Zostawił ją na dokładnie dwie minuty. Tyle czasu wystarczyło, by zorientował się, że panna de Clare nie posłuchała jego słów. Gdy spojrzał w kąt, w którym widział ją po raz ostatni, zaczął nerwowo rozglądać się po sali.
Dziewczyna była upojona alkoholem i to on był temu winny. Owszem, było to zabawne, ale tylko do czasu. Nie chciał, by z jego powodu stała się jej krzywda. Ta niewinna zabawa mogła narobić mu sporo problemów, ale było już za późno, aby myśleć o jej skutkach.
Rozejrzał się wokół. Odetchnął z ulgą, widząc Vivienne w towarzystwie kilku dam. Ruszył w ich kierunku, w rękach ściskając szklankę wody, przeznaczoną dla panny de Clare.
- I ma bzika na punkcie powieści panny Beth.
- O kim rozmawiacie?
Damy widząc, że do nich dołączył, wydały z siebie ciche westchnienie. Tylko panna de Clare nie przejęła się jego obecnością.
- Lordzie Vane. Długo pana nie było. Gdzie się pan podziewał?
Całe dwie minuty i dwadzieścia sekund, zadrwił w myślach.
- Przyniosłem coś dla pani.
Podał jej szklankę z wodą, którą ochoczo od niego przyjęła.
- Dziękuję. Od tego plotkowania zaschło mi w gardle.
Vivienne wzięła porządny łyk. Woda była przyjemną odmianą. Nie była tak ekscytująca, jak bąbelkowy szampan, ale przyniosła ukojenie.
- Więc o kim rozmawiałyście - spojrzał wyczekująco w stronę Vivienne.
- O Nicole - wtrąciła się Olive.
- Naprawdę? - spojrzał z zaciekawieniem na pannę de Clare. - Czy chciałaby się pani podzielić czymś jeszcze z nami na temat pani kuzynki, panno de Clare? Jak na przykład, miejscem jej aktualnego pobytu?
- Ani mi się śni! Nigdy tego panu nie zdradzę - obrażona odwróciła się w przeciwną stronę, wysoko zadzierając nos.
Cóż, przynajmniej próbował.
Powinien zapamiętać, że panna de Clare jest lojalna nawet w stanie upojenia alkoholowego.
Co za szkoda.
- Wicehrabio, czy były pan tak uprzejmy i raczył opowiedzieć nam historię o pana posiadłości. Podobno jest ogromna - powiedziała z zachwytem Portia.
- Nie ma o czym mówić.
- Dlaczego nigdy nie wydał pan żadnego przyjęcia? - zapytała zaciekawiona Olive. - Pana dom ma największą salę balową w całym MayFair.
To zainteresowanie osobą Vane'a schlebiało mu. Młode panny były ciekawe jego życia, które umiejętnie przed wszystkimi skrywał. Było ono tajemnicze i zarazem ekscytujące. A przynajmniej było tak w oczach socjety. Z perspektywy Daniela stało się ono w ostatnim czasie dość nudne z powodu nadmiaru obowiązków. Poszukiwania Nicole de Clare strawiły, że znów poczuł dreszcz ekscytacji.
- Cóż, nade wszystko cenię sobie prywatność.
- Ale to niedługo się zmieni, prawda? Gdy ożeni się pan z Nico... - Olive posłała Edwinie kuksańca w bok. - Chciałam powiedzieć, gdyby w przyszłości pana żona nalegała na wydanie balu.
- Zobaczymy.
Vivienne umierała z nudów. Stała obok i przyglądała się temu, jak trzy damy wzdychały wokół wicehrabiego.
Co za cynizm, pomyślała.
Vane był przystojny, ale za to miał nieznośny charakterek. Z żalem przyznała, że wiele panien na wydaniu skupiało się tylko na trzech rzeczach, jeśli chodzi o mężczyzn. Przede wszystkim była to uroda, bo kto chciałby się związać z kimś mało atrakcyjnym. Z kimś, u czyjego boku będzie się budzić co ranek. Po drugie, majątek. Im kawaler miał więcej posiadłości tym lepiej. Oznaczało to możliwość spędzenia lata w mieście, zimy na wsi, a świąt, kto wie, może i za granicami Anglii. Liczyło się również to, jak wiele przyszły mąż posiadał pieniędzy. Przecież musiał jakoś rozpieszczać przyszłą żonę, a im więcej błyskotek i diamentów tym szczęśliwsza kobieta. Na koniec pozostał jeszcze tytuł. Każda dama chciała być zapamiętana, a nie mogła zrobić tego lepiej, wżeniając się w jakiś stary ród.
CZYTASZ
Jak Pokochać Łotra
RomanceMiała tylko jedno zadanie. Miała tylko się nie zakochać. Vivienne de Clare jest ubogą krewną markiza de Clare, który po śmierci jej ojca przyjmuje ją pod swój dach. Córka markiza, Nicole de Clare jest zrozpaczona. Znany londyński łotr - hrabia Vane...