VII. Herbatka u hrabiny

81 10 2
                                    

Tego dnia malowała hrabinę Horwood. Zasiadała w rozpędzonym powozie, a całe tło wokół niej było rozmyte i nieco przygaszone, w barwach szarości, tak by pełna koncentracja kierowana była na nią. Miała rozwiane szare loki, wypadające z misternego upięcia, starodawną, ogromną suknię w kolorze czerwonego wina, na szyi kolię z brylantów lśniącą, jakby odbijała światło każdej zapalonej w mieście świecy. Oczy jej były przeraźliwie jasne i skierowane prosto na oglądającego. Przypominała ptaka drapieżnego, chwilę przed schwytaniem ofiary w swe szpony. Nad nią namalowała czarnego kruka, który zdawał się być jej cieniem, jakby odzwierciedleniem w naturze. Spod kół powozu bryzgało błoto, ale najmniejsza jego kropla nie padła na hrabinę, ona była ponad błotem. Na palcu miała potężny rubinowy pierścień – Audrey nigdy nie widziała hrabiny noszącej taki pierścień, ale uznała, że bardzo pasował.

Gdy do pokoju wszedł Alfred, zaprezentowała mu obraz. Brat jej uśmiechnął się nieco krzywo i mruknął coś pod nosem, że ładnie dobiera barwy.

– Ale w mieście nie ma kruków – dodał po chwili.

– Tak, to metafora.

– Sądziłem, że metafory są bardziej w poezji... I dlaczego to wszystko dookoła jest takie niewyraźne? Będziesz to jeszcze poprawiać?

– Nie, tak ma być. Chodzi o to, widzisz, że jedzie bardzo szybko powozem i chciałam zobrazować tę prędkość.

– A to nie lepiej namalować ją, gdy powóz jest w bezruchu? Nie musiałabyś tak mazać dookoła. Przecież obraz jest nieruchomy, po co na siłę wciskać tam tę... dynamikę?

– Jest teraz bardzo romantyczny.

– Za bardzo mistyczny.

– Romantyczny i symboliczny.

– Mnie się podoba – wtrącił się Philip, który pojawił się nie wiadomo kiedy w pomieszczeniu. – Ale zamiast koni, które ciągnął wóz powinien być Cerber. I wtedy obraz nazwać możesz „Persefona w pełni zaaklimatyzowana – już nie musi wracać na wiosnę". Możesz podarować go jaśnie hrabinie w prezencie.

– Broń Boże! – obruszył się Alfred.

– Sztywniak z ciebie, Alfredzie. Według mnie, hrabina ma wyborne poczucie humoru i dystans do siebie, z pewnością. Nikt inny tak jak ona nie doceniłby tego obrazu. Co teraz będziesz malować? – zwrócił się do siostry.

– Mam tutaj pięć szkiców Peggy bawiącej się z kotem. Który jest waszym zdaniem najlepszy? Będę chciała namalować to na tym mniejszym płótnie.

Bracia nachylili się nad arkuszami.

– Na tym kot wygląda jak koza. – Wskazał palcem Philip. – A tutaj Peggy ma za krótkie ręce. A tutaj wszystko wygląda źle. Ten jest chyba najbardziej przyzwoity.

Audrey spojrzała na Alfreda. Ten tylko wzruszył ramionami.

– Wszystkie są ładne. Najbardziej podoba mi się chyba ten, gdzie widać jej twarz od profilu. O ten.

– Jest dobry, tylko kozę popraw – wtrącił Philip. – O, tutaj kot wyszedł ci bardzo dobrze. Namaluj tego kota tylko z tamtą Peggy.

Przed obiadem usiadła do biurka, otworzyć otrzymaną korespondencję.

Pierwszy list był od Mary Bristol. Był dużo krótszy niż sąsiadka zwykłą pisać, ale Audrey przypisała to jej ostatniemu złemu samopoczuciu.


Droga Audrey!

Dziękuję za twoje ciepłe słowa. Czuję się nieco lepiej. Nie ma naprawdę potrzeby byś mnie odwiedzała, gdyż i tak śpię przez większość dnia. W środę możemy wybrać się na spacer w parku, gdyż jadę z Josephem do miasta i mogę wysłać go by pozałatwiał swoje sprawunki, a my możemy pochodzić po Parku Miejskim, gdyż nie widziałam go jeszcze tej wiosny. Odpowiedz mi tylko, czy będziesz mogła zjawić się wtedy w mieście. Mam nadzieję, że wszystko u was dobrze?

Bal w Brzozowym DworzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz