Rozdział 5 - Festiwal

178 10 6
                                    


Szliśmy przez ukwiecone alejki, trzymając się pod ręce. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Gdzie nie spojrzeć, błyszczały kolorowe lampki i neonowe kwiaty. Stragany uginały się przede wszystkim od roślin, ale też mydełek zapachowych, olejków roślinnych, świeczek. Na scenie plenerowej właśnie odbywała się licytacja największego bukietu. Moi rodzice i rodzice Lou szli w pewnej odległości za nami. Gdy mama zauważyła stragan z ziołami, rzuciła się na niego i wykupiła chyba połowę towaru. Miała na sobie ciemnozieloną sukienkę z lnu i wisiorek z suszonej lawendy za błyszczącym szkiełkiem na czarnym rzemieniu. Mama Lou poszukiwała raczej świeczek zapachowych. Na jej szczęście nie brakowało ich tu. Moja przyjaciółka pobiegła do stoiska z olejkami. Uwielbiała je.

-Zaczekaj tu chwilkę - rzekł Sal, po czym podszedł do jednej z budek.

Wrócił po chwili z herbacianą różą w dłoni.

-Muszę już lecieć, pewnie spotkamy się tu jutro - powiedział wręczając mi różę.

Zarumieniłam się lekko i uśmiechnęłam. Mrugnął do mnie i pobiegł w swoją, sobie tylko znaną, stronę.

-Hej Lorka - zaczepiła mnie od tyłu Lou - A co ty masz w dłoni?!

-Ee... różę, nie widać?

-Od Sala?

Kiwnęłam głową. Lou wybuchnęła  śmiechem i zrobiła tę swoją charakterystyczną minę. Stałam, nadal wpatrując się w miejsce, w którym przed chwilą stał chłopak.

-Okej, okej, przyznaję ci rację. Rzeczywiście czasem bywa uroczy.

Usłyszałam chichot cieniutkich głosików z kieszeni. Mój komentarz rozśmieszył wróżki. Było tak pięknie. Dopóki nie stało się coś strasznego.

-Halo! Czy ktoś umie udzielić pierwszej pomocy?! - krzyknęła jakaś pani wysokim głosem.

Spojrzałam w jej stronę. Obok niej leżała nieprzytomna osoba. Wepchnęłam różę w dłoń Lou i zaraz do nich pobiegłam. Uklękłam przy zemdlałej. Była to młoda kobieta. Przyłożyłam ucho do jej ust i dłoń do piersi. Oddychała. Wybudzenie się było kwestią czasu. Poczułam, jak Izzis i Oriana próbują wydostać się z mojej kieszeni, chcąc pomóc.

-Nie możecie się ujawniać! - szepnęłam.

-Ale ona potrzebuje pomocy - odpowiedziała Izzis.

-Ja się wszystkim zajmę.

Wyciągnęłam z torebki olejek uzdrawiający, wykapałam sobie kilka kropel na dłonie i rozsmarowałam na skroniach kobiety. Kilka sekund później oddech ustabilizował się, kobieta zamrugała. Kątem oka zauważyłam ruch w pobliskiej uliczce.

-Mamo, przypilnuj tej pani. Muszę coś sprawdzić.

Pobiegłam za mężczyzną w czarnym płaszczu. W dłoni trzymał różę, krwistoczerwoną. Z jednego z kolców kapał żółtawy płyn.

-Przeeepraszam bardzo, wiem, że to pan! - krzyknęłam.

-Cicho dziewczyno, bo zwrócisz na siebie uwagę...

-I o to chodzi! - już chciałam krzyknąć, gdy położył mi rękę na ustach.

-Zamknij się! Wszystko ci powiem, jeśli tylko będziesz już cicho. W okolicy tego miasta mieszka ponoć jakaś dziewczyna, która umie rozmawiać z wróżkami. Moim zadaniem jest odnalezienie jej i...

Poczułam, że blednę. Oby on tego nie zauważył...

-Jakimi wróżkami, magia nie istnieje - starałam się zachować zimną krew.

-Otóż istnieje i są nieliczni ludzie, którzy umieją nią władać. Słyszałaś o takiej osobie?

-Niestety, nie mogę panu pomóc.

-Dobra - puścił mnie - nieważne...

Choroba.

Królowa WróżekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz