Louis postanowił odwiedzić Harry'ego. Rudy kot naprawdę nie był uciążliwy, tym bardziej, że był w jego domu od wczorajszego wieczora, ale chciał mieć pewność. Znów padało, więc szatyn zrezygnował z założenia swoich ulubionych, znoszonych już vansów, na rzecz nieco porządniejszych butów. Czarny płacz okrył jego ramiona, podobnie jak kota, którego trzymał w rękach. Przykrył go ciepłym materiałem i wyszedł z domu, upewniając się, że zamknął za sobą drzwi.
To był ten moment. Pierwszy raz szedł do Harry'ego. Mając ze sobą jego kota. Nadal było to tylko przypuszczenie, ale Tomlinson był przekonany, że ma rację.
Miejsce gdzie mieszkał Styles nadal wzbudzało podziw w Louisie. Mimo że domy były podobne to wiele je też różniło.
Osobiście, osadziłbym Harry'ego w nieco innej scenerii. Możliwe, że naogladałem się zbyt wielu filmów, jednak Harry pasował mi do willi Edwarda Nożycorękiego. Od samego początku roztaczał aurę kogoś kto wygląda jak osiemnastowieczny arystokrata, a nie młody mężczyzna. No ale, to były tylko moje głupie fantazje...
Duże hebanowe drzwi, przed którymi stał właśnie Tomlinson były imponujące. Przyozdobione były małymi wydrążonymi kwiatkami, które Louis znał tak dobrze. Był to ten sam rodzaj co te, które leżały w jego salonie. Przynajmniej jedna sprawa stała się bardziej klarowna w jego głowie. Tylko dlaczego Harry miałby dać mu jakiś kwiatek?
Zapukał w nie i czekał. Nie minęło dużo, a drzwi uchyliły się. Stał przed nim Harry, znów w koszuli, tym razem w pastelowym odcieniu różowego. Nie miał krawata, ani marynarki sprawiając, że wyglądał bardziej domowo. Jego twarz była blada, jakby był niezwykle zmęczony, jednak gdy tylko zobaczył kto próbował go odwiedzić, uśmiechnął się ukazując przy tym rząd białych zębów.
- Dzień dobry, Louis. Mogę Ci jakoś pomóc? - Brzmiał tak serdecznie, tak słodko, tak jak Louis chciał by brzmieli jego bliscy.
- Zastanawiałem się, - zaczął spoglądając nieśmiało w jego oczy - czy ten przystojniak nie należy do Ciebie?
Harry uniósł brew, kiedy Tomlinson odgiął materiał swojego płaszcza. Tempo w jakim na jego twarzy przetoczyło się tak wiele emocji, od szoku po nieodparte szczęście było niesamowite.
- Oskarze! Szukałem Cię cały ranek! - Harry mówił wesoło, odbierając kota, od swojego sąsiada. Trzymał go w ramionach jak największy skarb, jakby był wszystkim co ma, wszystkim co sprawia, że jest szczęśliwy. Louis zobaczył wtedy w nim siebie. Nieco zagubionego i zdystansowanego mężczyznę, który czerpie szczęście nie z ludzi wokół a z tego co ma pod ręką. - Jestem niezwykle wdzięczny za zwrócenie mi mojego przyjaciela. - Styles uśmiechnął się ponownie do Tomlinsona. - Jeśli jesteś wolny, mógłbyś wejść. Nie chcę przeszkadzać.
To było miłe.
- Chętnie. - Louis wszedł do domu i... Był pod wrażeniem. Wnętrze było niezwykłe.
Harry zaprowadził go do salonu. Ściany miały kolor butelkowej zieleni, ktora idealnie komponowała się z bielą paneli i dodatków. Ogromny żyrandol zwisał z sufitu, a kręcone czarne schody będące w rogu, prowadziły na piętro, z którego można było spokojnie patrzeć na dół. Jednak najbardziej podobały mu się obrazy, które wisiały wszędzie, pomiędzy regałami pełnymi starych książek, oprawionych w skórę.
Były to najpiękniejsze obrazy impresjonistyczne i postimpresjonistyczne. Obrazy ukazujące ulicę Paryża, Wiednia, Hamburga i Wenecji. Dzieła Bonnarda, Libermanna, Moneta i samego mistrza Van Gogha. Louis wpatrywał się w nie z zachwytem, rozglądając się cały czas znajdując coraz to nowe krajobrazy.
- Też je lubię. - Odezwał się Harry, kiedy wszedł do pomieszczenia z dwoma kubkami i dzbankiem herbaty, ustawionymi na drewnianej tacy. - U ciebie to chyba jednak zboczenie zawodowe? - Zaśmiał się odstawiając ją na stolik. Oskar plątał się między jego nogami, wyglądając jakby nigdy się z nim nie rozstawał.
- Uwielbiam ten okres w sztuce. Claude i Vincent są moimi wielkimi inspiracjami. Ale cenie też talent Leonarda i Botticelliego.
- Słusznie. Ale właśnie to bardziej mnie uspokaja - brak konkretnych postaci, jedynie miejsca. Czasem lubię sobie wyobrazić, że jestem w tamtym miejscu.
- Nie myślałem o tym. - Przyznał otwarcie Louis. Obserwował uważnie jak mężczyzna chwycił dzbanek, w którym pływał jakiś kwiatek i nalał do kubków herbaty. - Dziękuję bardzo. - Dodał gdy odebrał naczynie od bruneta.
- To nic konkretnego. Jak podoba Ci się w Montgomery?
- Jest naprawdę cudownie. Uwielbiam Londyn, ale cieszę się, że jestem tutaj. Chyba potrzebowałem spokoju. - Harry mruknął tylko coś z aprobatą. - A ty...? Mieszkasz tutaj od dawna?
- W zasadzie to od kilku lat. Albo kilkunastu, już nie pamiętam. Mieszkałem wcześniej niedaleko Londynu właśnie. Ale nie mam zamiaru tam wracać, na dłużej niż zmusza mnie do tego życie.
- Jak Oskar trafił do mnie?
- Chyba nie zamknąłem okna, gdy wychodziłem. Nie przepada za byciem samemu. - Wytłumaczył.
Było naprawdę miło. Cały czas Louis miał w głowie jednak słowa Alice i Nialla, mówiące o tym jakim dziwakiem jest mężczyzna przed nim. Tylko, że Tomlinson nic takiego w nim nie widział. Faktem było, że Harry był osobliwy. Mówił jakby wyjęty był z innej epoki, i był bardzo wycofany, przez co czasem panowała między nimi cisza. Ale nawet I ona nie sprawiała, że Harry w oczach Louisa miał być bez sensu. Harry był bardzo z sensem. Przypominał szatynowi jakiś rodzaj układanki. Dość skomplikowanej.
- Mogę cię o coś zapytać? - Louis odezwał się niepewnie, kończąc napój, który swoją drogą był naprawdę dobry.
- Oczywiście, że tak Louis.
- To co mówią ludzie w mieście o Tobie jest prawdą? - Zadał pytanie niepewnie.
- Nie wiem, czy dam radę odpowiedzieć na to pytanie, bo nie bywam w mieście. - Louis nie sądził, że Harry odpowie tak spokojnie, ale zdążył też już zauważyć, że z natury Styles był bardzo, bardzo spokojną osobą, wyglądając jakby był ludzką wersją Oskara.
- Cóż, mówią, że jesteś dziwny, i że straszysz ludzi po lasach, co swoją drogą jest niezwykle absurdalne. Alice mówiła, że poza moją babcią z nikim nie rozmawiasz. - Louis wolał przemilczeć część o rodzicach mężczyzny, sądząc, że może poszukać jakiś informacji na ten temat w internecie.
- Alice Horan często kłamie. - Powiedział najpierw. - Nie zostałem przyzwyczajony do życia w dużej grupie ludzi, więc niech nie będzie dziwnym, że wystarczy mi ograniczona liczba przyjaciół, tudzież znajomych. Mam Oskara i miałem Lucy, teraz jesteś też ty, to dość dużo osób. - Uśmiechnął się delikatnie, spoglądając nieśmiało w stronę Louisa. Jakim cudem ten człowiek miał straszyć ludzi po lasach, skoro teraz wyglądał tak niewinnie? - Montgomery jest piękne tylko ludzie jacyś dziwni. Ale zawsze tacy byli. Wiesz, sam hoduje warzywa i owoce, mam małe szklarnie za domem. To całkiem przydatne. Kiedyś chętnie Ci je pokaże, jeśli będziesz chciał.
- To bedzie zaszczyt, Harry.
Spędziliśmy tak całe popołudnie. Naprawdę polubiłem Stylesa. Był taki miły i tak ładny. Wyglądał jak jakaś rzeźba, stworzona przez kogoś pokroju Donatellego. Kiedy wróciłem do domu, już bez kota, ale ze świadomością, że Harry nazwał mnie swoim nowym przyjacielem, nie zrobiłem nic innego jak zrobienie ciasta wiśniowego i wpisanie w internet jego imienia. I cóż tego co przeczytałem nie spodziewałem się przeczytać nigdy.
![](https://img.wattpad.com/cover/275869715-288-k218522.jpg)
CZYTASZ
Tajemnica Miasteczka Montgomery ✔
FanficPo śmierci swojej babci Louis przeprowadza się do tajemniczego miasteczka Montgomery. Wszystko w nim wygląda jak z innego świata, lasy, pola i... ludzie. Zwłaszcza mężczyzna mieszkający w domu naprzeciwko, który mimo serdecznego uśmiechu wygląda jak...