#2

2.6K 176 47
                                    

Pomimo oporów, przybyli czarnym samochodem pod dom Zośki. Bez tracenia czasu, wnieśli Rudego do mieszkania i na prośbę Tadeusza ułożyli chłopaka w jego pokoju.

— Mam ci w czymś pomóc? — spytał Mały, chcąc zostawić dwójkę przyjaciół samych.

— Jakbyś mógł, sprowadzić lekarza to byłoby...

— Rozkaz! — krzyknął i zasalutował młodzieniec, po czym wybiegł z pokoju.

Zośka odprowadził chłopaka wzrokiem. Miał nadzieję, że po tej akcji wszyscy wyjdą już na prostą, a jego przyjaciele dadzą sobie radę. W ciągłym niepokoju o stan Janka, skierował się w stronę pokoju i usiadł na skraju łóżka.

Musiał ochłonąć.

— Oj Rudy, Rudy... Dlaczego ty mi to robisz? — wyszeptał, ściskając dłoń omdlałego.

Spojrzał niepewnie na twarz chłopaka. W niczym nie przypominała ona swojego dawnego, idealnego oblicza. Zagryzając policzki, Tadeusz zjechał wzrokiem trochę niżej. Zobaczywszy poplamioną, dziurawą koszulę, przeszły go ciarki. Była to typowa więźniarska koszula - właściwie słowo "koszula" to za dużo. Była to czerwona od krwi szmata, pod którą skrywała się podkoszulka. Ta sama podkoszulka, którą Rudy nosił przed katowaniem. Cała jego postać wyglądała nędznie do tego stopnia, że Tadeusz co jakiś czas musiał przymykać oczy, by powstrzymać płynące z nich łzy.

Po dłuższej chwili rejestrowania kolejnych ran, poczuł mocniejszy uścisk obejmowanej przez siebie dłoni.

— Zośka — cichy, schrypiały, prawie niesłyszalny głos, wydobył się z ust leżącego. — To naprawdę ty?

Serce Zawadzkiego zabiło szybciej, skacząc mu do gardła.

— Tak Rudy, tak to ja. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że tu jesteś! — otarł mokre policzki, próbując zamaskować swój stan z przed chwili. — Posłuchaj, Mały załatwi ci lekarza, chłopaki niedługo wrócą z akcji i... i z resztą po co ja tyle gadam?

Zapanowała w nim lawina szczęścia. Nie mógł się opanować. Słowotok wypływał z jego ust, a zmysły wariowały. Rudy właśnie otworzył oczy. Rudy właśnie wypowiedział jakieś słowa. Rudy nie umarł. On żyje i będzie żył razem z resztą. Przy jego boku.

Spojrzał w końcu z większą powagą na chorego chłopaka, gładząc go po dłoni.

— Przepraszam, że cię tak zamęczam informacjami. Nie przejmuj się niczym. Potrzebujesz czegoś?

Janek zacisnął mocniej swoją dłoń na tej należącej do drugiego chłopaka.

— Zosiu, pić...—  wyszeptał Rudy, a na jego twarzy natychmiastowo wymalował się grymas bólu. Najwyraźniej każde wypowiedziane słowo sprawiało mu trudność.

Tadeusz po chwili wrócił z filiżanką pełną świeżej wody. Przechylił lekko naczynie, dając przyjacielowi zaspokoić pragnienie. Niestety ten, po kilku łykach zaczął się dławić. Łyżeczka wody także okazała się być zbyt dużą ilością płynu do przyjęcia dla rannego. Nie trzeba ukrywać faktu, że taki stan przyjaciela wywarł na Zośce ogromne poczucie niepokoju.

— Już, spokojnie — powiedział odkładając naczynie i gładząc głowę Janka ręką. — Nie zmuszaj się na razie do picia, odpocznij. Spróbuję skontaktować się z Małym i resztą. Zaraz do ciebie wrócę.

Chciał zwyczajnie dać Rudemu czas. Po tylu wydarzeniach, z pewnością potrzebował uspokojenia wewnętrznego i wytchnienia.

Tadeusz udał się w kierunku drzwi, przy których znajdował się telefon. Wykręcił numer do znajomego lokalu jubilerskiego gdzie często razem z resztą grupy przetrzymywali broń i granaty.

Dʟᴀᴄᴢᴇɢᴏ? // Rᴜᴅʏ x Zᴏśᴋᴀ Kamienie na SzaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz