Mam na imię Josephine, choć wolę, gdy ludzie zwracają się do mnie Jo. W lipcu skończę osiemnaście lat. Mieszkam z mamą i kuzynką. Mój tata zginął w wypadku samochodowym, w którym ja też brałam udział. Lubię zapach świeżo skoszonej trawy. Lubię się śmiać. Lubię widok zachodzącego i wschodzącego słońca. Lubię, kiedy wiatr wieje mi prosto w twarz. Lubię, kiedy pada śnieg. Lubię rysować. Lubię swój tatuaż. Lubię, kiedy Louis czyta mi książki i zaplata warkocze.
Nie lubię spać w ciemności. Nie lubię telewizji i radia. Nie lubię wody. Nie lubię kłótni. Nie lubię, gdy coś mi nie wychodzi. Nie lubię, kiedy ktoś kłamie. Nie lubię kurzu. Nie lubię kotów.
Już nie lubię samotności. To dzięki Louisowi. Gdyby nie on, dalej spędzałabym samotnie dni zamknięta w czterech ścianach mojego pokoju. Ale na szczęście on jest ze mną i mnie kocha. A ja jego.
~*~
On zawsze był dla niej wyjątkowy. Nie był jak inni chłopcy. Od pierwszego wejrzenia ją zaintrygował. Dla niej był zwykłym człowiekiem, ale również autorytetem. Nie był wielkim herosem. Był po prostu sobą i to właśnie dla niego chciała się zmieniać.
Nie potrzebował wiele. Dla niego liczyła się tylko muzyka, którą umiał słuchać godzinami, a czego ona kompletnie nie rozumiała. On słyszał niesamowite sceny w najzwyczajniejszych melodiach. Umiał sobie wszystko wyobrazić. Starała się go wielokrotnie zrozumieć, jednak po paru próbach się poddała. Chciałaby, żeby on jej wytłumaczył jego pasję i wiedziała, że to stawało się coraz bardziej możliwe.
Jego dotyk potrafił ukoić jej ból istnienia. Dzięki niemu umiała przynajmniej na chwilę zapomnieć o swoich największych i najgorszych problemach. Z nim była po prostu szczęśliwa. Wciąż o nim myślała, chciała przytulać się do niego po ciężkim i wyczerpującym dniu, w szczęśliwych chwilach i po najgorszych koszmarach. To właśnie on był tą osobą, która potrafiła ją rozśmieszyć, kiedy miała łzy w oczach.
Wiedziała, że zawsze mogła na niego liczyć. Kiedy go potrzebowała, był. On nie narzekał, od początku wiedział, na co się pisze. Nie przeszkadzało mu nawet to, że nieraz musiał poświęcić jej całą noc, przez co przez cały następny dzień chodził niewyspany. Ona też chciała dla niego dużo zrobić, choć nie zawsze umiała. Chciała tylko od czasu do czasu zobaczyć na jego pięknej twarzy uśmiech, którego uwielbiała całym sercem.
Tak, bez wątpienia Jo Adams była zakochana w Louisie Tomlinsonie. Kochała w nim dosłownie wszystko, w każdej sytuacji. Doceniała, że był z nią nawet w momentach jej słabości, które zdarzały się niestety często. I wiedziała, że on też darzył ją gorącym uczuciem, ponieważ pokazywał to w każdy możliwy sposób. A ona coraz bardziej się otwierała przed nim. Wiedziała, że potrzebuje jeszcze niewiele czasu, by całkowicie się przełamać i wyznać mu, że go kocha. Chciała to zrobić. On był tego wart.
***
Niestety, jest to ostatni rozdział tego opowiadania. Jest mi przykro, bo sama w pewien sposób pokochałam Jo oraz Louisa i ciężko jest mi się z nimi rozstać... Mam nadzięję, że może Wam też? Dziękuję z całego serca wszystkim osobom, które ze mną były i czytały te wypociny. Soczyste całusy lecą jednak do dziewczyn, które komentowały i głosowały- jesteście naprawdę niesamowite i to dzięki Wam pisałam kolejne rozdziały. Specjalnie nie opisałam przełomowych momentów i zostawiam Was z niedopowiedzeniami- pozostawiam to do Waszej interpretacji.
Jeśli ktoś ma ochotę- zapraszam na opowiadanie "In train", na którym już dzisiaj pojawi się pierwszy rozdział. Śledźcie mój profil, bo wkrótce pojawi się też coś nowego!
Ściskam gorąco ostatni raz tutaj! Dziękuję! Kocham Was!
CZYTASZ
Problem || L.T.
RomanceProblem jest po to, by zdać sobie sprawę, na czym tak naprawdę nam zależy.