V. Francuzi

72 10 22
                                    

– Dobrze, rozumiem. Panna Mary jest przyjaciółką rodziny, to bardzo miła osóbka. Jedyne co od ciebie bym chciała to abyś podjął jakieś działanie. Albo oficjalnie ubiegasz się o jej rękę albo nie proś jej więcej do tańca. Dwa tańce! Dwa tańce! – Pani Milton dreptała po pokoju.

Alfred wstał z sofy i podszedł do okna.

– Zatańczyłem z nią, gdyż zostałem o to poproszony przez Audrey – rzekł spokojnym tonem, choć był nienaturalnie wyprostowany, po czym zawsze można było poznać jego zdenerwowanie.

– Audrey? Nie rozumiem, żabciu, dlaczegóż miałabyś swatać Alfreda z panną Mary. Ach, chociaż... Właściwie rozumiem. Przecież dobrze by ci było mieć najlepszą przyjaciółkę za szwagierkę. To zupełnie zrozumiałe.

– Mamo... - jęknęła Audrey. – Nie było moją intencją swatanie Alfreda z Mary. Owszem, poprosiłam go aby odbył z nią jeden taniec, gdyż jak wiemy byłaby wtedy bardziej zauważalna dla towarzystwa.

– Ach tak... Alfredzie, dlaczego więc dwa tańce? Jeden taniec jest zupełnie niezobowiązujący, ale dwa tańce mogą już być odebrane jako sygnał afekcji, a przynajmniej wzmożonego zainteresowania. Dlaczego dwa?

Alfred podrapał się po głowie.

– Chciałem dokończyć wątek rozmowy... - rzekł niepewnie.

– Och, nie! Rozmawiałeś z nią! – ożywił się nagle grający w szachy z Peggy Philip. – Teraz już na pewno musicie wziąć ślub.

– Daj mi spokój – fuknął Alfred.

– Dobrze, dobrze... Rzeczywiście trudno oczekiwać od Alfreda, by był w stanie odmówić kobiecie drugiego tańca bez pomocy z zewnątrz.

Audrey spojrzała na Philipa gniewnym wzrokiem. Dobrze wiedziała, że jej wyjątkowa emocjonalność dnia dzisiejszego była wynikiem niewyspania, ale wcale nie sprawiło to, że się uspokoiła.

– Nie mów o mojej przyjaciółce jakoby trzeba było jej czegokolwiek odmawiać! Jest zupełnie porządną i ułożoną młodą kobietą i nie wolno ci się z niej naśmiewać. Zresztą... Jak możesz w ogóle wtrącać się do tych spraw. Jesteś zupełnie niedojrzały i sam pozbawiony taktu. Myślisz, że jestem zadowolona, iż naraziłam moją przyjaciółkę na cierpienie wskutek źle zrozumianych zamiarów... Że... Ale co to ciebie może obchodzić... Co ciebie może obchodzić... Sam nie masz dobrej opinii w towarzystwie. Nie zatańczyłeś z ani jedną panną, choć tak wiele pozostało bez partnera do tańca. Jeden taniec nie oznacza żadnego zobowiązania, a może oszczędzić debiutantce wiele wstydu i żalu... Ale co cię obchodzi... I nie mów, że nikt nie zauważył, bo Rosanna Pakenham dla przykładu rzekła, żeś bardzo nietaktowny... – Pożałowała momentalnie, że to powiedziała. Nie z powodu jakichkolwiek zranionych uczuć po stronie Philipa, który nie był przecież małą dziewczynką, żeby się o wszystko obrażać, ale dlatego, że wyciągnęła coś co Rosanna powiedziała jej prywatnie i ukazała w sposób sugerujący, że chodziła tam i z powrotem, szerząc plotki o jej rodzinie... co robiła z pewnością Margaret i Rosanna pewnie też częściowo brała w tym udział, jednak Audrey czuła, że sposób, w jaki to powiedziała, sprawił, że zrobiła coś, co wydawało jej się odtrącające u innych. Wyciąganie słów z rozmów prywatnych i przedstawianie ich osobom, które mogą to źle odebrać, w dodatku bez żadnego kontekstu nie było zachowaniem, które pochwalała.

Philip wytrzeszczył na nią oczy.

– A tobie co jest? – prychnął.

– Philip, grzeczniej – fuknęła pani Milton. – Audrey, ale czy panna Pakenham naprawdę tak rzekła? Nie posądzam cię oczywiście o kłamstwo, ale aż wierzyć się nie chce...

Bal w Brzozowym DworzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz