Rozdział 17

297 43 7
                                    

Promienie słoneczne przedzierające się przez szmaragdowe zasłony połaskotały Vivienne w czubek nosa. Dziewczyna niechętnie przeciągnęła się, obracając w drugą stronę. Wtedy jej ciało zderzyło się z czymś twardym.

To ciekawe, pomyślała.

Otworzyła zaspane powieki, a jej oczom ukazał się wicehrabia Vane, który smacznie spał, wplątany w pukiel jej włosów.

Vivienne cisnęła cichutko, a obrazy zeszłej nocy powróciły do jej pamięci. Oddała temu człowiekowi cnotę i wcale tego nie żałowała. Wręcz przeciwnie. To on wyświadczył jej wielką przysługę, ukazując to, czego już nigdy nie będzie jej dane zaznać.

Ostatni raz spojrzała na oblicze śpiącego Daniela i wyślizgnęła się z łóżka. Założyła wczorajszy kostium i ruszyła w stronę drzwi, lecz nim dosięgła klamki, jej wzrok przykuły świeże kwiaty w wazonie, których wczoraj nie dostrzegła pod osłoną nocy.

Wyciągnęła jedną białą lilię i położyła ją obok śpiącego wicehrabiego. Delikatnie musnęła jego policzek tak, aby nie zbudzić go ze snu i czym prędzej opuściła sypialnię pana domu.

Gdy wylądowała na korytarzu, próbowała odnaleźć drogę do wyjścia, ale było to znacznie trudniejsze, niż przypuszczała. Próbowała odtworzyć w myślach drogę, z której przybyła, ale zrozumiała, że rezydencja Vane, jest zbyt wielka, aby mogła znaleźć wyjście dla służby.

Nie mogła skorzystać z głównego wyjścia. Gdyby ktoś ją zauważył, opuszczającą dom wicehrabiego o świcie, miałaby poważne kłopoty.

Skręciła w prawo, mając nadzieję, że w końcu uda się jej znaleźć schody, ale natrafiła na jednego ze służących. Natychmiast wycofała się, aby nie zostać rozpoznaną.

- Panienko, proszę zaczekać – zatrzymał ją głos służącego.

Przymknęła powieki z rozpaczy.

- Och nie.

Znalazła się w prawdziwych tarapatach.

Musiała jakoś wyjść z opresji z głową, więc postanowiła z udawanym uśmiechem odwrócić się w stronę służącego.

- Czy mógłby mi pan wskazać drogę do wyjścia? Niestety zabłądziłam.

- Naturalnie. Proszę za mną.

Odetchnęła z ulgą, gdy służący w milczeniu zaczął prowadzić ją w stronę wyjścia.

- Czy mógłby pan nikomu nie wspominać o naszym spotkaniu? – poprosiła.

- Proszę się nie martwić. Sprawy wicehrabiego nie są moimi sprawami.

- Dziękuję.

Gdy znaleźli się na parterze, Vivienne marzyła już tylko o tym, aby opuścić rezydencje i znaleźć się w domu swojego wuja. Wiedziała, że narobiła sobie wystarczająco dużo kłopotów, a tym bardziej obawiała się reakcji rodziny, gdy odkryją, że nie wróciła na noc.

Kto wie. Być może już szukali jej po całym Londynie.

- Wezwać dla pani powóz?

- Nie, nie. Pójdę pieszo.

- Pieszo? Wicehrabia wpadnie w szał jeśli dowie się, że...

- Dam sobie radę – przerwała mu. - Czy mogę tylko prosić o jakąś pelerynę? Nie chciałabym nikomu rzucać się w oczy.

Służący zniknął gdzieś na chwilę, lecz zaraz powrócił trzymając w dłoniach granatową odzież.

- To płaszcz jednej ze służącej. Mam nadzieję, że panienka nie zezłości się na mnie, że śmiem oferować coś takiego, ale obawiam się, że to jedyna taka odzież w tym domu.

Jak Pokochać ŁotraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz