Po tym jak rozprawił się z młodymi pannami, pozostało mu już tylko uratować Vivienne z opresji. Znowu. O dziwo czuł ekscytację. Zjawiał się w odpowiednim czasie, aby ruszyć jej z pomocą i za każdym razem robił to z czystą przyjemnością. Sam nie wiedział dlaczego, ale w pewien sposób chciał uchronić ją przed zagrożeniami jakie stwarzał ten zakłamany świat. Chciał oszczędzić jej bólu i cierpienia, ale wiedział, że nie zdoła w pełni obronić jej przed ludźmi, którzy swą zawiścią nie zwracali uwagi na krzywdy, które wyrządzają innym.
Widząc smutną twarz Vivienne, ścisnęło go w gardle. Ruszył w stronę tańczącej pary, nie zwracając uwagi na to, że może stać się powodem do plotek. Wręcz wszedł między nich, sprawiając, że panna de Clare odsunęła się od dżentelmena na bezpieczną odległość.
- Co u diabła?!
- Colton – powiedział chłodnym tonem. – Mam nadzieję, że nie będziesz miał mi za złe, ale obiecałem kuzynowi panny de Clare, że pomogę mu jej poszukać. Dla niej bal się już skończył.
- A czemuż u licha ty...
Gdy sir Henry zorientował się z kim ma do czynienia natychmiast zamilkł. Niczym pies z podkulonym ogonem przesunął się do tyłu, robiąc miejsce wicehrabiemu.
- Wspaniale – złapał Vivienne za nadgarstek. – Chodźmy panno de Clare.
Przemierzali salę w milczeniu. Vivienne była wdzięczna Vane'owi, że wybawił ją z opresji, ponieważ towarzystwo pana Coltona było dla niej nieprzyjemne. Z drugiej zaś strony czuła gniew. Sama mogła poradzić sobie z tą sytuacją. Poczekałaby do końca tego tańca i zniknęła w tłumie, ale nie, Vane jak zwykle musiał zrobić z siebie księcia na białym koniu, który ratuje bezbronne niewiasty. Cóż za cynizm, że ma opinię łotra.
Vivienne bała się tego, że przez jego bezmyślne zachowanie oboje na tym ucierpią. Bała się, że ludzie zaczną plotkować. Co jeśli stwierdzą, że pod nieobecność kuzynki wyciągnęła ręce do jej niedoszłego narzeczonego. To było okropne! A Vivienne dobrze wiedziała, że dla towarzystwa ogłoszenie zaręczyn wicehrabiego z jej kuzynką było tylko zwykłą formalnością.
Zdziwiła się, gdy minęli drzwi prowadzące do wyjścia z pomieszczenia. Vane przeszedł do drugiej części sali, w której przebywało znacznie mniej osób.
- Więc to była tylko zwykła wymówka? Kuzyn wcale mnie nie szuka?
- Tak panno de Clare, ale osobiście panią do niego odstawię.
- Słucham? – zapytała z niedowierzaniem. – Nie może pan! Gdy zobaczy mnie z panem wtedy zamknie mnie w domu.
- Tak będzie lepiej dla pani.
Wyrwała się z jego uścisku. Spojrzał na nią ze zdumieniem. Nie był przyzwyczajony do tego, by ktoś mu się sprzeciwiał, ale Vivienne nie zamierzała pozwolić, aby Vane decydował o jej losie. Była dorosła i sama podejmowała decyzje. I z całą pewnością nie potrzebowała osądów nadętego arystokraty, który uważał, że wie, co dla niej najlepsze.
- Nie. Nie zrobi pan tego.
Vane z głośnym świstem nabrał powietrza w płuca. Vivienne musiała wyprowadzić do z równowagi, ale wcale się tym nie przejęła.
- Panno Vivienne nie mogę pani tutaj zostawić po tym jak...
- Nie potrzebowałam pana ratunku.
- Czyżby? – zadrwił z jej słów. – Odniosłem inne wrażenie, gdy szukała pani wzrokiem pomocy.
Miał rację, ale Vivienne za nic w świecie nie chciała mu jej przyznać.
- Nie wrócę do kuzyna. Przyjęcie trwa w najlepsze, a ja nie zamierzam go opuszczać tylko dlatego, że pan sobie coś uroił milordzie.
CZYTASZ
Jak Pokochać Łotra
RomanceMiała tylko jedno zadanie. Miała tylko się nie zakochać. Vivienne de Clare jest ubogą krewną markiza de Clare, który po śmierci jej ojca przyjmuje ją pod swój dach. Córka markiza, Nicole de Clare jest zrozpaczona. Znany londyński łotr - hrabia Vane...