Minęły dni i nadszedł czas balu. O godzinie dziewiętnastej pani Milton wraz z synami i córką zajechali karetą przed Brzozowy Dwór. Podróż zajęła im dość długi czas, jako że posiadłość znajdowała się w głębi lasu, z dala od wszelkich zabudowań. Całe mile kwadratowe okolicznego terenu należały do hrabiego Weddingtona, pana Brzozowego Dworu.
Był to dość stary, choć wyjątkowo dobrze zachowany gmach, otoczony zewsząd brzozowym lasem. Mógł mieścić w sobie dziesiątki pokoi – przynajmniej tak oceniła Audrey. Wydawał jej się być tajemniczym, średniowiecznym zamkiem, choć z zewnątrz nie był bardzo zdobny, zupełnie nowoczesny.
Goście wysiadali z pojazdów przed frontem, a furmani i strangreci kierowali karety i powozy na dziedziniec obok okazałej stajni. Hodowla koni przy Brzozowym Dworze była najlepszą i najbardziej prestiżową stadniną w okolicy i wielu zamożnych mieszkańców Yorku czy Leeds, jechało całą tę drogą, by zaopatrzyć się w tutejsze konie.
Sala balowa przybrana była w purpurę, a jasne kafelki lśniły od starannego szlifowania. Po bokach znajdowały się stoliki z napojami i poczęstunkiem oraz sofy, gdzie można było wypocząć między tańcami, na środku zaś tańczono. Muzyka płynęła swobodnie po całym pomieszczeniu, mieszając się z gwarem rozmów, śmiechem i stukotem pantofli.
Audrey weszła, prowadzona pod ramię przez Alfreda, za nimi podążył Philip wraz z matką. Zatrzymali się nieco z boku i wpatrzyli się w tańczące pary. Uwadze ich nie umknął także hrabia, siedzący na uboczu sali balowej na wielkim obitym skórą fotelu, który wielce przypominał królewski tron. U jego boku stał młodzieniec w wieku Alfreda o gładko zaczesanych jasnych włosach. Audrey domyśliła się, że był to ów dziedzic-siostrzeniec. Pani Milton zacisnęła palce na jej ramieniu i skinęła głową w jego kierunku.
– Lord Vance, przyszły hrabia Brzozowego Dworu.
Audrey delikatnie wysunęła się z uchwytu matki i nachyliła się w stronę starszego z braci.
– Chciałabym przejść się wokół sali – rzekła.
Alfred skinął głową i poprosił Philipa, by potowarzyszył chwilę matce. Poprowadził siostrę w prawo i wolnym krokiem sunęli pomiędzy gromadą rozgadanych gości.
– Panie Milton! – zakrzyknął ktoś obok nich.
Zatrzymali się. Podszedł do nich starszy mężczyzna z żoną uwieszoną u jego ramienia.
– Siostro, oto lord Yardley i jego szanowna małżonka. Panie Yardley, oto moja siostra Audrey.
– Jaśnie panienko. – Yardley skłonił się nisko. – Pierwszy raz panienkę widzę, bardzo miło poznać i życzę udanego wieczoru.
– Przyjemność po mojej stronie i nawzajem – odparła Audrey, uśmiechając się.
Powitali się jeszcze z dwoma znajomymi Alfreda, gdy w tłumie wypatrzyła ich Mary Bristol. Jak tylko napotkała wzrok Audrey zamaszyście pomachała dłonią i chwyciwszy za ramię stojącego obok niej mężczyznę, przypuszczalnie jej brata, podeszła do nich.
– Dzień dobry, panie Milton, Audrey. To jest mój brat Joseph. Bracie, to jest nasza sąsiadka Audrey Milton, siostra Philipa i Alfreda.
– Miło panią poznać – rzekł Joseph Bristol i ukłonił się. Był mężczyzną dość przyzwoitego wzrostu o jasnobrązowych włosach i przyjaznej twarzy, zeszpeconej tylko odrobinę przez blizny po ospie, nie rzucało się to jednak nadto w oczy. Podobnie jak Mary, miał jasne oczy i życzliwe spojrzenie. Ubrany był schludnie i elegancko, choć dość skromnie; a może sprawiało to tylko takie wrażenie przy wszechobecnych na sali kawalerach w atłasowych spodniach. Ogółem prezentował się dość przyzwoicie. Niewiele Audrey wiedziała natomiast na temat jego charakteru; tyle tylko iż swego czasu podczas sobotniego polowania w lasach Renwicka wyjątkowo zaprzyjaźnił się z jej braćmi, choć tamci uparcie nie chcieli powiedzieć jej nic na temat wydarzeń tamtego dnia, poza informacją o upolowanej zwierzynie. O Bristolu mówili, że to świetny człowiek i zaplanowali już bliżej nieokreśloną „wyprawę", na którą zamierzali wybrać się w środku maja z Bristolem, Renwickiem i panem Sainsbury, który był Renwicka szwagrem. Audrey wiedziała, że owa tajemnicza wyprawa z całą pewnością będzie składała się z biwakowania nad jeziorem i łowienia ryb. Cieszyła się, że jej bracia tak szybko zaprzyjaźnili się z bratem Mary – głównie dlatego, że wraz z przyjaciółką będą mogły wspólnie na nich narzekać – ale irytowała ją cała ta sekretność. Zupełnie jak z małymi dziećmi – westchnęła w duchu.
CZYTASZ
Bal w Brzozowym Dworze
Ficción históricaDurham w północnej Anglii było miastem doprawdy osobliwym i rządzącym się jakoby własnymi prawami. Dla przykładu, tamtejsze debiutantki nie wychodziły do towarzystwa w listopadzie, kiedy zaczynał się sezon londyński, a na wiosnę, podczas legendarneg...