10.

714 74 42
                                    

Grudzień mijał im niezwykle szybko. Wiśnie, cynamon i herbata było tą idealną mieszanką zapachów, którą można było wyczuć w domku przy Dark St. Bo choć Tomlinson od pewnego czasu nie był fanem świąt, zawsze je uwielbiał. W tym roku miały być jeszcze bardziej niezwykle, bo miał je spędzić z Harrym.

Relacja która rozwijała się między nimi, Louis śmiało był wstanie nazwać magiczną. Harry był najlepszą osobą, jaką los mógł postawić na jego drodze. Louis coraz częściej zauważał, że ten nigdy nie opuszczał jego myśli, że martwił się gdy Harry nie przychodził o tej porze co zawsze, albo kiedy nadal widział jak ten znika wieczorami w lesie.

I Louis nienawidził się momentami za to co czuje, bo zawsze dopadały go myśli o tym, że Harry szuka swojej bratniej duszy, która będzie przy nim zawsze, a on mógł być jego zwykłym przyjacielem. Kolejnym zresztą.

Jednak to czego nie wiedział, Louis to myśli Stylesa, które podobnie jak te szatyna wypełnione były tylko nim.

Podrygiwał wesoło w kuchni, nucąc pod nosem kolejną świąteczną piosenkę, którą przerwało pukanie do drzwi. Na samą myśl, że mógł być to Harry, Louis przkręcił palnik, na którym stał garnek i praktycznie biegnąc udał się do drzwi.

- Liam? - Louis stał w szoku, wpatrując się w bruneta przed nim. - Niall!?

- Louis! Znalazłem twojego przyjaciela pod drzwiami. - Powiedział ze śmiechem, przyciągając Louisa do ciasnego uścisku. - Tęskniłem za tobą, bracie.

Tomlinson odsunął od siebie przyjaciela i wskazał mu aby wszedł do środka. Niall stał teraz sam, z czerwonym nosem wciśniętym w miękki materiał szalika.

- Co tutaj robisz? - Louis z całych sił, starał się zachowywać jak najlepiej i nie krzywić się na widok Horana.

- Chciałem porozmawiać, przeprosić. Zachowałem się głupio. Nie mówię tylko o wtorku.

- Rozumiem, ale to nie mnie powinieneś przeprosić. Pozatym, Niall jest sobota. Naprawdę twoje ego potrzebowało siedemdziesięciu dwóch godzin? - Chłopak już miał się odezwać, gdy głos znów zabrał Louis. - Wejdź.

Kiedy razem z Niallem wszedł do salonu, Liam siedział na kanapie, przyglądając się małemu obrazowi, który zawisł na ścianie tego poranka. To była łąka, ta sama którą namalował jesienią i dokładnie ta, którą tak bardzo kochał odwiedzać razem z Harrym. I podobnie jak na tamtym, znów był na nim razem z Harrym. Tym razem nie między pomarańczem i brązem a bielą i błękitem, wyglądając jak najszczęśliwsi ludzie na świecie.

- Ładny. - Odezwał się Niall, patrząc na ten sam obraz. - Nowy?

- Tak. Herbaty? - Liam i Niall zgodnie pokiwali głowami, a Louis szybko zostawił ich samych, wracając do kuchni. Do dwóch kubków, które już z przyzwyczajenia stały na blacie, dołożył kolejne dwa, pamiętając doskonale kto jaką pije.

Woda z właśnie wyłączonego czajnika, zalała kolorowe kubki. Ten niebieski, który należał do Harry'ego zalał na samym początku, doskonale wiedząc, że ten nie lubi gorącej herbaty, a jedynie lekko ciepłą, a ten znając swoje szczęście niedługo się zjawi. Resztę zalał chwilę później, zabierając czerwony i żółty do salonu, by wręczyć je swoim gościom.

Kubeczki zostały rozdane a uprzejme podziękowania przerwało pukanie do drzwi. Louis ponownie tego dnia puścił się pędem do wejścia i zaraz było słychać głośny śmiech, na co siedzący w salonie mężczyźni nikle się uśmiechnęli.

Harry wkroczył do salonu, z Louisem stojącym na jego stopach i jego ramionami oplecionymi wokół swojej szyi. Chłopak odrzucał głowę do tyłu kiedy znów wybuchał głośnym śmiechem. Dłonie bruneta spoczywały delikatnie na załamaniu talii Louisa, gdy ten podtrzymywał go, chroniąc przed upadkiem.

Tajemnica Miasteczka Montgomery ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz