1.

1K 77 68
                                    

Chciałbym wam opowiedzieć pewną historię. Tak naprawdę, to jest to historia mojego życia. I już na wstępie zaznaczę, że nie jest ona normalna. Przynajmniej tak od pięćdziesięciu lat. I może to mylące bo wyglądam na niecałe trzydzieści, ale właśnie to kryje w sobie Montgomery.

Zadacie pewnie pytanie; jak to możliwe? Jednak ja wolałbym zacząć od pytania; jak to wszystko się zaczęło?

To był niezwykle słoneczny październik. Pamiętam jakby było to wczoraj...

Idealnie skrojony garnitur okrywał ciało mężczyzny w średnim wieku. Ostatni raz poprawił swój krawat zanim zapukał w drzwi przed sobą. Były w kolorze ciemnego brązu z błyszczącym numerem na środku. Małe zamieszanie za drzwiami dotarło do jego uszu, na co uśmiechnął się nieznacznie. Zasuwa puściła i w progu stanął młody chłopak z roztrzepanymi włosami i plamami farby na twarzy.

- Pan Tomlinson? - Zapytał z uśmiechem a jego białe zęby, raziły w oczy.

- W rzeczy samej. W czym mogę pomóc panie...?

- Cowell. Simon Cowell, notariusz.

- Ah, to Pan! Kompletnie zapomniałem. Zapraszam. - Tomlinson przesunął się wpuszczając go do środka. - Musi mi Pan wybaczyć ten bałagan, ale właśnie pracuję.

- Rozumiem. Każdy musi pracować o właśnie dlatego tutaj jestem, panie Tomlinson.

- Wystarczy Louis, to Pan niepotrzebnie mnie postarza. Niech Pan siada, może kawy? Lub herbaty?

Mężczyzna usiadł na wskazanym miejscu w salonie. - Dziękuję, ale jestem zmuszony odmówić. Dobrze, w naszej rozmowie telefonicznej wspominałem dlaczego chce się z tobą spotkać.

- Spadek po babci Lucy.

- Dokładnie. Pani Miller zostawiła Ci najwięcej, poza domem pod twoją opiekę oddała osiemdziesiąt procent swoim zasobów pieniężnych.

- Jeśli mogę spytać - Powiedział niepewnie przeczesując włosy dłonią ubrudzoną w czerwonej i żółtej farbie. - Jaki jest haczyk. Babcia nigdy nie była zbyt wylewna jeśli chodzi o takie coś, nigdy też nie pałała do mnie wielką miłością.

- Tak, cóż... Musisz tam zamieszkać. W przeciągu najbliższych dwóch tygodni. - Dodał po chwili.

Nie lubiliśmy się - ja i moja babcia. Szczerze, to Lucy nawet mogła mnie nienawidzić. Cóż podobnie jak większa część mojej rodziny.

Zrozumcie, jestem malarzem, gejem i mam kompletnie inne poglądy polityczne niż reszta rodziny. Byłem czarną owcą lub nieszkodliwą szarańczą. W zależności co kto preferuje. Po latach zdałem sobie sprawę, że wysłanie mnie do Montgomery miało być karą. Albo zbawieniem dla mojej rodziny. Nie wyszło im, bo to miasteczko okazało się być tym, czego potrzebowałem. I sprawiło, że poznałem miłość mojego życia. Ale o nim opowiem wam później.

Ale tak w październiku roku dwa tysiące dziesiątego odwiedził mnie notariusz, informując, że mam dwa tygodnie na zostawienie Londynu i zamieszkanie w zakutej dechami wsi. Przepraszam, miasteczku.

I wiecie co? Zostawiłem życie w stolicy na rzecz, środkowej Anglii i hrabstwa Derbyshire. Można nazwać mnie głupcem, jednak zdążyłem przywyknąć.

Tajemnica Miasteczka Montgomery ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz