—Gdzie jesteście?! — mruczał do siebie zrozpaczony Harry, przeszukując całą torbę.Rano chciał sobie spokojnie wziąć leki, ale w torbie ich nie było! Zapomniał schować zapasy w szafce nocnej i teraz pozostał bez leków. Cholera! Zgubił je! A co jak ktoś je znajdzie?! Dobra, przecież nikt nie musi wiedzieć, że to jego. Nie teraz się tym zamartwiał. Jak on bez nich przeżyje?! Tabletki to były jedyne rzeczy, które utrzymywały go przy życiu!
—Tego szukasz? — szybko odwrócił się w stronę głosu, który pochodził ze strony drzwi.
W progu stał wysoki szatyn. Brązowe kosmyki opadały mu na twarz, którą miał w piegach. Ubrany był w czarną koszule z krawatem slytherinu oraz czarne jeansy. W palcach, które były w sygnetach miał opakowania tabletek. Dobrze znane były mu te opakowania.
—Oddaj mi to — wstał i podszedł do chłopaka by wziąć swoje lekarstwa, jednak ten podniósł je tak do góry, że przy jego niskim wzroście, nawet jak skoczył to nie dosięgał.
—Malfoy ci mówił zasady — oparł się framugę.
—Tak, ale to dalej cię nie usprawiedliwia, dlaczego masz moje leki — fuknął starając się zapanować nad złością. — Skąd to masz?
—Nie to teraz jest ważne — uniósł kąciki ust. — Wracając. Nie muszę ci chyba przypominać zasady numer jeden.
—Kurwa, tak miałem nie okłamywać czy chuj wie co, ALE to jest mój sekret. Co, ty drzesz na cale lochy swoje sekrety?! — jego złość buzowała. Magia też. Kilka mebli w dormitorium się zatrząsnęło.
—Ta, zdaje sobie z tego sprawę, ale muszę mieć powód, by cię szantażować. Tak w ogóle, to zaklęcie maskujące z ciebie zeszło — zdezorientowany Harry, szybko rzucił na siebie zaklęcie.
—Po co chcesz mnie szantażować? Kim ty w ogóle jesteś?!
—Matthew Parker — odparł jak gdyby nic.
—Dobra — Potter przetarł twarz drżącymi dłońmi. — Oddasz mi te leki i sobie pójdziesz.
—Nie.
—Kurwa, a miało być miło — warknął i z całej siły przywalił pięścią w nos szatyna. Ten się zatoczył i złapał za zakrwawiony nos, uśmiechając się.
—W takim razie stracisz leki i godność — uśmiech zszedł z jego twarzy.
—Czego ty ode mnie chcesz? — warknął.
—Ciebie, kwiatku — podszedł do Pottera, jednak te znowu wymierzył pięść. Tyle, że w szczękę.
Parker zaśmiał się wypluwając krew i miał już coś powiedzieć, kiedy nagle otoczyli ich ślizgoni. W tym Malfoy, Nott, Zabini i Parkinson.
—Co tu się do diaska dzieje? — pisnęła Pansy.
—No, kwiatku — parsknął szatyn. — powiedz co takiego trzymam w rękach — Harry szybko wyrwał mu opakowania leków.
—Nie mów tak do mnie — sapnął. Mimo, że jego twarz była bez emocji to był na krawędzi ataku paniki. Drżące ręce, wraz z tabletkami schował do kieszeni bluzy.
Zaraz wszystko padnie.
—Co tu się do kurwy dzieje? — warknął Draco.
—No bo wiecie... Potter...
—Nie! — pisnął, sam siebie tym zaskakując. — Proszę... — tym razem, pisk zmienił się w chrypkę.
—Tak... a wcześniej, co? Złamałeś mi nos i uderzyłeś w szczękę — fakt. Cała jego szczęka była krwi, która ciekła z nosa.
YOU ARE READING
𝐄 𝐌 𝐏 𝐓 𝐈 𝐍 𝐄 𝐒 𝐒
FanfictionHarry Potter chciał zostawić coś więcej po sobie, niż pustkę i mrok. Chciał zapamiętać każdy pocałunek, każde spojrzenie, każdy śmiech. Chciał zatopić swoje krwawe skrzydła w toni miłości Dracona Malfoy'a. Niestety powinien się nauczyć, że jego życi...