Taniec z Vanem okazał się ryzykowny.
Ryzykowno-rozkoszny.
Dotyk lorda był ciepły i taki miły. Za każdym razem, gdy przypadkowo muskał jej ciało, czuła, jak zakryta pod materiałem skóra płonie. W dodatku ten jego głos. Głęboki i hipnotyzujący. Zapadała w myślach, gdy otwierał usta. Nie mogła oderwać wzroku od jego pełnych warg, a muzyka nie przestawała grać.
Nie powinna z nim tańczyć. Był jej wrogiem i chciał się jej przypodobać, żeby dotrzeć do Nicole. Jakaś cząstka chciałaby wierzyć, że tańcząc z nią, jego myśli nie krążą wokół jej przepięknej kuzynki.
Z żalem musiała przyznać, że ich dzieci będą doskonałe, jeśli odziedziczą po matce krystalicznie bladą cerę, a po ojcu gęste kędziory. Tak stałoby się, gdyby Nicole była zainteresowana ożenkiem z wicehrabią. Ale nie była. A to uspokajało jej sumienie.
Tańczenie z wicehrabią było pewnego rodzaju zdradą. Jeśli myślał, że okazując jej litość, zdoła coś z niej wyciągnąć, to grubo się mylił.
Panna de Clare mogła odmówić wicehrabiemu. Zapobiegłaby temu, że tak niespodziewanie wyrwał ją do tańca. Tyle że pragnęła zatańczyć, a dobrze wiedziała, że nikt inny nie zaprosi jej na parkiet. Vane był więc jedyną opcją. I o dziwo wcale tego nie żałowała. Był świetnym tancerzem.
- Przestań.
Jego oziębły ton wyrwał ją z zamyślenia.
- Co?
- Znowu to robisz. Myślisz za dużo, a mieliśmy się bawić.
Policzki Vivienne przybrały koloru czerwieni. Zawstydzona spuściła głowę w podłogę.
- Przepraszam.
Gdyby tylko wiedział, że to on był powodem jej rozkojarzenia...
Wtedy roześmiałby się głośno i powiedział, że jest głupiutka.
- Dlaczego tak ci zależy, żeby znaleźć sobie nowych przyjaciół?
- Czy to takie złe, że chcę być otwarta na ludzi?
- Kiepsko ci z tym idzie.
- Och przepraszam. Zapominałam, że rozmawiam z ekspertem w tej dziedzinie - powiedziała ironicznie.
Vivienne myślała, że te słowa wywołają na niego twarzy niechęć. Drwiła z wicehrabiego, a ten w odpowiedzi...
Wyszczerzył się do niej.
Serce głośno zatrzepotało na ten widok. Arystokraci niecodziennie pozwalali sobie na taką frywolność w rozmowie. Zachowywali rezon w każdej sytuacji.
Ogarnij się Vivienne, skarciła się w myślach, masz do czynienia z prawdziwym łotrem, ucieleśnieniem hulaki.
- Na tej sali nie wiele jest dam godnych zaufania.
- Wiem to. I zamierzam odnaleźć te, którym można zaufać.
Vane spojrzał na nią z niepewnością. Miała wrażenie, że przejął się jej misją, a to było absurdalne. Nic go przecież nie obchodziła.
- Bądź ostrożna moja pani. Ludzie, nawet ci najbliżsi twemu sercu, zawsze mogą wbić w nie sztylet.
Zmrużyła oczy, wyczuwając w tych słowach przestrogę.
- Czy to zdążyło się panu?
- Może.
Muzyka przestała grać, ale Vivienne chciała dokończyć tę rozmowę. Może w ten sposób mogłaby dowiedzieć się tego, jak nie dać się wykorzystać ludziom z socjety.
CZYTASZ
Jak Pokochać Łotra
RomanceMiała tylko jedno zadanie. Miała tylko się nie zakochać. Vivienne de Clare jest ubogą krewną markiza de Clare, który po śmierci jej ojca przyjmuje ją pod swój dach. Córka markiza, Nicole de Clare jest zrozpaczona. Znany londyński łotr - hrabia Vane...