Dokładnie pamiętam jak wyglądała jego twarz, gdy tamte słowa opuściły moje usta. Harry od zawsze przypominał mi jakieś zwierzątko i w tamtej dokładnie chwili wyglądał jak jelonek złapany na światłach, albo inny futrzak.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz, Louis. - Jego głos był spokojny, jednak można wyczuć w nim było strach. Jego i tak blada skóra, przybrała jeszcze jaśniejszy odcień, a dłonie nieco się zacisnęły.
Matka Louisa była psychologiem, więc mężczyzna doskonale zdawał sobie sprawę, że Harry stara się ukryć prawdę.
- Nie kłam, Haroldzie. - Louis zawiesił się na moment - Muszę przyznać, że Edward to ładne imię. Jesteś jak ten ze zmierzchu.
Louis z małym uśmiechem wpatrywał się w Harry'ego. Jego dłonie nadal były zacisnęte, jednak twarz przybrała już swój typowy odcień. Tomlinson czekał na jakąkolwiek reakcje ze strony bruneta, jednak ten siedział nieruchomo i wpatrywał się w jeden z obrazów Moneta wiszących na ścianie.
- Po co? - Przerwał ciszę Harry i Louis pierwszy raz widział go w takim wydaniu. Pierwszy raz Harry wyglądał na tak zagubionego i niepewnego, w końcu nie wyglądając jak ten przesadnie kulturalny facet z sąsiedztwa.
- Po co, co?
- Po co tego szukałeś? - Jego zielone oczy nagle spoczęły na Louisie. - Też chciałeś stworzyć swoje własne pomysły o moim życiu?
- Chciałem... - Czego tak naprawdę chciał Louis? - Chciałem Cię jakoś poznać, zobaczyć czy to co mówiła Alice jest prawdą... Miałem przyjść i zapytać: Harry, czy to prawda, że twój ojciec zabił Twoją mamę?
- Mogłeś.
Kim jest ten człowiek?
Harry był jak zlepek sprzecznych emocji. Z jednej strony wydawał się być oazą spokoju, kiedy wewnątrz zdawało się, że toczył najbardziej krwawe wojny.
Cisza ich otoczyła. Płyta w gramofonie też już ucichła, sprawiając, że cisza była jeszcze bardziej przytłaczająca. Jedynym dźwiękiem był ten wydawany przez wskazówki zegara, stojącego w roku pomieszczenia.
Gdzieś w międzyczasie znalazł ich też Oskar, który od razu położył się obok ręki Stylesa. Choć wydawało się, że kot był w pełni zainteresowany swoim właścicielem, który z lekka przeczesywał jego krótką sierść pomiędzy małymi uszkami, ten wpatrywał się cały czas w Louisa. I mimo że był to jedynie kot, Tomlinson czuł się niezwykle onieśmielony.
- Jesteś pierwszą osobą, która wie. - Głos Harry'ego wybrzmiał nagle, był tak cichy, że nawet najmniejszy ruch z czyjejś strony mógłby go zagłuszyć.
- A Lucy?
- Mówiłem Ci, że to bardziej ona mówiła do mnie. Zawsze słyszałem opowieści o jej idalnej córce i synu, o cudownych wnuczkach i wnuku, którego tak bardzo kocha, mimo że jest złem. Nigdy nie zapytałem czemu nazywała go złem, bo kim on musiał być, skoro ja jestem ucieleśnieniem zła od stuleci? I później poznałem Ciebie, kiedy tylko powiedziałeś, że Ty jesteś jej wnukiem nie byłem w stanie uwierzyć.
- Dlaczego? Dlaczego mi to mówisz?
- Dzisiaj stawiamy na szczerość, tak mi się wydaje. Po prostu kiedy się spotkaliśmy, nie mogłem uwierzyć, że to Ty jesteś tym złem wcielonym. Jakim cudem miałeś nim być z tym całym ciastem wiśniowym i tym uśmiechem? Ale zrozumiałem, że zostałeś skazany za to samo co ja. Bycie sobą jest nieopłacalne.
Skazany. Louisowi niezwykle podobało się to stwierdzenie. Więzień sztuki, systemu, życia...
- Czemu tak mówisz? Czemu uważasz się za potępionego?
Harry zaśmiał się gorzko, Louis po raz pierwszy mógł zobaczyć jak coś co wyglądało jak łzy, gromadziło się w jego zielonych oczach.
Nigdy nie pragnął namalowania czegoś tak mocno. Zieleni, skąpanej w blasku, odbijającej największe dzieła epoki w małych jeziorkach. To wszystko otoczył by ciemnością, listopadowego wieczora i zapachem liści o poranku, które spadły w nocy na ulicę miasteczka. Przepełnione czystą perfekcją i tajemnicą oczy, kryjące w sobie najdłuższą historię życia, jaką mógł usłyszeć żyjący tu człowiek.
