#4

2.1K 163 37
                                    

Następny dzień  11:30 

Otrząsnął się. Wiedział, że nie może się teraz załamać. Musi być odpowiedzialny, zdecydowany, wspierający jako dowódca, przyjaciel i... kto? Zośka pokiwał głową. Dowódca i przyjaciel.

Podszedł do drewnianej starej komody i wyjął z niej czystą, białą koszulę z zapięciem pod szyją. Była to jedna z nowszych, odświętnych koszul. Ze zdobyczą w ręku skierował się w stronę swojego pokoju.

Janek leżał na łóżku, trzymając swoją rękę na obitym brzuchu. Czuł się lepiej po kilkunastogodzinnym śnie i opatrzeniu ran. Zauważając przyjaciela, od razu lekko się uśmiechnął i po chwili walki z własnym gardłem, rzekł cicho:

— Nie zakładaj mi jej — spojrzał z grymasem na koszulę. Jego słowa były powolne i wychodziły mu z trudem, jednak były dość zrozumiałe. — Twoja matka mnie zabije.

— Niby czemu?

— Nie dopierzesz tego Zośka, moja krew tak łatwo nie odpuszcza — spróbował uśmiechnąć się zawadiacko. — Zresztą nie dziwne. Jest taka jak ja, brakuje jej tylko tego uroku — delikatnie wskazał palcem swoja twarz.

— Czy ty nawet jak będziesz umierał, będziesz skory do żartów? — zaśmiał się Zośka, siadając na łóżku obok przyjaciela.

Było to zdecydowanie złe pytanie na ten moment. Zapadła cisza, a cała pozytywna energia natychmiast opadła.

— Głupie pytanie. Umieram i jestem skory — rzekł Rudy, odwracając wzrok. Odpowiedź ta zbyt zabolała pytającego.

— Ty nie umierasz — przeciwstawił się zdecydowanym głosem Zośka — Popatrz na mnie, Rudy. Patrz na mnie! — Janek odwrócił głowę, wlepiając załzawiony wzrok w wyższego — Nie umrzesz mi teraz, prawda?

— Zosiu, szczerze? Ja... Ja czuję, że powoli zbliża się mój koniec. Nie chcę tego. Nawet nie wiesz jak bardzo — co chwilę pokasływał, a jego głos brzmiał coraz bardziej podirytowanie — Dlaczego akurat ja? Dlaczego akurat mnie musieli złapać? Dlaczego nie mogę być jak ty i chłopaki? Dlaczego akurat ja musiałem stać się tym słabszym? — Zośka wyraźnie chciał mu przerwać w obawie o jego stan, jednak Rudy nie pozwolił mu na to. Mimo problemu z krtanią, zaczął prawie krzyczeć  — Nie Tadeusz, teraz ja mówię! Posłuchaj mnie teraz. Ja... Chciałem zostać kimś w życiu. Chciałem walczyć, nawet jeżeli miałbym walczyć bronią. Wiesz jak chciałbym umrzeć? Wiesz? Chciałbym zostać postrzelony w dzielnym powstaniu, a nie zostać zwykłą szmatą, którą przez kilka dni bawili się Niemcy! Odpowiedz mi na jedno pytanie Tadeusz, na jedno pytanie dobrze? - Zośka wyraźnie pokiwał głową — Masz przy sobie broń?

Szok. I ponowna chwila ciszy. Tym razem o wiele dłuższa.

Wszystkie emocje zmieniły się w przeciągu kilku sekund. Radość zmieniła się w głęboki smutek mieszający się z wyrzutami sumienia, które w porównaniu do tych przeszłych były o wiele gorsze.

—Janek. Ja... Czemu cię to teraz interesuje?

Zośka wymawiał wszystkie słowa spokojnie, bał się co mogło przyjść do głowy Rudego. Choć miał celne domysły, nie chciał nawet dopuszczać ich do swojej głowy.

— Masz tę cholerną broń, czy nie? — wyraźnie podniesiony ton Bytnara bardzo zranił Zośkę. Nigdy nie spodziewałby się tak uniesionego głosu przyjaciela. Głosu przepełnionego brakiem kontroli, tragizmem i bezradnością. Nie chciał mocniej zdenerwować Rudego, więc delikatnie pokiwał głową na tak. Szybko pożałował swojego wyboru.

— Zastrzel mnie więc. Wiem jak to brzmi, ale zastrzel mnie. Za ojczyznę.

Tadeusz pobladł z wrażenia. Popatrzył się tylko na przyjaciela i chwycił go z lękiem w oczach za rękę. Jednak ten szybko ją odrzucił i z dziwnym spokojem powtórzył jeszcze raz:

— Zastrzel mnie Zosiu.

Był pewny siebie. Tak, jak by strzał miał być jego wybawcą, na którego wytrwale czeka w skupieniu. Nie trząsł się, nie panikował. Po prostu siedział na wpółleżąco i spoglądał wyczekująco na przyjaciela.

— Niedługo przyjdzie lekarz. Uspokój się, proszę — rzekł tylko na jednym wydechu Tadeusz i szybkim krokiem ponownie opuścił pokój.

Uciekł. Uciekł jak tchórz. Poszedł do łazienki i zatrzasnął z hukiem drzwi. Następnie zsunął się po ich wewnętrznej stronie i oparł ręce o kolana, po czym wybuchł płaczem.

Miał się nie poddawać, jednak nie potrafił. Co miał zrobić? Wytłumaczyć Rudemu, że wszystko będzie w porządku? Miał kłamać? Nie. Harcerze nie kłamią. Jednak harcerze powinni być też szczerzy, a on nie potrafił. Nie spodziewał się tak nagłego zwrotu akcji. Rudy był zawsze pełnym życia chłopakiem, a teraz? Zastrzel mnie - te słowa z pewnością utkwią w głowie Zośki już na zawsze. Gdyby jeszcze trzy tygodnie temu powiedział Rudemu o samobójstwie kogokolwiek, ten zrobiłby duże oczy i machnął ręką mówiąc coś zapewne w stylu :

— Wolałbym już wyjść na prostą ze szkopem i dostać kulkę w łeb, niż marnować pociski na zranioną duszę!

Jednak teraz oboje doskonale wiedzieli, że proces regeneracji Rudego może trwać lata. O ile w ogóle go przeżyje. Dla tak żywiołowej osoby jak Jan Bytnar, leżenie w łóżku podczas gdy jego przyjaciele walczą - byłoby gorsze od tortur. Zwłaszcza jeśli chodzi o okupację. 

Dość tego. Rudy jest patriotą z ogromnym hartem ducha. Musi walczyć, tylko na razie sam ze sobą. Wygrał męki wroga, więc wygra także ze swoimi ranami. Był i zawsze będzie silny.

Z taką myślą Tadeusz podszedł do umywalki. Oparł się rękoma o jej brzegi i spojrzał w lustro. Na twarzy miał jeszcze kurz uliczny i resztki popiołu. Stał w pogniecionej marynarce, którą założył w pośpiechu i w dziurawych spodniach. To dopiero pierwszy dzień z Rudym, a on już nie daje rady mu pomóc. Skoro już pierwszego dnia Rudy ma myśli samobójcze, co będzie potem? Czy jest w ogóle coś gorszego?

Wyszedł z łazienki i podszedł do telefonu domowego. Wykręcił numer i chwycił słuchawkę. Postanowił poinformować matkę i siostrę Janka o jego odbiciu. Może one pomogą mu lepiej.

13:45

Zośka siedział przy Rudym próbując napoić go łyżeczką z ciepłą herbatą. Na szczęście Janek nie powrócił do wcześniejszego tematu. Właściwie to prawie się nie odzywał. Na wieść, iż niedługo pojawi się część jego rodziny uśmiechnął się i odparł ciche "dziękuję, Tadeusz".

Rudy zauważył jak jego wcześniejsze prośby wpłynęły na stan Zośki. Sam był zdziwiony tym, jak bardzo przyjaciel się o niego troszczy. Wszystkie reakcje Tadeusza i łzy, gdy mówił na przykład o tym, że go coś boli - wywoływały u niego ogromne ciepło na sercu i poczucie własnej wartości. 

Rudy upodobał sobie także trzymanie go za rękę. Albowiem ręka Zośki była dość ciekawą ręką. Długie kościste palce powleczone ciepłą, gładką warstwą skóry, przyprawiały go o poczucie spokoju. Trzymając je, czuł się bezpiecznie. Przypominał sobie, że jest już wśród swoich i nic mu nie grozi. Czasami zastanawiał się nawet czy Zośka nie jest dla niego kimś bliższym. Właściwie to był. Jednak takim kimś, kogo nie potrafił nawet określić. Bliski przyjaciel i najważniejszy człowiek. To i tak do końca nie opisywało Zawadzkiego. 

Zarówno jeden jak i drugi określał ich wzajemne uczucie w relacji jako miłość przyjacielska. Przyjaźń po harcersku. Na zawsze.

Dʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ? // Rᴜᴅʏ x Zᴏśᴋᴀ Kamienie na SzaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz