Rozdział 9

299 39 0
                                    

Tydzień. Siedem długich dni. Dokładnie tyle dzieliło ją od ponownego spotkania z kuzynką. Vivienne nie mogła się doczekać, aż powita kuzynkę w progu domu. Oczywistym było, że jako pierwsze mocno ją wyściska, a później obie udadzą się do pokoju Nicole, aby wymienić się wzajemnie informacjami.

W ciągu tego tygodnia wydarzyło się tak wiele...

Jakby cały świat stanął na głowie. Na początek namolny wicehrabia Vane wyprowadził ją z równowagi, wyprowadzając jej matkę na zewnątrz. Później wykazał się opiekuńczością, gdy przesadziła z alkoholem, a na koniec okazał się świetnym kompanem do gry w szachy.

Aż strach pomyśleć, co przyniesie kolejny tydzień. Chociaż on nie zapowiadał się tak ekscytująco. Vivienne wciąż obowiązywał zakaz wychodzenia na przyjęcia. Z zazdrością przyglądała się wychodzacemu z rezydencji Williamowi, który większość czasu spędzał poza domem. Cóż, sama sobie zgotowała taki los.

Jeden dzień. Dokładnie tyle przebywała zamknięta w domu, a już doskwierała jej nuda. Cóż za ironia, gdy w momencie, gdy przełamała swój lęk i otworzyła się na towarzystwo, była go pozbawiona.

Dla zabicia czasu zaszyła się w ogrodzie. Wzięła ze sobą wiklinowy koszyk i nożyczki, aby zerwać kilka kwiatów, które ozdobią jej sypialnie. Ogrodnik pozwolił jej zerwać kilka roślin, więc zdecydowała się na jednego liliowca, dwie dalie i trzy hiacynty.

Ułożyła kwiaty w bukiet i z zadowoleniem udała się wzdłuż alejki. Przyglądała się swoim kwiatom, zmieniając ich położenie. Gdy przechodziła obok pęku krokusów do jej nozdrzy trafił znajomy zapach.

Zaciągnęła się jego esencją.

Lawenda. Dokładnie tego jej brakowało.

Uklęknęła nad rośliną i zerwała kilka gałązek. Przyłożyła je do nozdrzy, aby ponownie przenieść się wspomnieniami w tę magiczną noc.

Kwiaty pachniały zupełnie jak ciepły, bawełniany surdut lorda Vane.

Na samą myśl o tamtej nocy, jego dłoni owijających jej wąską talię ubraniem, na usta przywołała radosny uśmiech, lecz nie na długo.

- Vivienne!

Wzdrygnęła się przerażona.

- William?

Spojrzała zdziwiona w stronę kuzyna, który ni z owąd znalazł się tuż nad jej głową.

- Coś ty znowu zrobiła? Miałaś nie wychodzić z domu.

- I nie wychodziłam! Przysięgam.

- Więc jak wytłumaczysz mi to, że dostałem telegram prosto z Vane House od samego wicehrabiego, co Vivienne?

- Nie mam z tym nic wspólnego! - powiedziała stanowczo. - A co napisał?

Musiała spytać z czystej ciekawości.

- On wstawił się za tobą. 

Kwiaty wypadły jej z rąk i spadły na żwirek.

- Co zrobił?

- Napisał, że wie o tym, że nakazałem ci trzymać się z dala od niego. Zaznaczył, że była to seria niefortunnych zdarzeń i liczy na twoją obecność podczas dzisiejszego balu.

Z niedowierzaniem wpatrywała się w swojego kuzyna. Stanie z otwartą buzią może i nie było eleganckie, ale w głowie wciąż szumiały jej słowa Williama, które odbijały się od siebie głośnym echem.

Aż musiała złapać się za głowę, by je wyciszyć.

Daniel...

To znaczy lord Vane. Vane po raz kolejny udowodnił jej, że nie był samolubem, zapatrzonym tylko we własne oblicze. Nie musiał tego robić, a jednak. Wstawił się za nią i była mu za to dozgonnie wdzięczna.

Jak Pokochać ŁotraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz