Rozdział 12

291 40 2
                                    

Nowy dzień sprawił, że Vivienne ochłonęła z emocji, które natarczywie nawiedzały jej umysł na samą myśl o wicehrabi Vane. Ten człowiek budził w niej tyle sprzecznych emocji, że sama nie wiedziała już co ma o nim myśleć. Bywały dni, kiedy uważała go za swojego przyjaciela, lecz ten człowiek potrafił zniszczyć to uczucie w ciągu sekundy. To, jak potraktował ją zeszłego wieczora bardzo ją zdenerwowało. Poczuła, że po raz pierwszy zachował się wobec niej jak prawdziwy i bezwzględny arystokrata, którym właściwie był, lecz nigdy wcześniej tak jej nie potraktował.

Poczuła więc niechęć wobec tego człowieka. Przez całą noc o nim rozmyślała, próbując zrozumieć jego zachowanie. Zastanawiało ją również to, jakie relacje łączyły Daniela Vane'a z panem Franklinem Russ'em. Mężczyzna w tak swobodny sposób wyrażał się o lordzie Vane. Reakcja Daniela tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że ci dwoje mieli za sobą wspólną przeszłość.

Nowy dzień sprawił, że negatywne emocje opadły. Gniew i złość została zastąpiona spokojem i kompletacją. Vivienne mogła z czystym umysłem spojrzeć na całą sprawę.

Wcale nie chciała kłócić się z Danielem, ale nie zamierzała przepraszać. Uważała, że nie miała za co. To raczej wicehrabia powinien błagać ją o przebaczenie, ale z uwagi na to, że był arystokratą, a oni rzadko kiedy przepraszali, nie miała wobec niego żadnych oczekiwań. A przynajmniej to próbowała wmówić swojej podświadomości.

Gdy wracała z śniadania, w holu zatrzymała ją Kate – jedna ze służek.

- Panienko Vivienne!

Obróciła się w jej stronę. Miała zamiar udać się do salonu, aby towarzyszyć swojej matce. Był to idealny dzień, aby zająć myśli szydełkowaniem. Vivienne miała w planach ukończyć haft kwiatów tulipanów i w głowie układała już plan swojej pracy.

- Ktoś przyniósł do panienki wiadomość.

- Kto?

- Nie wiem, jakiś młody chłopak. Zgaduję, że ktoś zatrzymał go na ulicy i zapłacił mu za dostarczenie wiadomości.

Służąca przekazała jej malutki liścik.

- Dziękuję Kate.

Gdy służka zniknęła zza rogiem korytarza, Vivienne zaciekawiona otworzyła papier.

Przyjdź na róg Chesterfield Street.

Nikt się nie podpisał, lecz Vivienne domyśliła się, kto prosił ją o spotkanie.

Chesterfield Street znajdywała się zaledwie kilka kroków od domu wuja, lecz nie mogła tak po prostu wyjść z domu bez przyzwoitki. Gdyby wuj się dowiedział... Wpadłaby w poważne tarapaty. Z resztą samotne wędrówki młodej panny były niebezpieczne... I zarazem takie podniecające. Była też ciekawa tego, co wicehrabia ma jej do powiedzenia. Szybko więc podjęła ryzykowną decyzję.

- Katherine! Boli mnie głowa. Pójdę się zdrzemnąć i proszę, by nikt mi nie przeszkadzał.

- Oczywiście panienko.

Była to zwykła wymówka. Zamiast udać się na drzemkę do swojego pokoju, zgarnęła z niego jedynie pelerynkę, podobną do tej, której na co dzień używały służące. Mogła się pod nią skryć i wtopić w tłum. Nikt nie zwróci bowiem uwagi na służkę, przechadzającą się po Londynie, za to dama z dobrego domu, samotnie plątająca się po uliczkach stolicy, mogłaby zbudzić spore zainteresowanie.

Wyszła bocznym wejściem, z którego korzystali służący. Gdy znalazła się na ulicy, a głośny gwar dotarł do jej uszów, poczuła ekscytację. Po raz pierwszy uciekała z domu, bez wiedzy kogokolwiek, lecz nie przeszła długiego dystansu. Umówione miejsce spotkania znajdywało się zaledwie kilka kroków od domu markiza, w ślepej uliczce.

Jak Pokochać ŁotraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz