Rozdział 6

285 38 2
                                    

Zostawił ją na dokładnie dwie minuty. Tyle czasu wystarczyło, by zorientował się, że panna de Clare nie posłuchała jego słów. Gdy spojrzał w kąt, w którym widział ją po raz ostatni, zaczął nerwowo rozglądać się po sali.

Dziewczyna była upojona alkoholem i to on był temu winny. Owszem, było to zabawne, ale tylko do czasu. Nie chciał, by z jego powodu stała się jej krzywda. Ta niewinna zabawa mogła narobić mu sporo problemów, ale było już za późno, aby myśleć o jej skutkach.

Rozejrzał się wokół. Odetchnął z ulgą, widząc Vivienne w towarzystwie kilku dam. Ruszył w ich kierunku, w rękach ściskając szklankę wody, przeznaczoną dla panny de Clare.

- I ma bzika na punkcie powieści panny Beth.

- O kim rozmawiacie?

Damy widząc, że do nich dołączył, wydały z siebie ciche westchnienie. Tylko panna de Clare nie przejęła się jego obecnością.

- Lordzie Vane. Długo pana nie było. Gdzie się pan podziewał?

Całe dwie minuty i dwadzieścia sekund, zadrwił w myślach.

- Przyniosłem coś dla pani.

Podał jej szklankę z wodą, którą ochoczo od niego przyjęła.

- Dziękuję. Od tego plotkowania zaschło mi w gardle.

Vivienne wzięła porządny łyk. Woda była przyjemną odmianą. Nie była tak ekscytująca, jak bąbelkowy szampan, ale przyniosła ukojenie.

- Więc o kim rozmawiałyście - spojrzał wyczekująco w stronę Vivienne.

- O Nicole - wtrąciła się Olive.

- Naprawdę? - spojrzał z zaciekawieniem na pannę de Clare. - Czy chciałaby się pani podzielić czymś jeszcze z nami na temat pani kuzynki, panno de Clare? Jak na przykład, miejscem jej aktualnego pobytu?

- Ani mi się śni! Nigdy tego panu nie zdradzę - obrażona odwróciła się w przeciwną stronę, wysoko zadzierając nos.

Cóż, przynajmniej próbował.

Powinien zapamiętać, że panna de Clare jest lojalna nawet w stanie upojenia alkoholowego.

Co za szkoda.

- Wicehrabio, czy były pan tak uprzejmy i raczył opowiedzieć nam historię o pana posiadłości. Podobno jest ogromna - powiedziała z zachwytem Portia.

- Nie ma o czym mówić.

- Dlaczego nigdy nie wydał pan żadnego przyjęcia? - zapytała zaciekawiona Olive. - Pana dom ma największą salę balową w całym MayFair.

To zainteresowanie osobą Vane'a schlebiało mu. Młode panny były ciekawe jego życia, które umiejętnie przed wszystkimi skrywał. Było ono tajemnicze i zarazem ekscytujące. A przynajmniej było tak w oczach socjety. Z perspektywy Daniela stało się ono w ostatnim czasie dość nudne z powodu nadmiaru obowiązków. Poszukiwania Nicole de Clare strawiły, że znów poczuł dreszcz ekscytacji.

- Cóż, nade wszystko cenię sobie prywatność.

- Ale to niedługo się zmieni, prawda? Gdy ożeni się pan z Nico... - Olive posłała Edwinie kuksańca w bok. - Chciałam powiedzieć, gdyby w przyszłości pana żona nalegała na wydanie balu.

- Zobaczymy.

Vivienne umierała z nudów. Stała obok i przyglądała się temu, jak trzy damy wzdychały wokół wicehrabiego.

Co za cynizm, pomyślała.

Vane był przystojny, ale za to miał nieznośny charakterek. Z żalem przyznała, że wiele panien na wydaniu skupiało się tylko na trzech rzeczach, jeśli chodzi o mężczyzn. Przede wszystkim była to uroda, bo kto chciałby się związać z kimś mało atrakcyjnym. Z kimś, u czyjego boku będzie się budzić co ranek. Po drugie, majątek. Im kawaler miał więcej posiadłości tym lepiej. Oznaczało to możliwość spędzenia lata w mieście, zimy na wsi, a świąt, kto wie, może i za granicami Anglii. Liczyło się również to, jak wiele przyszły mąż posiadał pieniędzy. Przecież musiał jakoś rozpieszczać przyszłą żonę, a im więcej błyskotek i diamentów tym szczęśliwsza kobieta. Na koniec pozostał jeszcze tytuł. Każda dama chciała być zapamiętana, a nie mogła zrobić tego lepiej, wżeniając się w jakiś stary ród.

Jak Pokochać ŁotraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz