TW: trauma po wykorzystaniu seksualnym oraz samookaleczania i myśli samobójcze.miłego czytania :)
Było źle. Bardzo źle nawet.
Harry schudł przez te parę dni, aż ponad cztery kilogramy. Jadł rzadko, a jak już, to dlatego, by nie umrzeć, czy coś. Nie był głodny, a wręcz przeciwnie. Na widok, myśl o jedzeniu, robiło mu się niedobrze. Wszystko co lądowało w jego żołądku, trafiało do muszli klozetowej. Próbował. Starał się, lecz wspomnienia z tamtej nocy, przejęły nad nim kontrolę. Przez niejedzenie, również często mdlał jak wstawał z łóżka.
Jego ręce, bądź kostki, nawet parę razy dziennie były całe we krwi, pomieszane ze łzami. Ataki paniki były normą, a nagłe wymioty żółcią, często rwały go na strzępy.
Nie pamiętał kiedy ostatnio spał więcej, niż godzinę. A jak już to koszmary pojawiały się już na wstępie. Lęki znowu się zwiększyły, do takiego stopnia, że Harry musiał zapalać wszystkie światła w pokoju, bojąc się, że z ciemności, znowu wyjdzie ta twarz. Może, tamtej nocy nie dostrzegł twarzy, lecz zapamiętał te ostre rysy, które skądś kojarzył.
Nie miał siły wstać. Nie miał siły się umyć. Nie miał siły, nawet pójść zrobić te cholerne siku. Z tego wszystkiego kompletnie zapomniał o lekach. Znowu. Ignorował listy od przyjaciół, nawet ich nie czytając. Snape zniknął, mając jakąś misję i wróci dopiero w święta. Święta jebanego bożego narodzenia. To przecież prawie cały rok! Jednak z drugiej strony to dobrze, bo nie dowiedział się w jakim stanie znajduje się Harry.
Harry cierpiał.
Zgubił się w mroku. W tej pustce. Nie próbował krzyczeć, bo nie chciał. Nie chciał, by ktoś go znalazł. Lecz jak wrócą jego przyjaciele, będzie musiałby być naprawdę cicho. Poczuł się jak dziecko, zamykając swe usta i wyrzucając kluczyk w głąb ciemności. Tam, gdzie nikt go nie znajdzie.
A to wszystko się działo w przeciągu czterech dni.
Aż w końcu nadszedł dzień w którym uczniowie wracają do Hogwartu. Tego dnia, Harry zebrał resztki swojej siły i posprzątał idealnie swój pokój. Wszystko musiało być idealnie poukładane, kolorystycznie, a nawet alfabetycznie. Umył się, i ubrał.
Stał teraz przed lustrem, poprawiając jeszcze lekko wilgotne włosy ręką. Nałożył odpowiednie zaklęcia maskujące, a ręce i kostki porządnie zakrył rękawami i nogawkami. Ukrył bardzo bladą cerę, głębokie sińce pod oczami oraz wychudzone ciało i twarz. Gdy już wszystko skończył, nabrał głębokiego oddechu i wyszedł z łazienki, a potem z Hogwartu, kierując się na dworzec.
Opierał się o jedną z lamp, przegryzając wargę. Widział już z oddali nadjeżdżający pociąg, który zatrzymał się na dworcu. Już po paru sekundach z pojazdu zaczęli wybiegać uczniowie. Pierwszoroczni do.. McGonagall? Gdzie jest Hagrid?
Natomiast starsi do karet, które prowadziły testrale, który Harry jako jeden z bardzo niewielu widział. Przypomniał sobie, jak na początku piątego roku po raz pierwszy je zobaczył i myślał, że oszalał, gdy okazało się, że jako jedyny je widzi. Jednak Luna go uspokoiła, mówiąc, że stworzenia, rzeczywiście tam są, lecz niewidoczne dla osób, które nie zobaczyły nigdy czyjejś śmierci, bądź jej nie rozumiały.
W końcu wyłapał wzrokiem Pansy, która przechadzała spojrzeniem po całej stacji. Gdy w końcu wyłapała spojrzenie Pottera, szeroko się uśmiechnęła. Ciągnąc za sobą kufer, zaczęłą do niego biec, a gdy była już na odległości paru stóp, rzuciła gdzieś bagaż i uwiesiła mu się na szyi.
Okularnik drgnął, a strach zalał jego ciało. Pierwszy raz ktoś go dotknął od... tamtej nocy. Jednak zignorował przerażenie i objął trzęsącymi rękoma dziewczynę. W końcu ta się od niego odsunęła, lecz spokój nie potrwał zbyt długo. Przytulił go potem Blaise, Theo, nawet Astoria i Daphne, Luna, Victoria i Hermiona, która jako jedyna zauważyła, że coś jest nie tak. Znała Pottera zbyt długo. Zmarszczyła na niego brwi, lecz nie pytała.
YOU ARE READING
𝐄 𝐌 𝐏 𝐓 𝐈 𝐍 𝐄 𝐒 𝐒
FanfictionHarry Potter chciał zostawić coś więcej po sobie, niż pustkę i mrok. Chciał zapamiętać każdy pocałunek, każde spojrzenie, każdy śmiech. Chciał zatopić swoje krwawe skrzydła w toni miłości Dracona Malfoy'a. Niestety powinien się nauczyć, że jego życi...