1. Zaimponowałeś mi, Potter.

786 45 39
                                    


Harry zakrztusił się dymem i nieomal spadł z parapetu gdy dotarło do niego, kto nęka jego myśli. Szybko rozejrzał się z obawą, że przez taki hałas jaki wywołał jakiś nauczyciel na patrolu to usłyszał. Cisza. Żadnych kroków. Harry odetchnął z ulgą i zdeptał niedopałek nikotyny. Oparł się plecami o chłodną ścianę i utkwił wzrok w suficie. Od kilku dni, jego myśli zaprzątywał pewien wysoki blond-włosy arystokrata. Tak dobrze usłyszeliście. Od kilku dni głowa wybrańca jest zalatywana Draco Malfoy'em. Jego wrogiem.

A przynajmniej tak myślał...

Jednak był w pewien sposób wdzięczny tej fretce. Bo to właśnie ona odganiała ją od nie których myśli. Od problemów. Sprawiała, że po prostu o tym zapominał. Jednak były też chwile, a szczególnie w noce, gdzie po prostu już nie dawał rady i był jeden, zaledwie kroczek od zrobienia tego.

Korytarze Hogwartu oświetlały jedynie pochodnie i blask księżyca przez okna, bo było grubo po ciszy nocnej. Potter wiedział, że nie może o tej porze być poza swoim dormitorium. Kiedy on jak nie wyjdzie z tych czterech ścian to się prędzej zabije! Po ciele wybrańca przeszedł dreszcz kiedy o tym pomyślał. Zawsze tak ma. Westchnąwszy, odepchnął się od zimnego muru i ruszył w stronę wieży Gryffindoru. Domu, którego tak w sumie nie lubi. Tak. Złote dziecko Gryffindoru nie lubi własnego domu. Weasley kiedyś mu wmówił, że to jest dom przyjaźni. Że to tu znajdzie rodzinę. Że tu wszyscy się szanują i kochają. A w Slytherinie jest najgorzej. Że wszyscy tam na siebie plują. Że tam są sami fałszywi. Nikt tam się nie lubi. Gdyby była pierwsza, lepsza okazja to mogli by wydać cały dom. Jednak z biegiem czasu zauważył pewną różnice. Dużą różnicę. Od czasu turnieju trójmagicznego wszyscy się od niego odwrócili. Nie szanowali go. Wyzywali go. Patrzyli na niego krzywo przy każdej, możliwej okazji. Od tamtego pory Harry nie czuł się dobrze w tym domu, chociaż miał wsparcie od Hermiony, oraz Ginny, bo jej brat się od niego odwrócił. Razem z resztą współlokatorów. To dotknęło mocno okularnika. Mimo, że był strasznie zniszczony to, to sprawiło, że już w środku nie może być nic. Pustka. Tak się właśnie czuł. Zepsuty. Bo taki był.

Natomiast w Slytherinie było zupełnie inaczej. Widział jak węże są rodziną. Znaczy, może tego nie pokazywali na korytarzach, ale w pokoju wspólnym... Pytacie skąd to wie? Raz zakradł się tam pod peleryną niewidką, którą dostał na pierwszym roku po jego ojcu i się tam włamał. Myślał, że zobaczy tam mnóstwo bójek czy coś takiego, ale było wręcz przeciwnie. Wszystkie maski opadły... Nawet Malfoy'a, który otwarcie się śmiał. Bez krzty kpiny czy złośliwości. Szczerze. Atmosfera była tam bardzo przyjemna. Wszyscy byli radośni i bez obawy, że ktoś ich wyśmieje mogli się przytulać i się zwierzać. Wiedzieli, że poza ściany Slytherinu to nie wypłynie. Harry wtedy zrozumiał, że to nie Gryffindor jest jego domem. Że źle zrobił wybierając ten dom.

Od tamtej pory Potter nie myślał o Ślizgonach jak o kimś złym. To tak naprawdę osoby, które poza lochami używają tak zwanej ,,maski zimna,,. Sam Harry z przyzwyczajenia od dziecka nosił taką ,,maskę,,.

Brunet dotarł do portretu grubej damy i cicho wyszeptał hasło. Ta z lekką troską go przepuściła. Oczywiście w pokoju wspólnym nikogo nie było. Była sama pustka. Szybko przedostał się do dormitorium chłopców i wszedł do łazienki. Gdy zapalił światło i zobaczył się w lustrze, na jego twarz wpłynął grymas.

Zaklęcie maskujące opadło i ukazała się prawdziwa twarz Złotego chłopca. Twarz była bardzo wychudzona oraz blada ze sińcami pod oczami. Duża czarna bluza, zakrywała jego nie naturalnie chude ciało. Jednak Harry uważał, że był bardzo gruby, a myśl o jedzeniu wprawiała go w wymioty. Dlatego właśnie Harry nie pokazywał swojego ciała. Wystające żebra zakrywał pod koszulami i szatami. Zakrywał jeszcze inne rzeczy. Na rękach i na nogach. Czasami się zastanawiał jak jeszcze nikt nie zauważył, ale postanowił się z tego cieszyć.

𝐄 𝐌 𝐏 𝐓 𝐈 𝐍 𝐄 𝐒 𝐒Where stories live. Discover now