Rozdział 3 - Kawiarnia

232 12 1
                                    

Następnego dnia po lekcjach wybrałyśmy się z Lou na spacer po miasteczku. Przy okazji chciałyśmy zobaczyć przygotowania do Festiwalu Kwiatów. Odbywał się co roku pod koniec maja. Scena plenerowa była już gotowa, zaczęto też rozstawiać stragany.

-Ależ tu będzie dużo kwiatów! - wykrzyknęła wesoło Lou.

Spojrzałam na nią. Była trochę niższa ode mnie, miała ładny uśmiech, lekko falowane jasne  włosy splecione w długi warkocz i duże, niebieskie oczy. Zupełne przeciwieństwo w porównaniu do moich ciemnych loków, szarych oczu i wysokiego wzrostu.

-Chodź, pójdziemy na kawę do wujka Mateusza.

Wujek Mateusz był bratem taty i chyba najbardziej wyluzowanym człowiekiem na świecie. Miał małą, przytulną kawiarnię na rogu rynku, pełną książek i pięknych zapachów.

-Hej wujek! - krzyknęłam wchodząc do środka.

-Hej dziewczyny! Co dla was?

-To co zwykle, dwa małe cappuccino.

-Już się robi. 

Usiadłyśmy na jednej z kanap i jak zwykle wylosowałyśmy z półki książkę.

-"Niewiarygodne przygody Marka Piegusa"... - odczytała Lou.

-To świetna książka! W dzieciństwie czytałem ją cały czas! - zawołał wujek podając nam kawy -Zresztą ty chyba coś o tym wiesz, nie, Lori?

-To prawda, jest super! - potwierdziłam.

-Mogłabym to pożyczyć? - zapytała moja przyjaciółka.

-Pewnie - odpowiedział wujek.

Nosił szarawary, kolorowe koszule, okulary przeciwsłoneczne nawet w pochmurne dni. Chodził na lekko ugiętych nogach, od lat w tych samych, podniszczonych białych butach. W jego prawym uchu pobłyskiwał srebrny kolczyk.

Lou schowała książkę do plecaka i zaczęłyśmy rozmawiać, jak to przyjaciółki... o szkole, o nadmiernej liczbie sprawdzianów, książkach, cytatach.

Drzwi otworzyły się gwałtownie. A wbiegła przez nie...

-Mama?! Co ty tu robisz? - zawołałam.

-O, jesteś! Wiedziałam, że cię tu znajdę. Mateusz, masz tu zioła, które ci obiecałam. Lori, kończ szybko tę kawę i biegiem do samochodu!

-Ale mamo, co się stało?

-Powiem ci w aucie, no ruchy!

-A Lou? - zapytałam zdezorientowana.

Mama spojrzała na mnie porozumiewawczo, domyśliłam się o co chodzi.

Klepnęłam przyjaciółkę w ramię, dopiłyśmy szybko cappuccino, pożegnałyśmy się z wujkiem i wybiegłyśmy z kawiarni. Wsiadłyśmy do samochodu. Mama ruszyła z piskiem opon.

-Powiesz nam wreszcie co się stało?!

-Jedna z wróżek zachorowała, a ja nie mam olejku uzdrawiającego.

-Jak to, w domu było jeszcze kilka fiolek!

-Ale wszystkie zostały zużyte! Takie leki szybko schodzą! A wiem, że ty nosisz jeden zapasowy do szkoły.

-Przepraszam, wróżki? - zapytała zaciekawiona Lou.

-I tak nie uwierzysz, zaraz zobaczysz. Gazu, mamo!

Wreszcie dotarłyśmy na miejsce. Wyskoczyłam z auta i pobiegłam najszybciej jak mogłam do domu. Wróżka leżała na kocu w pracowni zielarskiej mamy.

-Lori...

-Już, już kochana.

Podałam jej kroplę leku pipetą. Przełknęła ją z trudem, po czym odkaszlnęła i wzdrygnęła się. Ucieszyłam się -olejek zadziałał poprawnie.

-Do jutra tu zostaniesz - dotknęłam jej delikatnego ramienia.

-Dziękuję.

-Nie masz za co.

Do pracowni wbiegły mama i Lou.

-O matko... - wyszeptała dziewczyna - Prawdziwa wróżka...?

-Chciałam powiedzieć ci już dawno temu, ale nie miałam kiedy...

Lou złapała się za głowę i wytrzeszczyła oczy.

-Nie wygadasz, prawda? - zapytałam.

-Oczywiście, że nie!

Mama zajęła się wróżką, a my poszłyśmy do kuchni, gdzie czekał tata.

-Cześć dziewczyny! Po tej brawurowej akcji powinnyście się uspokoić...- uśmiechnął się i mrugnął do mnie - Macie ochotę na herbatę i ciasto różane zrobione przez wróżki?

W tym momencie nie pragnęłyśmy niczego innego.

Królowa WróżekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz