„Nadzieja to marzenie, które nigdy nie śpi".
Patrzył z delikatnym uśmiechem na spokojnie śpiącą Jo. Leżała zwinięta w kłębek, z jedną dłonią pod głową. Jej klatka piersiowa swobodnie unosiła się i opadała, a z lekko uchylonych ust wydobywał się ciepły i cichy oddech. W pewnym momencie dziewczyna zadrżała, co jakby przebudziło Louisa. Chwycił leżący nieopodal koc i szczelnie opatulił nim Jo, po czym wycofał się w kierunku wyjścia z pokoju, jednak przez nieuwagę uderzył całą stopą w niewielką szafkę nocną, przez co spadły na ziemię wszystkie rzeczy na niej leżące. Odwrócił się, by sprawdzić, czy przypadkiem nie obudził brunetki, jednak ona tylko przewróciła się na drugi bok, dzięki czemu odetchnął z ulgą. Nie mógłby sobie wybaczyć, gdyby przerwał jej sen. Ignorując ogromny ból roznoszący się po stopie oraz przeklinając w myślach swoją niezdarność, schylił się, by podnieść rozrzucone przedmioty. Gdy uniósł niewielkiego misia pluszowego, jego oczom ukazał się zeszyt w czarnej okładce, którego wcześniej nigdy nie widział, a był pewien, że nie miał do czynienia z żadnym ze szkicowników brunetki, które znał niemal na pamięć. Chwilę się wahał, ponieważ nie wiedział, czy jest odpowiednią osobą do czytania tego, ani czy dziewczyna życzy sobie, żeby ktokolwiek to widział, jednak ciekawość zwyciężyła i po chwili otworzył zeszyt na pierwszej stronie, która na pierwszy rzut oka wydawała się pusta. Dopiero po paru sekundach dostrzegł na samym dole kartki niewielki napis „Nadzieja". Zaintrygowany otworzył na następnej stronie, a jego oczom ukazał się taki sam widok. Przewrócił kartkę i znowu to samo. I znowu. Gdy otworzył na ostatniej stronie, zamarł. Tego się nie spodziewał. Zamiast napisu, który znajdował się na każdej stronie, było jeszcze mniejsze, ledwo dostrzegalne słowo.
„Louis".
~*~
Trzymał w swoich dużych dłoniach jej małą oraz delikatną i powolutku ciągnął Jo, która miała zasłonięte oczy czarną opaską, przez ogromny ogród. Co chwilę zerkał w jej stronę, chcąc upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. Sam nie wiedział, dlaczego, ale dziewczyna budziła w nim zupełnie nowe uczucia. Chciał ją chronić, móc trzymać w swych ramionach i prowadzić przez życie. Nic więcej się dla niego nie liczyło.
- Prawdopodobnie Melanie zabije mnie za to, że cię tu wziąłem- stwierdził, gdy zauważył, że brunetka stara się wychwycić słuchem, gdzie się znajdują.- Mam dla ciebie małą niespodziankę, ale właśnie tutaj, w tym miejscu. To będzie taki nasz mały sekret, dobrze?
Nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu, który sam cisnął mu się na usta, gdy Jo odwróciła w jego stronę głowę i starała się spojrzeć na niego przez dość gruby materiał. Był prawie pewien, że dziewczyna rozumie jego słowa i właśnie w ten sposób próbuje przekonać go do tego, by powiedział jej, co to za niespodzianka, jednak on nie miał zamiaru na razie nic mówić. W głębi duszy bał się, że nie spodoba jej się jego pomysł.
Gdy wreszcie doszli do masywnego, jasnego domu, zatrzymał się gwałtownie, przez co Jo na niego wpadła i przewróciła się na kolana.- Już na mnie lecisz? Aż tak się stęskniłaś?- zaśmiał się.
W odpowiedzi dziewczyna zachichotała cichutko i zaczęła niezgrabnie wstawać. Louis pomógł jej w tym oraz otrzepał jej dżinsowe ogrodniczki z drobnego pyłu, po czym sięgnął do kieszeni swoich spodni, wydobył z nich pilota i nacisnął niewielki przycisk, który otworzył wielką bramę garażową. Następnie ponownie chwycił jej dłoń w swoją i wprowadził ją do środka, po czym ściągnął opaskę. Dziewczyna zamrugała kilka razy, by przyzwyczaić oczy do otoczenia, po czym rozejrzała się z zainteresowaniem dookoła, a na sam koniec spojrzała zaskoczona na chłopaka. Uśmiechnął się do niej szeroko. W ogóle nie dziwił się, że dziewczyna nic nie rozumie. W końcu byli w ogromnym, pustym garażu z białymi ścianami.
- Jesteśmy w moim garażu i mam dla ciebie propozycję- wyjaśnił szybko, ściągając z pleców plecak.- Jak sama widzisz, jest tu strasznie pusto i jakoś tak smutno. Może chciałabyś ubarwić to miejsce?- zapytał, wyciągając z plecaka liczne farby i pędzle. Usłyszał, jak dziewczyna gwałtownie wciąga powietrze. Podniósł głowę, by sprawdzić, czy nic się nie stało, ale w tej samej chwili, Jo podeszła do niego i objęła go swoimi ramionami. Odwzajemnił uścisk, gładząc ją delikatnie po długich włosach. Czuł, że przez to dziewczyna wyraża wdzięczność za jego obecność. Kochał ją uszczęśliwiać.
Przez tak krótki czas, Jo stała się dla Louisa bardzo ważną osobą w jego życiu. Czuj, że żyje tylko dla niej, dla jej uśmiechu i drobnego gestu. Nic więcej się dla niego nie liczyło. Cały świat mógł przestać istnieć, kiedy trzymał ją w swoich ramionach i wiedział, że jest szczęśliwa.
***
Gdzie ta wena, kiedy jest potrzebna?! Rozdział jest niesprawdzony i raczej jestem z niego niezadowolna... Chwilowo przeżywam jakiś kryzys i nie mogę nic napisać...
CZYTASZ
Problem || L.T.
RomansaProblem jest po to, by zdać sobie sprawę, na czym tak naprawdę nam zależy.