- Opowiedzieć ci historię? Będzie o człowieku, który zawsze bronił tego, w co wierzył. Ryzykował życie dla ojczyzny. Później dla ważnych jemu osób. W końcu oddał za nich życie, a nazywał się Bond. James Bond.
W MI6 bez Bonda nie dzieje się dobrze. W...
Mathilde siedziała z zabandażowaną ręką na trzecim piętrze przed gabinetem lekarskim. Słychać było zbliżający się stukot wysokich obcasów o marmur. - Poza ręką nigdzie nie masz innych poparzeń? - Probablement pas (,,chyba nie"). - Wszystko jest dobrze? - Je pence que oui (,,chyba tak"). - Quelsoulagement (,,co za ulga")! Dasz radę rozegrać une partie d'échecs (,,partię szachów")? - dopytywała się Madame. - Plutôt oui (,,raczej tak"). - Na szczęście! Chodź, to jeszcze zdążymy! - złapała dziewczynkę za rękę i zaprowadziła pod mini salę obrad na drugim piętrze, gdzie już czekali strażnicy Mathilde - Pamiętasz wszystkie triki i chwyty? - À peu près (,,prawie"). - Délicieusement (,,wybornie") ! Z sali wychylił się ciemnowłosy mężczyzna ubrany w elegancki garnitur z żółtym znakiem ośmiornicy. Kiwnął głową na Mathilde. - Entrez (,,wchodź"). Dziewczynka weszła rozglądając się dookoła. Tym razem znajdowała się w dość sporej sali z trybunami, na których siedziała komisja, z podłogą z kaflami ułożonymi na wzór szachownicy i kilkoma dużymi biurkami. Usiadła za jednym z nich. - Pst... Mathilde! Na prośbę matki dziewczynka posłusznie wstała, spotkawszy się z ostrym spojrzeniem mężczyzny, z którym miała grać. - Zawsze najpierw siada gość, ale ty grasz białymi, więc masz przewagę - szepnęła do córki. - A to do czego? - I'horloge (,,zegar") do mierzenia czasu gry przeciwnika. - Bien (,,dobrze"). - Bonne chance (,,powodzenia")! Zawodnicy podali sobie ręce, a na trybunach usiadły dodatkowe trzy osoby z komisji i rozpoczęła się rozgrywka. Mathilde zaczęła pionem. Potem mężczyzna na przeciwko zrobił roszadę, Mathilde zaatakowała jego gońca koniem, a on się obronił, zbijając gońca wierzą. Do pomieszczenia weszły dwie kobiety w ciemnych okularach i usiadły na trybunach. Dziewczynka się przez to trochę rozproszyła i zauważyła, że na sali koło biurka siedzi pies, a człowiek, z którym ona gra, ma przy sobie białą łaskę. Zaczęła go jeszcze bardziej doceniać. Zrobiła roszadę, a po jego ruchu zastosowała gambit królowej. Nagle poczuła mocny skurcz dłoni. Zaczęła ją piec. - Stop! - przerwała grę i złapała się za bolące miejsce. - Je prendrai pour elle (,,zagram za nią") - Mm mrugnęła do Mathilde, która wstała i zwolniła miejsce mistrzyni - Dicter mes mouvements (,,podyktuje mi ruchy").
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Na trybuny dosiadło się trzech mężczyzn i jedna kobieta w marynarce ze znaczkiem wierzy. Nie za dużo tej komisji? - zastanawiała się Mathilde. - Chéri (,,skarbie") - Mm Adrienne sprowadziła ją na ziemię. - Koń na C3... pion na D4...pion na D5...roszada - dyktowała - Goniec na E5...koń na A2...pion na A3...hetman na... - zorientowała się, że matka przestała ją słuchać. Grała po swojemu. - Hetman na E6...i szach - dyktowała dalej, podchwytując plan Mm. Stosowała wiele niesamowitych trików takich jak gambit hetmański, pułapka syberyjska czy pułapka Laskera. Dziewczynka kątem oka zauważyła, że dwie kobiety w marynarkach z końmi na końcu zaczęły wytykać ją palcami. Czyżby widziały, że nie gra fair? Na końcu Adrienne zastosowała mat Lègala. - Szach... Jeden z młodych facetów zamienił dwa słowa z Safinem, po czym podszedł do jednej z kobiet i dyskretnie coś jej przekazał. Mathilde skądś kojarzyła ten sprzęt, nawet bardzo dobrze go kojarzyła, tylko skąd... - Mat! Bum! Dziewczynka usłyszała olbrzymi strzał. Potem kolejny i kolejny, i kolejny. Ktoś ją złapał za ramię i wciągnął pod stół. Co się dzieje! Kulki zaczęły wylatywać z broni. Strażnicy ginęli, goście ginęli. Jeden po drugim. Krew się lała. Słychać było krzyki, strzały, krzyki strzały naprzemiennie. Mathilde zatkała uszy. Krzyczała jak najgłośniej, żeby zagłuszyć przerażające dźwięki. Ktoś ją wyciągnął z pod stołu. Grieg. - Wychodzimy! - złapał ją za rękę i wyciągnął z pomieszczenia. Zjechał windą na sam dół, gdzie już czekał Safin z wielkim kluczem. O nie. - Nie chcę! - wyrywała się - Nie chcę tam wracać! - ale oni nie słuchali. Ciągnęli dziewczynkę z całej siły, aż w końcu Grieg nie wytrzymał i zaczął ją nieść. Kopała i krzyczała, ale eskorta nie zwracała na to uwagi. W końcu znaleźli się w podziemiach. Safin otworzył drzwi na końcu jednego z najgłębszych korytarzy, wpuścił do środka strażnika z Mathilde. Grieg posadził dziewczynkę na kanapie. - Witaj w starym pokoju. - Wypuśćcie mnie! - krzyczała rzucając się do drzwi i waląc w nie z całej siły - Wypuśćcie mnie stąd! - podbiegła do Safina, chcąc zabrać mu klucze, a Grieg odsunął ją od ochroniarza - Muszę tam wrócić! Tam jest moja matka! Muszę jej pomóc! - Ej, ejejej... - przytrzymał ją wyższy ze strażników. - Puszczaj! - Możesz przestać robić sceny?! - Nie! - Jesteś taka sama jak matka. Nigdy nie pojmę tego, że pochodzisz z rodu Lavigne. Jego potomkowie byli z natury spokojni. Połknij to. Matka prosiła - podał jej tabletkę i spojrzał na różowego króliczka, którego mocno ściskała - Zawsze go ze sobą nosisz? - Nie twój interes. Ile mam tu siedzieć?! - Aż obecna sytuacja się oziębi. - Czyli? - Ciężko stwierdzić. - Co tam się dzieje na górze? Chcę wiedzieć! - Zapewniam cię, że się o tym nie dowiesz - wtrącił się drugi ochroniarz, dotąd milczący. Mathilde spojrzała na niego z oburzeniem. - To nic takiego - szybko wtrącił Grieg. - Strzały i krew to nic takiego?! - To były tylko ćwiczenia. Nie masz się czego obawiać, spokojnie. Obiecuję ci, że jeszcze dziś zobaczysz swoją matkę całą i zdrową i dostaniesz się do szkoły. - Obiecujesz? - spytała z nadzieją. Grieg wymienił spojrzenia z Safinem. - Obiecuję - odparł.
Minęły dwie godziny od, kiedy weszli do piwnicy. Mathilde się trochę uspokoiła i układała kostkę Rubika. Zadzwonił telefon. - Do ciebie - Safin podał komórkę koledze. - Jak to?! Okey. Zaraz będę. - rozłączył się - Zostaniesz na chwilę z małą? - A co? - Muszę szybko podpisać jakieś papiery. - Te od... - Tak. - Dobra. Idź. - Gdzie poszedł Grieg? - spytała Mathilde. - Niedługo wróci. Miał coś pilnego do załatwienia. - Nudzi mi się... - narzekała.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
- Mogę już wyjść? - Nie. - Ech... Siedzę już tu pięć godzin! - Dwie. - I tak długo. Czy ty zawsze jesteś taki precyzyjny? - Zazwyczaj. - Strażnicy tacy powinni być czy jesteś wyjątkiem? I to jest u was normą, że się tak mało odzywajcie? - Zależy. - Od czego? - Od podejścia do wysokości zadania. I od pracy. - To znaczy, że eskorta składa się z samych pracoholików? - Znasz znaczenie tego słowa? - Oczywiście. - Zależy jak na to spojrzysz. Czy on nie umie na pytania odpowiadać normalnie? - zastanawiała się dziewczynka. Złapała się za piekącą rękę. - To pomoże - podał jej kilka liści jakiejś rośliny i maść - Ty też jesteś wyjątkiem. - To znaczy? - Grieg ma rację. Nie masz cech typowych dla Lavigne. Jak na nich jesteś za bardzo wygadana. A ty za mało - dodała w myślach. - Udowodniłam, że do nich pasuję na egzaminach. - Jeśli je zdałaś. - Zdałam. - Sądząc po dzisiejszej partyjce, nie był bym tego taki pewien. Mathilde spuściła głowę. - A z jakiego rodu pochodzisz? Też się od nich wyróżniasz? Safin obrócił głowę w jej stronę i podszedł do Mathilde. - To skomplikowane i prosiłbym, żebyś nigdy więcej nie poruszała tego tematu. Nigdy więcej - zagroził - Bo to się może źle dla ciebie skończyć. Dziewczynka cała spięta kiwnęła głową. - Wypuść ją. Tak karze Mm - powiedział Grieg, wchodząc do pomieszczenia. Mathilde powoli przeszła koło strażników, oglądając się za Safinem i pobiegła na górę.