~7~

898 13 4
                                    


**Rano **
Wstałam około godziny 7.40. Nie powiem, troche mi sie przysnęło. Zazwyczaj wstaje o godzinie 6.00 żeby mieć czas na spokojnie sie ogarnąć.

Wstałam i poszłam do łazienki. Wziełam szybki, gorący przysznic który miał mnie lekko pobudzić bo byłam mega zaspana. Założyłam mom jeansy i beżowy top a na to zieloną bluzę Slytherinu. Potem zrobiłam makijaż czyli : podkład, korektor, puder, mascara, eyeliner, kredka do brwi i pomadka w kolorze nude. Popsikałam się moimi ulubionymi perfumami z Dior'a, Założyłam trampki, wziełam torbę z książkami i wyszłam z dormitorium.

W torbie miałam też list który miał zostać wysłany wczoraj, lecz profesor Snape nieco mi to utrudnił. Mniejsza o to, zmierzałam do sowiarni, bo to najprawdopodobniej tam przebywała moja sowa. Po wysłaniu listu ruszyłam szybkim krokiem do Wielkiej sali aby cokolwiek zjeść. Nie miałam zbyt dużo czasu bo była już 8.40 ale stwierdziłam że się wyrobię.

Szłam, szłam i już miałam zakręcać do Wielkiej sali gdy nagle ktoś mnie odciągnął pod ścianę. Kto by się spodziewał że to nikt inny jak Draco Malfoy.

- Co ty odpierdalasz?! - zapytałam zdezorientowana.

- Astoria miała rację, szybko znalazłas sobie nowego. Jesteś dwulicową dziwką Susan. I że to niby ty bylas dla mnie grą. -

W tamtym momencie Draco zaczął mnie podduszać. Wtedy poczułam się niebezpiecznie. Niewiem czy Malfoy był trzeźwy...

Jakby się przyjrzeć to Draco nie może sobie poradzić po naszym rozstaniu. Kocham Mattheo, bardzo, ale, czasami zastanawiam się co by było gdyby Theo i Draco zamienili się miejscami. Dobra koniec.

- Susan, wiesz że możesz jeszcze wszystko naprawić, prawda? Wystarczy że tylk- nie zdążył dokończy bo leżał zakrwawiony na podłodze. A obok niego stał Mattheo.

- Nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony Theo.

Odrazu rzuciłam się w jego objęcia. Nie widziałam go 3 dni. Byłam baardzo stęskniona.

- Wszystko dobrze. - odpowiedziałam na wcześniej zadane pytanie.

Mattheo złączył nasze dłonie razem i ruszyliśmy do klasy na lekcje. Totalnie zapominając o Draconie który leżał z zakrwawionym nosem pod ścianą...

Weszlismy do klasy i ustawiliśmy się w na około biurka na którym był jakiś eliksir.

- Witam moi drodzy. Dzisiaj nieco bardziej poznamy najsilniejszy eliksir miłosny na świecie czyli Amortencje. Nie wzbudza on jednak prawdziwej miłości a powoduje tylko silne zauroczenie bądź obsesję. Zapach amortencji każdy odczuwa inaczej, w zależności co go pociąga. W takim razie moi mili, zaczniemy od wąchania amortencji, a potem będziemy ją sporządzać, przepis macie na stronie 56 w podręczniku. - opowiadał Profesor Slughorn.

-Ustawcie się w kolejkę, i będziemy wąchać eliksir po kolei. -

Wraz z Mattheo zostaliśmy wypchani na sam przód więc byliśmy dródzy, bo pierwsza była Hermiona Granger. Zawsze się wpierdala pierwsza. Nie że się czepiam czy coś. Na pierwszym i drugim roku sie kolegowałysmy ale potem poznałam Draco, Pansy, Blaise'a i resztę, więc Hermiona jako wzorowa uczennica, stwierdziła że nie możemy się już przyjaźnić bo oni maja na mnie zły wpływ, a ja na nią. Nie przejęłam się tym bardzo, ponieważ wtedy zaczęłam się przyjaźnić z Pansy która nauczyła mnie że życie jest jedno, i nie warto przepłakiwać noce za jakąś fałszywą suką. Dobra, koniec wspomnień.

- Ja czuję woń świeżo skoszonej trawy, nowego pergaminu i.. pasty do zębów- powiedziała Hermiona po czym szybko odeszła na koniec klasy aby nie robić zbędnego tłumu.

Moja kolej.

Podeszłam do kociołka w którym był eliksir i lekko go powąchałam.

- Czuje... wodę kolońską, miętę i.... papierosy - Powiedziałam, po czym odeszłam na tył.

- Czuje mango, starą książkę i kawę. - odparł Mattheo po czym również podszedł na koniec klasy i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.

Nagle do klasy wbiła Mcgonagall a za nim Malfoy który trzymał zakrwawioną chusteczkę przy nosie. Mamy przejebane...

- Mattheo Riddle i Panna Susan Byrne do mojego gabinetu ale już!!- wydarła się.

Złapałam Mattheo mocniej za rękę i wyszliśmy tuż za profesor i Draconem do gabinetu Mcgonagall.

Spojrzałam na Theo który rzucił mi porozumiewawcze spojrzenie. Szczerze? Zawsze byłam pierwsza do pakowania się w kłopoty ale zawsze gdy musze ponieść konsekwencje to się stresuje.

Przy gabinecie stał Zabini, podpierał ścianę. Pani McGonagall przysłała go tu aby zaprowadził Malfoya do skrzydła szpitalnego. Gdy zobaczył że to ja i Theo idziemy za panią profesor, lekko się uśmiechnął.

- A taka wzorowa uczennica była- szepnął mi Zabini na ucho gdy wchodziliśmy do gabinetu.

Stanęliśmy przed biurkiem, a profesor McGonagall usiadła po drugiej stronie.

- Czy wasza dwójka wie coś może o zlamanym nosie Pana Malfoya ?! - krzyczała a w jej głosie było słychać że znała juz całą prawdę. Ciężko będzie coś wymyślić aby ją zmylić

- Tak, słyszeliśmy że bliźniacy Weasley maczali w tym palce.- powiedział Mattheo z dość przekonywującą i poważną miną, tak jakby naprawdę sie to stało.
Pani profesor spojrzałam się na mnie a ja przytaknełam na słowa bruneta.

Wydawała się dość rozczarowana tym co usłyszała ale odrazu wybiegła z gabinetu i pomknęła korytarzem w stronę klasy w której Bliźniacy mieli teraz lekcje.

Mattheo złapał mnie za rękę i wyjrzał czy aby napewno korytarz jest pusty po czym szybko zaczęliśmy biec pustyk korytarzem w stronę wieży astronomicznej. Śmialismy się przy tym niemiłosiernie.

Gdy doszliśmy już na wieżę, zaczęliśmy gadać o planach na przyszłość, o tym jakie by mogły być nasze dzieci. W pewnej chwili znowu zaczęliśmy się całować. Mattheo złapał mnie za pośladki i podniósł po czym posadził na barierce. Nie powiem że nie, strach mnie trochę obleciał co dało się zauważyć w moich oczach. Spojrzałam się za siebie, podemną było z kilkanaście metrów. Po kilku sekundach Mattheo zauważył że czuje się niepewnie w obecnej pozycji.

- Hej, ufasz mi, prawda?- Zapytał.

Pokiwałam twierdąco głową.

- W takim razie nie myśl o tym że spadniesz. Ze mną jestes bezpieczna. - oznajmił.

W pewnym momencie Mattheo popatrzył na swój mroczny znak.

- Co jest?- zapytałam zmartwiona, odkąd wrócił od ojca, chodzi jakiś przybity.

- To przez ojca. Twierdzi że odkąd jestem w związku stałem się miękki, że nie umiem już zabić człowiek z zimna krwią. Myli się. Jestem taki sam, nikt nie umie mnie zmienić a tym bardziej na lepsze po tym jak ojciec mnie wychowywał. Próbowałem mu się postawić, nawet wyjąłem różdżkę ale, on znowu to zrobił.-

- Theo skarbie, co zrobił? Możesz mi wszystko powiedzieć.-

- Zawsze gdy mu się sprzeciwie używa na mnie cruciatusa. - powiedział po czym zaczął powoli odpinać swoją czarną koszulę. Wtedy zobaczyłam jego blizny przy żebrach. Niektóre były świeże a niektóre miały juz kilka miesięcy. Momentalnie zakryłam usta dłonią a po chwili dotknęłam jego blizny na co lekko się wzdrygnął.

- Chodźmy juz do twojego dormitorium, tam mogę Ci opowiedzieć nieco więcej. - powiedział.

I tak też się stało.

--------
Hejka
Rozdział nieco spóźniony, wiem i przepraszam.
Niewiem kiedy następny, postaram się zeby był niedługo ale przez najbliższe 2 tygodnie bede musiała zająć się szkołą bo mam jeszcze kwarantanne a potem musze ponadrabiać materiał w sql. Wiec musicie się uzbroić w cierpliwość.
Za wszelkie błędy w tym rozdziale przepraszam ale już jestem zmęczona.

Mam jeszcze pytanie do was, zastanawiam się czy nie założyć tiktoka na którym będę wstawiać urywki i spojlery następnych rozdziałów. Co wy na to ?

Do następnego bajo♡

O.R

Przeznaczenie /Mattheo Riddle 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz