego! Nie sodtaniesz ich! A teraz wyjdz stad. Musimy nakarmić dzieci.
-A do mnie nie potrafisz juz odnoscic sie z szacunkiem? Do własnego ojca?
-Mialam kiedys do ciebie ogromny szacunek z reszta teraz tez mam ale to nie znaczy ze zawsze będę przyznawać ci racje. Nie zawsze tez bede popierać Twoje słowa czy działania. Teraz juz wyjdź.

CZYTASZ
Zależy mi na was
RomanceZapraszam na trzecią część książki. Pierwsza część - Czy to juz czas na lepsze jutro? Druga część - Miałeś być na zawsze