8. Schlebiasz mi, słońce.

513 41 25
                                    


Przecież ja nie mam kominka w komnacie!

Z tą myślą młody wybraniec zerwał się z wygodnego łoża. Szybko sięgnął ręką po okulary ze stolika nocnego i założył se je na nos. Zdezorientowany spojrzał w stronę tam gdzie powinien być kominek. Jednak tam go nie było. Był tylko mały stolik na którym była róża i masa fotografii. Brunet szybko zeskoczył z łóżka i podszedł do małego mebla. Kwiat nie wyglądał tak samo jak wczoraj. Jego płatki były lekko poczerniałe, a obok była mała karteczka, której rogi były podpalone.

Nie pozbędziesz się mnie, kwiatku...

Pismo było jak zwykle schludne i eleganckie, ale również nieco rozmazane. Potter przełknął ślinę i zerknął w stronę zdjęć, których było chyba dwa razy więcej. W oczy rzuciło mu się jak spala te wszystkie rzeczy w komiku, którego teraz nie było, albo jak tej nocy probował zasnąć. Drżącą dłonią przeczesał swoje gęste włosy i przymknął powieki. Wziął kilka uspokajających oddechów i wziął wszystkie zdjęcia do rąk, po czym podszedł do jednej z szafek i otworzył szufladę. Wrzucił wszystko i ją zatrzasnął. Automatycznie się rozejrzał i coś czuł, że będzie tak robił przez długie miesiące. Mruknął coś pod nosem sfrustrowany i udał się do łazienki, gdzie chciał wziąć prysznic. W momencie ściągania bluzy jego ręce zastygły w miejscu. Po raz kolejny się rozejrzał.

A co jak znowu mnie podgląda?

Jednak wiedział, że musi się umyć, wiec wziął drżący wdech i powoli ściągnął górę garderoby. To samo zrobił z dołem, po czym szybko wskoczył do kabiny zamykając się w niej. Rozejrzał się chyba po raz setny i przełknął ślinę. Odkręcił gorąca wodę i chwilowo chciał zapomnieć o tym wszystkim. O tym co go ciagle dręczyło. Chciał w końcu odpocząć...

Po skończonym prysznicu powoli wyszedł z kabiny i wytarł swoje ciało. Ubrał białą koszule, a na to ciemno-zielony sweter. Następnie ubrał błękitne szerokie jeansy i podszedł do umywalki. Wyglądał gorzej, niż gorzej. Jego cera znowu robiła się nienaturalnie blada, a kości policzkowe robiły się coraz bardziej widoczne. To wszystko podkreślały ciemne cienie pod oczami. Westchnął i umył zęby z twarzą. Na szybko ogarnął swoje lekko kręcone włosy i rzucił zaklęcie maskujące.

— Zajebiście. — zironizował pod nosem po czym z westchnieniem wyszedł z łazienki.

Jego wzrok padł na stolik nocny na którym były pojemniki lekarstw. Przegryzł dolną wargę i się na chwile zamyślił.

A może, by tak...

Nie! Potrząsnął głową i szybko wziął zalecaną dawkę leków. Znów przetarł zaspane oczy. W nocy mało co spał, a sam szczerze miał ochotę pójść do łóżka i z niego nie wychodzić. Nagle jego ciało się spięło. Rozejrzał się po raz kolejny. Przymknął powieki i wziął kilka drżących oddechów, a następnie leniwym krokiem skierował się do drzwi. Przed wyjściem z pokoju jeszcze na chwile przystanął i się do końca ,,uspokoił,,. Nie chciał, by ktoś zauwazył.

Znów się zamykał...

Jednak wiedział, że po prostu tak będzie lepiej. Nie mógł pozwolić, by znów się nad sobą użalał. Zacisnął z całej siły dłoń na klamce i wolno ją nacisnął. Szybko wyszedł z pomieszczenia i zszedł do salonu w którym byli mniej więcej Bellatriks, Prylhia(?), Narcyza, Draco, Lucjusz, Snape, Tom i Syriusz ze Remusem. Bez wahania usiadł obok młodego Malfoy'a, przy okazji przykuwając uwage pozostałych.

— Witaj, Harry. Jak się czujesz? — jak zwykle ciepłym tonem przywitała go matka Malfoy'a.

Okropnie.

— Dobrze. — mruknął, siląc się na nie zmęczony ton.

Nie był pewny czy ta mu uwierzyła.

— Chcesz coś zjeść? — spytał Draco, lecz Potter wiedział, że to nie było pytanie.

𝐄 𝐌 𝐏 𝐓 𝐈 𝐍 𝐄 𝐒 𝐒Where stories live. Discover now