Best Friends czy już koniec?

5 2 0
                                    

  Dziewczyna z długimi (i poplątanymi), blond włosami wstała z długiego snu. Schylając się po kapcie, sturlała się na podłogę. Usłyszała ten znajomy wstrętny głos:
- Co za hałas! Wstawaj! Chyba już się dobrze czujesz! Rachellina!
- Nawet nie próbój mnie budzić i nazywać Rachelliną! Zaraz wstanę! Pośpię jeszcze dziesięć minut.
Do pokoju wkroczyła wysoka dziewczyna z ostro czerwonymi włosami ściętymi na boba.
Jednym ruchem podniosła za nogę Rachel z podłogi i położyła na łóżku. Szybkim krokiem opuściła pokój. Był to nikt inny jak Amanda, starsza siostra Rachel.
- Jak już, to śpij na łóżku. - rzuciła troskliwie z korytarza.
Dziewczyna spokojnie otworzyła oczy. Już nie chciało jej się spać. Powoli rozejrzała się po pokoju. Jej wzrok zatrzymał się na kalendarzu. Dzisiaj były... urodziny Marthy! Można by przyjść do niej, odwiedzić ją i zrujnować cały dzień! Ale mimo to czuła, że nie powinna tego czynić. Wiedziała, że Martha z Mirellą zrobiły to dla jej dobra, chcąc uchronić ją przed złym babsztylem. Wstała i podeszła do szuflady. Trochę tam szperała, aż w końcu uroczyście uniosła mały pakunek. Rzuciła go do plecaka. Po chwili jednak wzięła go jeszcze na moment i napisała na nim: "Wiem, pewnie myślisz, że Cię nienawidzę. Tak nie jest. Nigdy nie miałam lepszych przyjaciółek niż Ty i Mirell. To była tylko chwilowa złość. Ona już minęła. Z okazji dnia urodzin chciałam Ci złożyć najserdeczniejsze życzenia. Żyj w szczęściu. Pamiętaj o mnie. Rachel." Teraz już ostatecznie wrzuciła prezent do plecaka. Ubrała się i schodami zbiegła na dół.
Tymczasem w dużym domu przebudziła się Mirella. A raczej nie sama, tylko obudził ją ktoś inny. Camille. Przerwał jej piękny sen o Verze pływającej w kiblu pytaniem, dlaczego zaznaczyła w swoim kalendarzu "urodziny bff", skoro żadnej bff już nie ma.
- Wtedy jeszcze miałam. A zresztą, nie pytaj o to. Idź graj na tych swoich skrzypcach, czy coś. - odrzekła na odczepne.
- To nie skrzypce, tylko wiolonczela! - zawołał oburzony Camille i wybiegł z pokoju.
Mirella ciągle myślała: "Każdy mnie o wszystko oskarża i nikt mnie nie chce. Wszyscy mnie nienawidzą."
Dziewczyna cudem podniosła się z łóżka i podeszła do szafy. Założyła swoją ulubioną sukienkę. Przeczesała szybko krótkie, ciemne kosmyki i poszła na śniadanie. Jednak wróciła się do pokoju Camille'a. Był artystą i miał dużo fajnych i ciekawych rzeczy. Od kolorowych włóczek i akcesoriów do haftowania, aż do różnego rodzaju farb i podobrazi. Otworzyła skrzynię stojącą na podłodze. Znalazła tam mnóstwo ozdobnych pudełeczek. Chwyciła jedno i schowała tam ręcznie robiony naszyjnik z kryształów. (Chyba nie wyobrażacie sobie, że to ona go zrobiła?)
Dopiero teraz poszła na śniadanie.
  W tym samym czasie wstała Martha. Ogarnęła się, przebrała i spakowała do szkoły. Zawsze pakowała się rano. Ruszyła do kuchni. Mama była już dawno w pracy. Na stole jednak leżała jakaś rzecz. Klucz od garażu. Pewnie zapomniała go schować. Martha nie zaprzątała sobie tym głowy. Dziewczyna zrobiła sobie stos kanapek. Po śniadaniu wzięła jednak ten kluczyk i pognała do garażu. A tam... nowy rower! Dołączona była do niego karteczka: Z okazji 17 urodzin wszystkiego najlepszego życzą rodzice.
Martha wskoczyła na nowy rower. Tak to można jeździć do szkoły! Pojazd jechał płynnie, ale szybko. W kilka minut dojechał na miejsce. Zadowolona   zajęła swoje miejsce w ławce. Przypomniała sobie, że przecież siedzi z Mirellą, a przed nimi miejsce zajmuje Rachel. Trochę przez to posmutniała. Chociaż i tak miała nadzieję na ich nieobecność. Mimo to przyszły. Zanim usiadły, rzuciły pudełeczka na ławkę i niemal jednocześnie powiedziały:
- Wszystkiego najlepszego!
Spojrzały się na siebie i ryknęły śmiechem. Martha czytała tekst listu. Potem odwinęła podarki. W pierwszym z nich znajdował się album ze wspólnymi zdjęciami Marthy, Rachel i Mirelli. W następnym piękny naszyjnik wykonany z dużych kryształów.
- Dziękuję wam! Same zrobiłyście te prezenty? - mówiła, wskazując na rzeczy.
- Tak w sumie to Camille zrobił ten naszyjnik, pudełeczko też. Ale prezent jest ode mnie i to najważniejsze. - odrzekła zakłopotana pytaniem Mirella.
- Za to ja sama wykonałam album. Regularnie wklejałam zdjęcia z naszych wszystkich przygód. Czekajcie, tu jest... - wertowała książkę- To!
Zatrzymała się na zdjęciu Marthy i Mirelli prawie przyklejonych do okna, patrzących na obrzyganą Verę.
- Piękne chwile- uśmiechnęła się Martha. - Jeszcze raz za wszystko wam dziękuję. Myślę, że nie powinnyśmy się już rozdzielać. Zgoda?
- Zgoda - odpowiedziały promiennie.

ShiperkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz