♟2♟

51 4 0
                                    

- Narazie w kraju nie dzieje się nic niepokojącego. Co z tego?! Nie mogę wyjechać na urlop!
W siedzibie MI6, ,,M" (szef całej organizacji) rozmawiał przez telefon.
- Nie, nie mogę, muszę sprawdzić czy...
Przerwało pukanie do drzwi.
- Zaraz oddzwonię. Madeleine! - zwrócił się do blondwłosej kobiety, która weszła do gabinetu - Jak miło cię widzieć!
- Nie dzieje się dobrze.
- Z pacjentami? Nie powinnaś powiadomić o tym CIA?
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi.
- Nie, nie wiem. Wyjaśnij.

- Ech

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Ech... Tamten dzień, kiedy zniszczyliśmy fabrykę trucizn... To nie daje mi spokoju. Coś przeoczyliśmy. - Niby co? Maddeleine, ten temat już poruszamy od dobrych 5 lat, a do tej pory żaden wróg ani kolejna nielegalna organizacja nie daje się we znaki.
- Gareth...
- Zbyt długo jest spokojnie, żebyśmy mieli....
- Spokojnie?! - oburzyła się blondynka - Należałam do jednej takiej organizacji i wiem, że ich ludzie potrafią być bardzo nieobliczalni.
- Jesteś psychiatrą, a nie agentem 00. Narazie nie zaatakowali bazy MI6, CIA, CSI ani nic z tych rzeczy.
- To tylko kwestia czasu.
- Więc co proponujesz?
Zadzwonił telefon.
- Wybacz na chwilę. O co znowu chodzi?
Madeleine nie wytrzymała. Wstała i zrezygnowana wyszła z gabinetu.

Łzy napłynęły jej do oczu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Łzy napłynęły jej do oczu.
- Swann? - zauważyła ją młoda, ciemnoskóra kobieta - Co się dzieje? - podbiegła do niej - Źle wyglądasz.    - Nic mi nie jest - otarła oczy.     
- Ej, mi możesz powiedzieć.
Swann spojrzała się na nią, potem rozejrzała się dookoła i zabrała koleżankę do wolnego gabinetu. Obydwie usiadły przy małym, szklanym stoliku. Przez jakiś czas Medeleine milczała.    
- Ciągle przeżywasz tamten dzień?
Blondynka spojrzała się na nią poważnie.
- Eve... Ja nie mogę sobie z tym poradzić - szepnęła - Dopóki się nie zemszczę, dopóki nie odnajdę tych zdradzieckich ludzi, nie zaznam spokoju.
Eve słuchała ze współczuciem.
- Muszą za to odpowiedzieć i muszą tu gdzieś być. Jestem tego pewna! Wczoraj znalazłam...      
- Swann, stop - przerwała koleżance - Ja wiem..., że to musiało być dla ciebie bardzo ciężkie. Utrata męża i dziecka nie zdarza się codziennie, ale pomyśl realnie. To się stało 5 lat temu. Ile czasu jeszcze chcesz ciągnąć swój stan? Wielu ludzi ucierpiało przez Safina i potrzebuje pomocy. Nie poradzą sobie bez ciebie. Obiecałaś MI6, że im pomożesz.
- Obiecałam też coś James'owi przed śmiercią. Obiecałam, że będziemy bezpieczne i patrz jak pięknie dotrzymałam słowa! Już tamtego nieszczęsnego dnia wszystko zaczęło się sypać!
- Nie zmienisz przeszłości! Skup się na teraźniejszości i na tym, co jest najlepsze, żeby wyleczyć ofiary Spectre i Lucyfera Safina. Myślę, że tego właśnie chciałby James.
Przerwało pukanie do drzwi.
- Pani Swann! Ma pani kolejnego pacjenta!
Madeleine wstała, spojrzała ze zrezygnowaniem na przyjaciółkę i wyszła.     

W gabinecie nr 344 czekała na nią ciemnowłosa kobieta. Madeleine zaprosiła ją do środka i usiadła przy biurku.      
- Dobrze, to... z jakim problemem pani do mnie przyszła?    
Kobieta milczała cała zapłakana. Madeleine wywróciła oczami.
- Nie pomogę pani, jeżeli nie dowiem się o co chodzi?     
- Em... - znowu milczała.     
- Ech... To nie ma sensu - dodała do siebie - Dziękuje za spotkanie - wyprowadziła pacjentkę.     
- Następny!                  
Kolejny był starszy mężczyzna. Blondynka pokazała mu miejsce przy biurku.   
- To teraz nawet do psychoterapeuty mi chodzić karzą! - wykrzykiwał.        
- Do psychiatry.    
- Jeszcze lepiej. Co ja wariat?!
Skoro nie, to czemu szukasz pomocy psychicznej...? - pomyślała
- Wariat to dopiero był ten Lucyfer prosto z piekła, co mnie więził! Ten! ...jak mu tam było...
- Safin?
- Ach taaak! Lucyfer Safin. Uważaj, za tobą! Madeleine szybko obejrzała się za siebie. - Żartowałem
Przymknęła oczy z irytacji.
- Panu już dziękuję.
- Coś szybko jakoś... I co, co mam?!
- Schizofrenię debilizmu - prowadziła go w kierunku drzwi.
- A jakieś profilaktyki?
- Tak, proszę spędzać czas w gronie ludzi ,,normalnych", nie oglądać horrorów i podwyższyć swój poziom IQ - zatrzasnęła drzwi. Usiadła tym razem na kanapie i złapała się za głowę. Po 15 minutach ktoś zapukał.
- Co znowu?!
- Nooo, bo ja miałam chyba mieć...em... - Madeleine patrzyła na młodą blondynkę z wyczekiwaniem - Miałam mieć wizytę!          
- Więc siadaj - wstała, zwalniając miejsce pacjentce. Wydawała się być bardzo zdezorientowana. Ręce jej się trzęsły. Cały czas je drapała aż robiły się czerwone. Świdrujące oczy dziewczyny skakały na boki, a platynowe kosmyki włosów spadały na czoło i nawet nie starała się ich odgarniać. Madeleine poczuła współczucie do dziewczyny. Widziała w niej... siebie.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- To... jaki jest powód twojego przyjścia do specjalisty?
Brak odpowiedzi. Dziewczyna ciągle robiła to samo. Trzęsła się, wywracała oczami i drapała ręce.
- Spokojnie, proszę się nie spieszyć. Mamy dużo czasu.
Nagle pacjentka spojrzała jej w oczy, że aż Swann przeszły dreszcze.
- W tym cały problem - powiedziała nieobecnym, chłodnym głosem. Wstała i gwałtownie oparła się rękami o biurko, zbliżają swoją twarz do twarzy Madeleine - Nie mamy go wcale.
Przez chwilę znowu milczały.
- Może powiedz, co sądzisz o krzywdzie ludzkiej. Czy ją popierasz, czy może to właśnie jej się w życiu najbardziej obawiasz?
- Tak... Lubię ją.
Madeleine spodziewała się takiej odpowiedzi.
- A wiesz może dlacze...
- On był niesamowity - przerwała.
- Kto? - Dziewczyna w platynie wyprostowała się.       - Safin - odrzekła z poszanowaniem - Lucyfer Safin.
Swann zamurowało. Patrzyła w nicość. Nagle wstała i skierowała się ku wyjściu z gabinetu.
- Niech pani mi nie mówi, że go pani nie szanowała i nie kochała. Takich się nie da nie kochać.
- Skąd... - wydukała - Skąd się znaliście?            
- Pracowałam na jego wyspie, w jego fabryce, u jego boku. Odcedzałam te najbardziej toksyczne zioła i je...
- Dość.                                 
- ...suszyłam. To był istny geniusz. Inteligenty, bystry, zaradny, sprytny, rezolutny, odważny, ciacho...                   
- Dość!
- A ten sukinsyn, który go wykończył, oooo... totalne przeciwieństwo. Powinien gnić w męczarniach iiii.... - Wynoś się stąd!
- Iiii... jak mu tam było? Bond? James Bond?
- Wynoś się! Wynocha! - złapała pacjentkę za rękę i wyprowadziła z pokoju - I zanim zaczniesz znów kłapać pyskiem to się zastanów czy inni są tego warci, żeby słuchać twoich idiotyzmów, zdziro! - zatrzasnęła drzwi i usiadła na niebieskiej sofie mocno wstrząśnięta. Po czym wstała. Oczywiście ma jeszcze masę takich świrów do wysłuchania, bo jakże by inaczej. Wyjrzała za drzwi i zobaczyła puste krzesła. Zamknęła oczy z irytacji. Nawaliła.

🕶Agencja 007: DisclosureOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz