Rozdział 6 - Narada

161 12 1
                                    


-Chwila! - krzyknęłam za nim. - Nadal czegoś nie rozumiem. Po co ukłuł Pan tę kobietę?

-No jak to, po co? Trochę wiem o tej dziewczynie. Mówię, że zawsze wszystkim pomaga. Przewidziałem, że gdy kobieta zemdleje, ona do niej podbiegnie, a wróżki, jeśli będą przy niej, chcąc jej pomóc, również się ujawnią. A teraz zostaw mnie już - odszedł szybkim krokiem.

-Kiepski ten plan. Przecież nie ma pan żadnej gwarancji, że ona tu jest, a nawet gdyby była, a z nią wróżki nie narażałaby się... - zdałam sobie sprawę, że chyba mówię za dużo.

-Powiedziałem zostaw mnie - warknął, lecz rzucił mi spojrzenie z cieniem zainteresowania, może nawet zaczął się czegoś domyślać. 

Przełknęłam ślinę. Na szczęście nie drążył tematu. Wsiadł do czarnego mitsubishi i prędko odjechał. Zanotowałam numery rejestracyjne.

-Lori, co to za mężczyzna? Znasz go? - tata stanął za mną.

-Tato, musimy jak najszybciej wracać do domu. Niech Lou pomieszka u nas przez weekend.

-Ale dlaczego?

-Nie pytaj, tylko biegnij po samochód!

-A pizza?

-Zamówię i zjemy w domu.

Tata z bardzo nieporadną miną poszedł po auto. 

-Mamo, Lou, jedziemy do nas! - krzyknęłam.

-Ale jesteśmy tu dopiero dwie godziny! - odpowiedziała mama. - Czy coś się stało?

-Owszem i dlatego musimy wracać do domu. Idź zamówić pizzę, ja muszę porozmawiać z Lou.

Mama, z równie zdziwioną miną jak tata wcześniej, poszła po pizzę.

-Posłuchaj Lou, musisz zamieszkać u nas na weekend.

-Czemu? I co to za mężczyzna, z którym rozmawiałaś? Czy on ma z tym jakiś związek?

-Dobrze kombinujesz. Idź teraz migiem do domu po rzeczy.

-A pójdziesz ze mną?

-Pójdę.

Idąc, zadzwoniłam do taty.

-Tato, odbierz mamę z pizzą i podjedź pod dom Lou - powiedziałam szybko i rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź.  Puściłyśmy się biegiem przez zakurzoną ulicę.

🌿🌿🌿

Lou mieszkała w nowoczesnym białym domu na przedmieściach Uczepek. Dom otaczał ogród z licznymi drzewami owocowymi i małym ogródkiem warzywnym.

Moja przyjaciółka otworzyła drzwi i, nie ściągając butów, pobiegła na piętro do swojego pokoju po rzeczy. Rozejrzałam się. Salon był połączony z kuchnią i jadalnią. W pomieszczeniu dominowały odcienie granatu i bieli. Przy jednej ze ścian stała sztuczna fasada kominkowa, na niej kwiaty. Całkiem fajna ozdoba.  Lou zeszła do mnie po pięciu minutach.

-Tak szybko? Masz tempo dziewczyno. Na pewno wszystko wzięłaś?

-Jeszcze szczoteczka do zębów!

Pokręciłam głową ze śmiechem. Wyszłyśmy z domu.

-Lori, Lou chodźcie szybko, pizza stygnie! - krzyknęła mama zza otwartego okna naszego samochodu.

Pobiegłyśmy i już po chwili siedziałyśmy wygodnie z zapiętymi pasami. Tata ruszył.

-Skoro już tu wszyscy jesteśmy, powiesz nam, co się stało córa? - zapytała mama.

-Dobrze. Ten mężczyzna, z którym rozmawiałam, był sprawcą omdlenia tej młodej pani - wyjaśniłam.  - Powiedział, że szuka dziewczyny mieszkającej w okolicy Uczepek, która umie rozmawiać z wróżkami.

-Ale nie powiedziałaś mu, że to ty?! - krzyknęła Lou.

-No co ty! Oczywiście, że nie. Powiedziałam, że magia nie istnieje i że nie mogę mu pomóc.

-No dobrze... czyli z tego co zrozumiałam, powinniśmy teraz jeszcze bardziej uważać i się ukrywać? - zapytał tata.

-Właśnie. Ale! Nie wiemy, jakie on  ma zamiary. Sprawiał nieprzyjazne wrażenie, lecz pozory mogą mylić. Być może taki mi się wydał tuż po ukłuciu tej pani. Może stoi po naszej stronie i chce pomóc?

-A właściwie czemu mam mieszkać u was przez weekend? - spytała Lou. - W sensie ja chętnie, ale...

-Bo ty jedna znasz o nas całą prawdę! Jeśli ten ktoś jest zły, mógłby cię porwać i nas szantażować lub próbować wyciągnąć od ciebie informacje. Póki co nie możemy nic zakładać. Mam zanotowane jego numery rejestracyjne - wyciągnęłam dłoń z niezdarną notatką.

-Okej, to już coś.

Dojechaliśmy pod dom. Pod drzwiami stał...

-Sal! Co ty tu robisz?!

-Przyjechałem autobusem.

-Po co?

-Muszę ci coś pokazać.

Weszliśmy do domu. Usiedliśmy przy stole w kuchni i Sal rozpoczął dyskusję.

-Słuchaj, Lor, widziałem, jak rozmawiasz z tym facetem w czarnym płaszczu. Przechodziłem akurat obok z siostrą i rodzicami, szukając jakiegoś prezentu dla mojej babci z Sabotek. Śledziłem potem tego faceta, bo wydał mi się podejrzany. Gdy odjechał po rozmowie z tobą, zaparkował chwilę później przy sklepie mojej cioci. Miał otwarte okno, do tego gadał do siebie. Słuchaj tego.

Wyciągnął telefon z kieszeni i puścił nagranie. Rozpoznałam głos tego gościa. A mówił on tak:

-Jasna cholera, muszę ją znaleźć. Jeśli Goldier się o niej dowie, już po niej. Nie mogę pozwolić, by ostatni magiczny las zginął z jego rąk! Tylko jak ja mam ją znaleźć... Aha! Facebook. Rany, że też wcześniej nie przyszło mi to do głowy. Niepotrzebnie się naraziłem, cholera... Tylko jak ona się nazywa... Może obserwuje stronę szkoły w Uczepkach... Tak, to chyba ona. Zobaczmy... o, wstawiła zdjęcie swojego domu... drewniana chatka w Maciejkach. Jutro do niej pojadę, dziś muszę obmyślić plan...

-Sal... ratujesz nam życie...

Spojrzałam na mamę. Powoli kiwnęła głową.

-Muszę ci coś powiedzieć... Tylko obiecaj, że nigdy, nikomu tego nie powiesz.

Chłopak zasalutował. Uśmiechnęłam się.

-Posłuchaj... nie jesteśmy zwykłą rodziną... Za domem jest las a w nim żyją... żyją... - nie mogłam wykrztusić słowa.

-Wróżki - dokończyła Lou.

Sal wytrzeszczył na nas oczy. Dziwne, że wszyscy tak robią. Chociaż...

-Nie wierzysz, to zobacz - mama wyciągnęła do niego dłoń, na której spała Oriana.

-Rany... prawdziwa wróżka - westchnął z podziwem.

-Dokładnie. Swoją drogą, niezły z ciebie szpieg. Pomożesz nam?

-To się chyba rozumie.

-Tylko co my teraz zrobimy z tym człekiem... - zapytała Lou.

-Mam pewien pomysł... - odpowiedział tata.

Królowa WróżekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz