Rozdział 7

500 25 0
                                    

-Wychodź stąd.- usłyszałam za sobą nieznajomy głos. Odwróciłam się energicznie. W drzwiach stał przystojny, na oko dwudziestoletni, mężczyzna. Brunet ponaglił mnie, wchodząc do pokoju. Nie mogłam iść sama. Nie wiedziałam jednak, co on chce ze mną zrobić. Podniosłam Nasha. Nie myślałam w tej chwili nad tym, czy robię dobrze. W mojej głowie rysowało się milion scenariuszy na sekundę.

-Masz bardzo dużo czasu, mała. Ja nie.- powiedział mężczyzna, zaciskając zęby. Nash ledwo się trzymał. Starałam się dodawać mu otuchy. Chciałam, by wiedział, że przy nim jestem. Mój brat niechętnie wstał z zimnej podłogi. Musiałam go trzymać, bo sam nie poradziłby sobie w chodzeniu. Wyprowadziłam brata z pomieszczenia, zerkając przy tym kątem oka na mojego wroga. Dwudziestolatek przeszedł z nami do holu. Popatrzył mi się w oczy, po czym skinął głową w stronę drzwi. To nieprawdopodobne, że chciał nam oddać wolność. Jaki to wszystko miało mieć sens? Brunet nie musiał długo czekać, aż w końcu wyszłam z domu.

-Nie wracaj tutaj więcej. Zapomnij o wszystkim. Robię to dla twojego dobra.- rzekł, po czym zamknął za nami drzwi. Nash osunął się w moich ramionach i spadł na ziemię. Na szczęście, chłopak nie zrobił sobie przy tym krzywdy. Usiadłam przy bracie i położyłam jego głowę na swoich kolana. Na ulicy nikogo nie było. Panowała odrażająca ciemność. Całkowitą czerń, zwalczało jednak światło, które nagle zaświeciło się przy budynku, z którego przed chwilą udało nam się wyjść.

-Co z Lukiem?- spytałam siebie samej.

-Kto to Luke?- zadał pytanie Nash, który lekko podniósł swoją głowę, aby się na mnie spojrzeć.

-On... On nas uratował, Nash. Uratował nas.- powiedziałam. Po moich policzkach spłynęły niespodziewane łzy. Nie sądziłam, że będę płakać przez człowieka, który działał mi na nerwy od jakiegos czasu.

-Nie płacz, Rose. Już dobrze.- odrzekł mój brat, chwytając mnie za rękę. Nagle usłyszałam jakieś krzyki dobiegające z wnętrza domu. Gwałtownie wstałam, pociągając Nasha za sobą. Chłopak starał się z całych sił trzymać na nogach, jednak wiedziałam, że długo nie pociągnie. Brat objął mnie ramieniem, po czym zaczęłam biec przed siebie.

***

Po jakimś czasie dobiegliśmy do domu. Udało się. Nikt nas nie ścigał. Pomogłam Nashowi z dojściem do siebie. Położyłam go do łóżka i przykryłam kocem.

-Zostaniesz ze mną?- spytał, kiedy podchodziłam do drzwi. Pokiwałam twierdząco głową. Usiadłam na krawędzi łóżka, aby nie zabierać Nashowi miejsca. Brunet złapał mnie za rękę i zacisnął na niej swoje palce. - Kim jest Luke?

-Luke...- zaczęłam. Nie mogłam pozbierać myśli. Odwróciłam głowę w stronę okna. Nie chciałam obarczać Nasha swoimi emocjami. Nie mogłam jednak powstrzymać łez, które coraz szybciej napływały do moich oczu. Hemmings nam pomógł. Uratował mnie i mojego brata. Mógł tego nie robić. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego Luke to zrobił. Ten człowiek, w ogóle mnie nie znał. Nie był moim przyjacielem, ani nawet znajomym. Jeszcze wczoraj, mogłam śmiało okreslić go mianem wroga.

-Luke nas stamtąd uratował, wiesz Nash? To dobry człowiek. Jest zagubiony, ale nie jest zły.- powiedziałam, nie wyjawiając bratu tylko prawdy. Chciałam, aby  wiedział, że Luke jest dobrym człowiekiem. Ja jednak nie wiedziałam, czy to jest do końca prawda.

***

Trzy dni po tym dziwnym incydencie, udałam się pod dom ludzi, którzy więzili Nasha. Poszłam tam sama. Mój brat o niczym nie wiedział. Czułam, że muszę pomóc Luke'owi. Może niewiele mogłam zdziałać, ale nigdy nie poddaję się po pierwszej możliwości. Był wieczór. Podeszłam pod drzwi domu z numerem 19. Zatrzymał się we mnie oddech. Zapukałam. Stałam jak słup soli. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć.

"Przyszłam po Luke'a."

"Wypuścicie Luke'a?"

"Luke jest u was w domu, czy już go wypuściliście?"

Jakkolwiek brzmiało każdne z tych prymitywnych zdań, było ono nie na miejscu. Usłyszałam ciężkie kroki, przybliżające się coraz bliżej mojej osoby. Drzwi zostały otwarte.

Lifeless ➳ L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz