Głowa Zawadzkiego niemalże odpadła od nagłych bóli przeszywających ją na wylot. Czy słowa Rudego świadczyły o odrzuceniu? Ależ, skąd. O jakim odrzuceniu miałyby niby świadczyć? Przecież Zośka sam nie mógł nazwać i zrozumieć swoich własnych uczuć. Wiedział jedynie czego pragnie. Chciał być blisko Bytnara. Chciał mieć go na wyłączność, nie dzielić się z nikim jego lśniącym wejrzeniem, szerokim uśmiechem. Móc troszczyć się o jego zdrowie, być jego jedynym opiekunem. Znać jego każdy sekret i wymieniać się uczuciami, które będą ich własną prywatnością. I choć Tadeusz nie potrafił nazwać jasno tych żądań, wiedział, że są one coraz intensywniejsze. Coraz bardziej kontrolują jego zmysłami.
Słysząc więc od swojego obiektu zainteresowań przypuszczenia, iż coś go obłąkało nie mógł uspokoić swojego podłamania. Na szczęście wewnętrzna chęć do dyskusji i walki o ich więź zmusiła go do dalszej rozmowy.
Stojąc wciąż przy oknie, zaczął spokojnie wymawiać kolejne słowa. Dobierał je starannie, tak aby mógł swobodnie ukazać swoje prawdziwe oblicze. Rudy siedząc w tym czasie niespokojnie pod cienką kołdrą, postanowił wysłuchać jego rozważań. Sam też nie mógł zrozumieć swoich myśli.
— Zarzucasz mi więc, że postradałem zmysły, drogi Janku? A może to ty pragniesz innego życia? Och, uwierz, ja naprawdę nie zamierzam w nie aż tak ingerować, jeżeli tego nie zechcesz. Chodzi o twoją ukochaną Monię, tak? Dobrze, przecież mogę wam oddać swój pokój. Możecie się ożenić, to ona może ci gotować, z tobą spać i o ciebie dbać. Naprawdę. Tylko daj mi być gdzieś obok. Tylko o to cię proszę. Chcę móc w kryzysowej sytuacji ci pomóc, obronić za wszelką cenę. Myślę, że Moni to nie przeszkodzi jak...
— Przestań, proszę — Bytnar spuścił wzrok na drewnianą, zakurzoną podłogę. Serce kołatało mu szalenie, nie pozwalając dalej milczeć.
— Powiedziałem coś nie tak? — spokojny ton Zośki jeszcze bardziej prowokował Rudego.
— Nie mieszaj w to Moni, proszę. Nie zamierzam psuć jej mną życia.
— Słucham?
Zawadzki odwrócił się przodem do rozmówcy, siadając na szerokim parapecie. Półmrok panujący w pokoju nadawał wyjątkowości chwili, która mogła być jedną z najistotniejszych w ich życiu.
Rudy splótł swoje ręce, bawiąc się nimi niespokojnie.
— Nie chcę się użalać, ale na dobrą sprawę... Po co jej zwierzątko domowe takie jak ja? Monia to nie jest zwykła dziewczyna do domowych obowiązków. Nie jestem już w jej typie. Nigdy nie założę munduru, nie wyciągnę z kieszeni pistoletu. Nie zabiorę jej samodzielnie na obiad czy na niebezpieczną akcję, po której będziemy mogli się kochać z resztką adrenaliny. Nie zapewnię jej życia takiego jakby chciała. Nie zamierzam więc wiązać z nią żadnej przyszłości. To byłoby zbyt samolubne z mojej strony.
Zośka zmarszczył brwi.
— Kochaliście się po akcjach? — spytał zdziwiony.
Janek prychnął pod nosem. Burzliwa atmosfera zaczęła powoli opuszczać przestrzeń między nimi. Obaj potrzebowali chwili rozrywki, ciągła powaga męczyła ich już wystarczająco długo.
— Czy ty naprawdę z mojej tak bardzo emocjonalnej wypowiedzi wyhaczyłeś tylko informacje o stosunku? Zaskakujesz mnie, kolego — dodał z przekąsem Rudy.
— Kolego? Tylko kolego? — spytał Tadeusz z wyraźnym rozbawieniem. Zeskakując z podokiennika, podszedł szybkim krokiem do łóżka i delikatnie zaczął łaskotać okolice karku Bytnara. — Posłuchaj cwaniaku... — oboje zaczęli się śmiać. — To ja tu próbuję racjonalnie rozplanować nasze przyszłe życie, a ty mnie obniżasz do rangi kolegi?
— Przestańże! Zośka! — Rudy nie mógł opanować chichotu. — No kolego, zostaw mnie! — prowokował dalej.
Zawadzki pokiwał głową przecząco. Nie mógł uwierzyć w to, że znów może przekomarzać się z Jankiem jak za dawnych lat. Muskając palcami jego skórę na szyi i obojczykach, podziwiał jego szczery śmiech i rozbawienie. Czuł, że oboje powrócili do normalności. Do czasów, kiedy swobodnie mogą ze sobą przebywać, wspólnie ze sobą działać.
Po dłuższej chwili drażnienia, Zośka ułożył swoje dłonie na poduszce rannego po obu stronach jego głowy. Oparł się w niewygodnej pozycji, nie myśląc nawet o niezręcznej pozycji w jakiej się znaleźli. Zwyczajnie zawisł nad głową przyjaciela. Zmęczony zaś łaskotaniem Janek zaczął po chwili dyszeć nieco głośniej. Jego oddech mieszał się z wydechami równie wyczerpanego Tadeusza. Ich głowy nagle zaczęła dzielić niewielka odległość, a każdy najmniejszy odgłos wychodzący z ich gardeł był słyszalny z podwójną dokładnością dla drugiego.
W pewnym momencie obie pary oczu otworzyły się w tym samym momencie. Spotykające się ze sobą spojrzenia zbiegły się w jedno, długotrwałe. Zwykłe wejrzenie przemieniło się w pełną emocji wymianę, niewidoczną gołym okiem. Uśmiechy powoli zaczęły opuszczać ich usta, lecz szybkie oddechy nie zamierzały ustać. Tym razem napędzane jednak były nie przez zmęczenie, a przez pędzące serca, wyrywające się z klatki piersiowej. Błękit oczu Zośki łącząc się z szarością oczu Rudego tworzyć zaczęły nowy, unikalny kolor. Barwę ich relacji, tak bardzo odmiennej od tych powszechnie znanych innym ludziom. Relację łączącą mężczyzn zbyt bliskim uczuciem jak na standardy obecnego wieku.
Subtelne, czułe zetknięcie warg.
Ciepłe, miękkie usta wylądowały na tych nieco bardziej suchych, zmarzniętych.
Tadeusz ucałował usta Janka. Namiętnie, lecz bez pragnienia. Delikatnie, nie gwałtownie. Z pełnym wyczuciem i szacunkiem do ust drugiego chłopaka. Skłoniła go do tego impulsywność chwili, ale i chęć poznania się bliżej, intymniej.
Rudy nie zareagował. Nie oddał pocałunku, jednak też nie zamierzał go przerywać. Zastygł, bezmyślnie wpatrując się w oblicze Zośkowej twarzy zwisającej tuż nad tą jego. Lśniącymi oczyma lustrował niebieskie tęczówki, które bez wahania mógłby określić tymi "maślanymi". Choć nie mógł stwierdzić teraz co czuje, ani czy to co uczynili było odpowiednie stwierdził jedną, nietypową rzecz wypowiadając ją na głos.
— Nigdy nie widziałem abyś był tak czuły, Tadziu.
— Nigdy nie myślałem, że kiedykolwiek będziesz mnie takiego widział, Janku.
***
Tego wieczoru żaden z nich nie zamierzał kontynuować czułości. Ba, nie zamierzali nawet rozmyślać nad ich wspólnym przełamaniem pewnej bariery. Ze splecionymi dłońmi zapadli w długo wyczekiwany sen. Tadeusz siedząc na stołku, wtulił swą głowę w pierzynę w miejscu ud Rudego.
Oboje trwali w lekkim uśmiechu zdobiącym ich wypoczywające twarze.
Oboje mogli w końcu wypocząć w towarzystwie swojej ukochanej osoby. Bezpiecznie. Razem.
CZYTASZ
Dʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ? // Rᴜᴅʏ x Zᴏśᴋᴀ Kamienie na Szaniec
Historical FictionNasza miłość wojenna Do innych jest niepodobna Naszą miłość wojenną Trzeba szybko wykochać do dna Nasza miłość wojenna Jest pośpieszna i smutna Dano ten jeden dzień nam Nie przyrzeczono jutra ~ Joanna Rawik Opowiadanie nie zawiera aktów fizyczni...