16.

704 70 16
                                    

Harry zorganizował dla mnie wernisaż. Dowiedziałem się o tym wieczorem w dniu kiedy pojawiła się moja matka. To było... zaskakujące. Wiecie, możliwe że raz czy dwa wspomniałem coś o tym, że chciałbym coś takiego zrobić, ale nie sądziłem, że to marzenie kiedykolwiek się spełni.

Jednak tamtego dnia właśnie gdy leżeliśmy razem, wyszeptał mi wprost do ucha, że za dokładny miesiąc mam swoją wystawę. Najlepszą częścią tego wszystkiego było jednak to, że miała się ona odbyć w starym dworze rodu Stylesów.

Luty zmienił się nagle w marzec. Chłodne dni stały się nieco cieplejsze, a życie na nowo rozbudzało Montgomery. Ptaki śpiewały głośniej o porankach, które Louis coraz częściej spędzał w ramionach Stylesa to w jednym to w drugim domu.

Jednak w tej całej sielance, która ich otaczała, Louis wciąż czuł na sobie presję. Bo pierwszy dzień wiosny zbliżał się w zastraszającym tempie a razem z tym jego pierwsza wystawa.

Jak szalony chodził po domu przestawiając co raz wielkie i te nieco mniejsze płótna. Harry znajdował tubki z farbą nawet w toalecie jednak w żaden sposób tego nie komentował, mając świadomość jak wielkie zamieszanie wywołał swoją niespodzianką. Louis przepraszał go praktycznie na kolanach, robiąc dla niego co raz herbatę w ramach zadość uczynienia, bo choć Harry wcale nie narzekał, Tomlinson czuł się źle nie poświęcając brunetowi tyle czasu co wcześniej.

Kilka dni przed wernisażem dokładnie zapakowane obrazy zostały wysłane do Londynu.

Od tamtego dnia Louis wydawał się nieco uspokoić. Nie biegał już jak szalony po domu, nie smucił się i co najważniejsze posprzątał cały bałagan, który zdołał wytworzyć. Jako powrót do dawnego życia razem z Harrym zaszył się w jego kuchni, pozwalając by Oskar ocierał się o jego nogi, kiedy ten starał się przygotować odpowiednią mieszankę na ciasto.

Kiedy ciasto wiśniowe dumnie rosło w piekarniku, Louis obserwował siedzącego w salonie Stylesa z kotem na kolanach. To było tak cudowne, że zdawało się być w jego oczach aż nie realne. Nigdy nie przypuszczał, że to niepozorne miasteczko w którym każdy uciekał przed Harrym będzie jego rajem. Nie sądził, że ten straszny Harry będzie jego bratnią duszą, najlepszym przyjacielem i jedynym zapewnieniem przyszłości.

Dwudziesty marca był jak dzień sądu ostatecznego.

Cały przywrócony spokój znów zmienił się w strach, a wyciszone nerwy Louisa rozbudziły się na nowo.

- Jesteś pewny, że mogę to założyć? - Louis zapytał ponownie poprawiając wisząca na wieszaku koszulę.

- W stu procentach, orchideo. - Harry uśmiechnął się i podniósł się z łóżka na którym siedział. Stanął za Louisem i umieścił swoje dłonie na jego zaokrąglonych biodrach. Przytknął wargi do jego czoła, nie zdając sobie nawet sprawy jak bardzo uspokajało to szatyna.

- Chciałbym być już z tobą w pełni, Harry.

- Co powiesz na dzień następnej pełni? - Styles spytał miękko, przejeżdżając dłońmi po bokach Tomlinsona. - Jednak jest jeden warunek.

- Jaki?

- Musisz ze mną zamieszkać. Ze mną i Oskarem. - Mruknął ze śmiechem.

- Zgoda.

Harry odsunął od siebie ciało Louisa i spojrzał mu głęboko w oczy, szukając w nich chociaż cienia zwątpienia. - Naprawdę?

- Skoro mamy być już razem na wieczność... To i tak by się wydarzyło prędzej czy później, kochanie. Nie potrafisz beze mnie żyć.

Tajemnica Miasteczka Montgomery ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz