Harry oparł policzek o wierzch dłoni, ziewając. Przewrócił kolejną stronę, aż w końcu zamknął księgę, gdy literki zaczęły mu się mieszać w jedność. Przejechał wzrokiem po bibliotece, chwilowo zatrzymując go na blondynie, który całkowicie był skupiony na robieniu notatek i powtarzaniu. Niecałe dwa tygodnie zostało do SUM-ów, także bibliotekę odwiedzało coraz więcej uczniów. Ale i tak większość pięciorocznych zasiądzie do książek dopiero dzień przed egzaminami. No i siedmio rocznych, którzy mają OWUTEMY.
Wiedząc, że i tak nikt nie zwraca nie niego uwagi, po prostu zeskoczył z krzesła, odniósł księgę na swoje miejsce i wyszedł z biblioteki. Spojrzał przez jedno z okien i dostrzegł, że powoli zaczynało się ściemniać, a że była wiosna, to znaczyło, że zbliżała się cisza nocna. Szybko pobiegł do lochów, gdzie udał się do gniazda węży. Wszedł do swojego dormitorium, a po zamknięciu drzwi, pozwolił upaść niektórym maskom, ale nie wszystkim, zważywszy na to, że w każdej chwili mógł wejść jego współlokator.
Zdjął szaty, które rzucił luzem na krzesło od biurka, a następnie rozpinając dłonią koszulę, zamknął za sobą drzwi od łazienki. Zakluczył i rozebrał się. Zanim wszedł pod prysznic, spojrzał na siebie w lustrze. Oparł się dłońmi o krańce umywalki i spojrzał na swe odbicie. Wzrok miał rozbiegany. Bezradny. Jego ciało goiło powoli rany z tamtej nocy, lecz z bólem dostrzegł, że zostanie parę, małych blizn. Ślady zębów na jego skórze, na szczęście, już dawno zniknęły, lecz niektóre zadrapania jeszcze pozostały. Jego oczy lekko się zaszkliły. To było już nawet na niego za dużo. Bezsilna łza kapła o twarde kafelki. Ta łza świadczyła o obrzydzeniu do samego siebie. Świadczyła, że wcale nie wygląda dobrze. Musiał coś z tym zrobić, ale nie wiedział co. Już nawet nic nie jedzenie mu nie pomagało, tylko kończyło się mroczkami przed oczami i obolałym ciałem po omdleniu.
Trwał w pustce, choć obiecał, że już więcej jej nie poczuje. Nie zobaczy.
Dla przyjaciół postara się znaleźć ten kluczyk zagubiony w mroku.
Pociągnął nosem i wszedł do kabiny, a gdy włączył strumienie lodowatej wody, reszta masek opadła. Zjechał po zimnej ścianie, a cichy szloch opuścił jego gardło. Pod prysznicem mógł płakać tyle ile chciał, bo wiedział, że nikt go nie usłyszy. To tam mógł ukazać swe żale. Swe grzechy. W zamian karał się zimną wodą, która wprawiało go w dreszcze. Woda mieszała się z krwią, która ciekła zachłannie z łydki. Kreska po kresce. Obietnica po obietnicy.
To już ostatni raz. Jutro nie będę. Obiecuję.
Łza po łzie.
Po paru minutach, a może godzinie wyszedł z kabiny. Porządnie się wytarł i narzucił na siebie dużą, ciemno brązową bluzę, która sięgała mu ponad uda, a pod to czarne dresy. Umył twarz i zęby, a potem bez zbędnych spojrzeń w lustro, wyszedł z łazienki.
Draco już tam był.
Siedział na swoim łóżku i przeglądał uważnie notatki, nawet nie zwracając większej uwagi na chłopca. Harry w takim razie, również na niego nie patrzył, a bynajmniej starał się. W końcu usłyszał jak Malfoy wstał i chyba skierował się do łazienki. Utwierdził go w tym dźwięk zamykanych drzwi. Westchnął, zakopując się bardziej w kołdrze. Spojrzał przez sztuczne okno i zamarł, widząc ostrą ulewę i ciemne chmury. Zacisnął usta, błagając w myślach, by nie naszła burza.
Los z niego kpił.
Drgnął słysząc głośny grzmot, a niebo rozświetliła błyskawica. Schował się cały pod kołdrę, powoli drżąc z przerażenia.
Bał się burzy, bo jako dziecko, gdy grzmoty dawały popalić, Dudley ,,dla zabawy,, zawsze wyganiał chłopca na podwórko w nocy, gdzie musiał przesiedzieć, aż do rana. Nieraz prawie piorun go trzaskał. Na podwórku mieli małą altankę, (była zamykana na noc) więc Potter, zawsze chował się pod poddaszem, by choć trochę ochronić się przed ulewą.
YOU ARE READING
𝐄 𝐌 𝐏 𝐓 𝐈 𝐍 𝐄 𝐒 𝐒
FanfictionHarry Potter chciał zostawić coś więcej po sobie, niż pustkę i mrok. Chciał zapamiętać każdy pocałunek, każde spojrzenie, każdy śmiech. Chciał zatopić swoje krwawe skrzydła w toni miłości Dracona Malfoy'a. Niestety powinien się nauczyć, że jego życi...