- Zgaduję, że przez to, że teoretycznie nie powinienem żyć, od tak wielu lat, że nie umiem ich już spamiętać. A może od tego, że naprawdę mam dość trwania w tym dziwnym zawieszeniu i słuchania o tym jak tacy jak ja są niesamowici, kiedy to nie jest nawet prawdą.
- Tacy jak ty?
- Louis, nie udawaj, że nie wiesz kim jestem. Wiesz to doskonałe, prawdopodobnie od momentu kiedy tylko przeczytałeś o mojej rodzinie.
To była prawda. Louis wiedział to doskonałe ale jedyne co chciał usłyszeć to jak sam Harry wypowiada te słowa. Chciał to usłyszeć od niego, jakby na potwierdzenie, że nie jest to jego głupi, wymysł, spowodowany zmęczeniem.
- Chcę to usłyszeć od ciebie, Harry.
- Jestem... Nie! Boże, nie mówiłem o tym nigdy! - Wstał nagle z kanapy, strasząc przy tym Oskara i podszedł do jednego z okien. - Milczałem przez tyle lat, rozumiesz?
Louis podniósł się i podszedł do Stylesa. Ułożył jedną z dłoni na jego talii i przysunął się od niego. - Jesteś wampirem, prawda? - Głowa Harry'ego poruszyła się nieznacznie, na znak zgody i Louiowi to wystarczyło, by otoczyć go całkowicie ramionami i mocno przyciągnąć do siebie. - To nic złego, Harry. To czyni cię jeszcze bardziej niezwykłym.
To było nowe, głównie dla Harry'ego, który początkowo nie zrobił nic. Stał jedynie otoczony ciepłymi ramionami i wsłuchiwał się w oddech Louisa. Jego mięśnie były spięte, jednak z każdą chwilą rozluźniały się coraz to bardziej. Wszytko stawało się tak nagle znajome, jakby przypomniał sobie swoje młode lata, kiedy jeszcze jako mały chłopiec wtulał się o poranku w ciało swojej matki, która mimo że nie musiała uwielbiała się nim opiekować, nim i jego siostrą.
Louis poczuł się niezwykle spokojnie, kiedy blade ramiona otarły się pierwszy raz o jego plecy. Odnalazł niezwykle miłym uczucie posiadania dłoni Harry'ego jeżdżących po jego ciele. Wplatał swoje palce w ciemne loki, kiedy głowa spoczęła na jego ramieniu. Nie skomentował łez, które zmoczyły jego koszulkę, a jedynie objął Harry'ego mocniej, jakby ktoś zaraz miał go od niego zabrać.
I to było niezwykle dziwne, bo znał tego chłopaka od niespełna miesiąca, ale czuł, że nigdy nie będzie chciał go zostawić. Nigdy nie będzie w stanie powiedzieć sobie dość, jeśli będzie chodziło właśnie o niego. I mimo wszystko ta myśl wcale go nie przerażała, a sprawiała, że miłe ciepło zalewało jego serce.
Potrzebował tylko czasu i dużej ilości farb, by zacząć coś pięknego z tym mężczyzna w jego ramionach.
Tamten dzień, choć jest tak odległy, był najpiękniejszym dniem mojego życia. Nawet jeśli nie myślałem wtedy, że ta głupia myśl o farbach i czasie będzie coś znaczyć, znaczyła najwięcej. Nie byłem wtedy nawet zakochany, ale właśnie zaczynałem tę podróż.
Weekend zaczynamy z nowym rozdziałem. Wiem, że większość z was już wiedziała kim okaże się Harry, ale hej może dla kogoś było to niespodzianką.
Najbliższe dni będą niezwykle luźne, więc spodziewajcie się rozdziałów do wszystkiego, bo nie wiem co i ile się pojawi.
Jeśli chcecie być na bieżąco z rozdziałami, zapraszam na mojego Twittera, gdzie zawsze o tym piszę oraz do przypiętego tt gdzie znajdziecie wszystkie moje ff.
Buzi i do zobaczenia
M.
![](https://img.wattpad.com/cover/275869715-288-k218522.jpg)
CZYTASZ
Tajemnica Miasteczka Montgomery ✔
FanficPo śmierci swojej babci Louis przeprowadza się do tajemniczego miasteczka Montgomery. Wszystko w nim wygląda jak z innego świata, lasy, pola i... ludzie. Zwłaszcza mężczyzna mieszkający w domu naprzeciwko, który mimo serdecznego uśmiechu wygląda jak...