Pov. Nataniel
Od pietastu minut szykam Madison i nigdzie nie mogę jej znaleźć. Przeszukałem cale pietro dzwoniłem chyba z dziesiec razy i nic. Wlasnie wchodze do piwnicy bo to autentycznie jedyne pomieszczenie gdzie moze byc. Pozatym ze zniknęła Madison nie ma też Lilki i dzieci. Dzwoniłem oczywiście do Lili ale ona tez nie odbiera. Otwieram dzwi do piwnicy i schodzę schodami w dół w pomieszczeniu swieci sie światło co uznaje za dobru znak podchodzac bliżej udaje mi się także usłyszeć głosy stamtąd dochodzace. Ostrożne wychylam się zza ściany.
-No wreszcie! Szukałem was od jakis pietnastu minut i juz miałem dzwonić na policję.
-Czesc? - Jako pierwsza odezwala sie Lila.
-Oj braciszku chyba sie starzejesz. Za bardzo wszystko wyolbrzymiasz. - Dodaje moja wspaniala siostra.
-Madiosn sprawa jest.
-Co się dzieje?
-Chodz ze mną na chwilkę.
-Ee okej?- Odowiada troche zmieszana choc wynika to pewnie z tego ze nie chce mowic przy mojej dziewczynie.
W ciszy doszliśmy do jej pokoju. Czułem ze czeka na mnie awantura za sytuacje w piwnicy ale miałem nadzieje ze to co chce zrobić troche powstrzyma zapal Mad do krytyki wobec mnie.
-Co to miało być? Chcesz odbudować jej zaufanie odciągając mnie od niej i mowiac niemo ze chcesz gadać na osobności? Przeciez to oczywiście że mazz przed nią jakies tajemnice! Jakim cudem ty jesteś tak glupi! Niemozliwe ze jestesmh rodzeństwem! Nie wierze w to! Moze cie adoptowali- Dodala pod nosem.
-Przestan! To w ważnej sprawie. Ja się nie znam a ty możesz mi pomóc.
-Slyvham tej ważnej sprawy. Oby faktycznie byla wazna.
-Wiec chce oswiadczyc sie Lilce.
-Oooooo dobra. To faktycznie ważna sprawa nie cierpiącą zwłoki i nie ważne czemu wczesniej mi o tym nie powiedziałeś?
-Bo wczesniej nie potrzebowałem twojej pomocy.
-A teraz w czym jej potrzebujesz w takim razie?
-Musisz wybrać pierścionek. Sam nie wiem jaki jej sie spodoba i całkowicie sie na tym nie znam a ty masz tego pełno wiec napewno coś wymyślisz.
-Oczywsvie ze wymyślę. Bardzo dobrze se sie mnie poradziłeś bo tak to pewnie bys kupił nie wiadomo co.
-To możemy jechać dzisiaj?
-A kiedy chcesz się jej oswiadczyc?
-Nie wiem? Myślałem o sylwestrze. Wiesz tak idealnie o północy. Chyba bylo by dobrze vo nie?
-No mysle ze tak ale jeszcze coś wymyślimy.
-Dobra to o piętnastej pod galeria?
-Mi pasuje.
-To zgarne jeszcze po drodze Charlotte i widzimy się na miejscu. - Powiedzialem po czym nie czekając na odpowiedź wyszedłem z pokoju mojej siostry.
Była trzynasta dwadzieścia trzy wiec do umówionego czasu zostało mi jakieś półtorej godziny.
Zabrałem z pokoju Świerże ubrania po czym poszedłem do łazienki. Wzialem szybki prysznic i sie przebrałam. Wrocilem jeszcze tylko do pokoju po karte i telefon i poszedłem do piwnicy.
-Lila!
-Co tam? - Odpowiedziala moja mam nadzieje przyszla narzeczona
-Ja musze wyjsc. Wroce wieczorem. Dasz sobie radę?
-Oczywiscie. Mad mi pomoze jesli nie będzie nigdzie wychodzić a wrazie czego zadzwonię do taty bo i tak chcial zobaczyc sie z dziećmi.
-Jutro w końcu zamieścimy to ogłoszenie i kogoś zatrudnimy bo czasami jednak przydałyby się Jkies rece do pomocy.
-Dobra to miłego dnia. - Mowiac to podeszła do mnie i pocałowała lekko w usta. Ostatnio codziennie gdy gdzieś wychodze tak robi. To jakiegos rodzaju nasza rutyna.
-Dziekuje. - Powiedzialem ucinając bo naprawde mam mało czasu.
Dojazd do rodziców zajmie mi conajmniej pol godziny jesli dopisze mi szczęście a znając korki w naszym mieście jest to praktycznie niewykonalne. Znając życie Charlotte nie będzie mogła wybrać się z domu i spędzimy ze dwadzieścia minut na samym wyhsciu a xroga do galerii to kejne pietnascie minut. Daje nam to w sumie okolo godziny a mi zostało pięćdziesiąt minut.
W pośpiechu zakładam buty i biorę z wieszaka kurtkę. Po drodze zabieram też kluczyki od auta i zanim się obejze pędzę ulicami Los Angeles.
Do mojego rodzinnego domu docieram w pol godziny z czego jestem ogromnie zadowolony bo nie sądziłem że o tej poze to możliwe. Otwieram drzwi kluczem który wciaz mam i wchodzę do domu.
-Mamo! Charlotte! - Wolan a po chwili w salonie pojawiają się wczesniej wymienione panie.
-Natee! - Wola Charlotte i rzuca mi się na szyję.
-Nataniel Synu kiedy ja cie widzialam dziecko. Co cie sprowadza? - Pyta mama.
-Chcialen zabrac Charlotte na zakupy.
-Lec sie szykować córciu. Gdzie będziecie jechać? - pyta po chwili gdy dziewczyna jest juz poza zasięgiem naszego wzroku.
-Do galerii?
-Chcesz mi o czymś powiedzieć?
-Madison?
-Oh nie gniewaj się na nią. To ja powinnam być zła na ciebie. Powinnam jako pierwsza dowiedzieć się o tym ze chcesz się oswiadczyc Liliannie. Jestem twoja matka! - Obuzyla sie moja rodzicielka.
-Dobfze juz dobrze. Chce aby Mad pomogła wybrać mi pierścionek a Charlotte chce kupić jakas zabawkr czy cos bo ostatnio spędzamy razem bardzo mało czasu.
-Bardzo cieszy mnie ten fakt jednak moze chcesz zabrac ze sobą swoja stara matke. Tez chce być przy tej chwili kiedy moj synek który jeszcze niedawno mowil ze nigdy nie zalozy rodziny kupuje pierścionek zaręczynowy.
-Idz sie ubierać. - Warknalem a na twarzy kobiety pojawił się usmiech i wydawała się ignorować moje scepytczne nastawienie co do tego pomysłu. Po chwili usłyszałem tylko trzask drzwi i zorientowałem się ze moja matka siedzi juz w samochodzie i czeka na tą wspaniala podroz.

CZYTASZ
Zależy mi na was
Storie d'amoreZapraszam na trzecią część książki. Pierwsza część - Czy to juz czas na lepsze jutro? Druga część - Miałeś być na zawsze