rozdział 4/ poszukiwania kotka

154 8 8
                                    

Budząc się postanowiłam wybrać się na poranny bieg

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Budząc się postanowiłam wybrać się na poranny bieg.

Wychodząc z pokoju spotkałam Joe'go a on zaproponował, że dołączy. Oczywiście zgodziłam się.

Wybiegliśmy z naszego obecnego miejsca zamieszkania i ruszyliśmy w stronę parku. Po drodze o mały włos nie zgniotła nas opona ciężarówki, ale to już inna historia.
Joe wpadł przez przypadek na jakąś panią, a ona gadała że go pozwie do sądu za to, że biega tak wcześnie rano.

Dotarliśmy w końcu do parku. Joe miał jeszcze na ramieniu trochę ziemi od zderzenia z Panią z kwiatkiem. Nie wiem jakim cudem ona nie spadła, no ale faktem było to, że biegł z ziemią na ramieniu.

Usiedliśmy na ławce i zaczęliśmy rozmawiać o ostatnim meczu. Po chwili jednak na moich kolankach położyło się małe śnieżno białe kociątko z turkusowymi oczami. Cicho mruczył, a ja z automatu położyłam na nim dłoń I pogłaskałam. Po długiej rozmowie z Joe postanowiliśmy wrócić do innych i pokazać im nowego członka drużyny-Kociaka.

Jednak gdy chciałam go wziąć z kolan na ręce uciekł, no i się zaczęło... poszukiwania kociaka ogłaszam za rozpoczęte!

Joe szybko popytał ludzi w pobliżu, ale żadne z nich nie widziało kociaka. Stwierdziliśmy, że najlepiej się rozdzielić i go poszukać. Ja poszłam w stronę Angielskiej dzielnicy, a Joe w stronę Włoskiej.

-OI! EDGAR! ZACZEKAJ!-Krzykłam do Edgara gdy tylko go zauważyłam.
-Panienka Diana? Dlaczego tutaj jesteś?
-Nie widziałeś może takiego śnieżno białego kociaka z turkusowymi oczkami?
-Nie, a co kotek od ciebie uciekł?
-Żebyś wiedział, że uciekł
-Może się ciebie wystraszył?
-Jak już to ziemi z ramienia Joe'go haha, jakbyś jednak zauważył tak... o cholera... Tam jest! Muszę lecieć PA!-krzykłam I popędziłam za kotkiem.

Był na chodniku i szukał jedzenia jednak gdy tylko mnie zauważył zaczął uciekać.
A ja oczywiście musiałam go gonić. Za mną biegł jeszcze Edgar, bo jak to potem ujął nie mógł pozwolić by takiemu maleństwu coś się stało. (Kotku)

Biegliśmy po chodniku wymijając przy tym zdezoriętowanych przechodniów. O mało nie oberwałam od staruszki za nie podniesienie jej parasola, o dziwo mimo swojego wieku była tak szybka jak Edgar, więc teraz my biegliśmy za kotkiem, a staruszka za nami by dać lekcje kultury. Reszta drużyny Edgara widząc co się dzieje zaczęła biec za staruszką by ją uspokoić.

W końcu wybiegliśmy wszyscy z Angielskiej dzielnicy i trafiliśmy do Włoskiej. Mimo to staruszka nadal nieźle się trzymała i nie zwalniała tępa. Chwilę potem jednak zgubiliśmy ogon i zauważyliśmy kotka, który je w pizzeri pizze i przyprawy. Weszliśmy kulturalnie z Edgarem do restauracji i wzięliśmy kotka na ręce. Jednak z kuchni wybiegł wściekły piekarz z wałkiem w ręku drąc się, że brakuje mu składników przez kota. No to my z Edgarem wybiegliśmy z pizzeri i pognaliśmy w stronę Japońskiej dzielnicy. Spotkaliśmy potem Joe'go gadającego z włoską drużyną jak i wcześniej jeszcze napotkaliśmy utracony ogon.

A więc wygląda to teraz tak. Na samym przodzie biegliśmy teraz ja z kotkiem na rękach, Edgar I Joe, za nami biegła wściekła staruszka, za nią reszta Angielskiej drużyny, za nimi jeszcze wściekły piekarz i na samym końcu rozbawiony Paolo.

Jednak gdy byliśmy blisko staruszka w końcu opadła trochę z sił tak samo jak piekarz, więc drużyna Edgara jak i Paolo nas dogonili. Wszyscy wpadliśmy z hukiem do miejsca gdzie z Joe'm I resztą drużyny pomieszkiwaliśmy. Przed nami stanął trener, a obok niego David I Jude.

-Co tu się wyprawia?-zapytał z poważną miną
-To-powiedziałam i pokazałam kotka, który usnął podczas tego maratonu-Z Joe spotkaliśmy kotka, potem on uciekł, Edgar mi pomagał go złapać, potem staruszka nas goniła by dać lekcje kultury, drużyna Edgara goniła staruszkę by ją uspokoić, potem jeszcze piekarz był wściekły na naszego kotka bo zjadł mu resztę przypraw i jedną pizze, potem jeszcze Paolo chciał zatrzymać piekarz I tak właśnie tu wylądowaliśmy-streściłam im całą historię.

-Eh, nieważne skoro już tu wszyscy jesteście to zjedzcie chociaż śniadanie-powiedział trener łapiąc się za głowę.

Skoro dają to się bierze, poszliśmy do jadalni i tam wszyscy razem zjedliśmy porząne śniadanie. Potem jeszcze przedstawiłam nowego członka drużyny czyli Milo, naszego kotka I tak się skończyła naszą przygoda...

 Potem jeszcze przedstawiłam nowego członka drużyny czyli Milo, naszego kotka I tak się skończyła naszą przygoda

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hej, obiecałam rozdział i jest, postaram się wstawiać po jednym rozdziale na tydzień. I to tyle mam nadzieję, że ten rozdział wam się podobał ♡

Mistrzowie świataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz