#28

3K 77 1
                                    

Pamiętajcie!
Twitter: Vicanfia_
Instagram: Vicanfia_
#Vicanfia_bogacz

***

Śmierć. Rzecz, przed którą nikt nie ucieknie. Choćbym nie wiem jak szybko uciekał, ona cię dogoni. Złapie cie w swoje sidła i odeśle do pierwszego domu. Do piekła.

Bo ludzie od początku powinni gnić w piekle. Tylko wyjątkowych, upadłych aniołów wysyłała na ziemię. Tylko tych najgorszych. Najbardziej okrutnych i podłych. Tych, którzy się tam nadawali. Którzy nie zasługiwali na ocalenie. Dla których nadziei nie było.

Odesłałam braci Achiawal do pierwotnego domu.

Zabiłam ich... Na korzyść własną. Moją i moich dzieci. Dlaczego nie czuję wyrzutów sumienia?

Bo to samo robimy w piekle.

Walczymy o przeżycie.

***

- Di, kochanie. Musimy wychodzić, spóźnimy się.

Powiedział Giovanni, wbiegając do mojego pokoju. Dopinałam właśnie swoją walizkę. Przynajmniej starałam się to zrobić. Wszystko uniemożliwiał mi mój brzuszek. Już dość widoczne, dodatkowe cztery kilogramy...

- Zapniesz to?

Wskazałam na czarną walizkę. Skinął głową i podszedł do mojej torby. Ja oparłam się o drzwi, wzdychając zmęczona. Każdy ruch przyprawia mnie o zmęczenie, a to dopiero trzeci miesiąc...

Brunet podniósł zapiętą już walizkę i wyszedł z pokoju. Ja wzięłam swoją torebkę. Zeszłam po schodach, gdzie Giovanni żegnał się ze swoją siostrą. Ja spojrzałam na Hylie.

- Pa, kochanie.

Przytuliłam ją czule. Pogłaskałam lekko jej głowę.

- Będę tęsknić, mamo...

- Ja też.

Uśmiechnęłam się smutno. Przytuliłam ją jeszcze raz, potem pożegnałam się z Mandy. Giovanni wyszedł już z walizkami. Ja wzięłam jeszcze do ręki jabłko, które jadłam po drodze.

Gio wyszedł z samochodu, otwierając mi drzwi. Pomógł mi wyjść z niego. Rozejrzałam się po okolicy, gdy obraz przed moimi oczami przestał wirować.

- Jest okej?

Spytał, widząc moją skwaszoną minę. Pokiwałam lekko głową. Giovanni złapał mnie za dłoń, gładząc ją czule kciukiem. Złapałam rączkę mojej walizki, ciągnąc ją przy sobie. Weszliśmy na lotnisko, wcześniej zakładając czapki z daszkiem i okulary.

Przeszliśmy kawałek, gdy Gio skręcił niespodziewanie. Wyszliśmy na pas startowy. Poprowadził mnie w stronę wielkiego samolotu. Oddał komuś walizki i pomógł mi wejść na pokład.

- To twój samolot?

Spytałam ciekawa. Pilot samolotu uśmiechnął się do nas miło, życząc miłego lotu. Stewardessa powtórzyła gesty swojego szefa, pytając czy mamy jakieś zamówienie.

- o! Ja... Ja chcę te ciasteczka i tą czekoladę!

Pisknęłam jak dziecko. Wskazałam na produkty z listy. Kobieta zaśmiała się z mojego entuzjazmu. Giovanni pokiwał głową z rozbawieniem. Złapał mnie za rękę, prowadząc na tyły pokładu.

Adwokat DiabłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz