16

167 10 1
                                    


Shawn's Pov

        Przed nami już tylko ostatnia część trasy, a dopiero co się byłem w Amsterdamie na pierwszym koncercie. Jutro lecimy do Brazylii, aby przygotować się do koncertów. Ostatni miesiąc był bardzo ciężki. Australia i ta straszna różnica czasowa, szybki przylot do Polski i spędzenie trochę czasu z Emilką, potem jeszcze lot do domu na chwilę odpoczynku i jutro znowu w samolocie. Z jednej strony już trochę odliczam do świąt, a z drugiej życie bez trasy będzie teraz dziwne. Świąt w tym rok nie spędzę z Emi, bo dziewczyna przylatuje do Toronto 27 grudnia, gdzie zostanie aż do pierwszych dnich stycznia. Z jej przyjazdu moi rodzice i siostra cieszą się chyba bardziej, niż z mojego, ale nie winię ich za to ani trochę,  bo sam cieszę się jak dziecko. Od kiedy wróciliśmy do siebie, staramy się widywać w miarę regularnie, chociaż i tak jest to trudne, ale nie nieosiągalne. Dbam o nią bardziej niż kiedykolwiek i ktokolwiek.  Najchętniej porwałbym ją gdzieś, wziął z nią ślub i zamieszkał razem. Nawet nie ważne gdzie, bo ważne z kim.  Zawsze kiedy lecę samolotem, przeglądam nasze zdjęcia, a ze sobą na ręce mam bransoletkę od niej. Zdejmuję ją jedynie na koncertach, żeby przy tym moim bieganiu jakoś nie spadła. Stukam sobie tak w nią od czasu do czasu, aby po prostu wiedziała że jestem, mimo tysięcy dzięlących nas kilometrów.  Dzięki chłopakom, a w szczególności Connorowi mamy też bardzo dużo nagrań, co jest jeszcze lepsze, bo mogę słyszeć jej głos, który mnie uspokaja i łagodzi wszelkie stresy. 

Próby, sen, próby, tak wyglądały moje ostatnie dni. Dziś pierwszy koncert, dalszy ciąg nagrywek dla Netflixa, dziękim którym będzie zajebista pamiątka na lata. Czułem się troche  nie najlepiej, ale to na pewno zmęczenie, bycie w ciągłym ruchu. Na koncercie ma być ponad 33 tysiące ludzi, więc takie duże wydarzenia zawsze wymagają większej energii, którą też daje publika. Dodatkowo, to wiadome nie od dziś, że Brazylijscy fani są bardzo szaleni. 

Godzina przed koncertem jest zawsze na poświęcenie się rozśpiewce, metydacji i odpoczynku, w to wchodzi oczywiście rozmowa z ukochaną. Rozmawialiśmy krócej niż normalnie, bo i ona musiała iść spać, a ja musiałem jeszcze załatwić kilka rzeczy. 

Zabawa była świetna jak zawsze, a ja mogłem użyć kilku zwrotów portugalskiego, którego powininenem znać lepiej, ale idzie mi ciężko. Jedyny problem jaki miałem, to fakt, że czułem się bardziej zmęczony niż normlanie. Kiedy dojechaliśmy do hotelu jedyne o czym marzyłem to sen. Szybki prysznic i od razu zasnąłem w łóżku. Z rana zaczął się mój największy dramat. Ból gardła, który wczoraj nie był aż tak odczuwalny. Musieliśmy jechać do lekarza, aby upewnić się co i jak, bo jednak głos, to moje narzędzie pracy. Jednak lekarz nie stwierdził nic specialnego i od razu pojechaliśmy na stadion. Po jakimś czasie, zacząłem odczuwać trudności w rozśpiewywaniu, dlatego zadzowniłem do trenera wokalnego. Nie było dobrze, było tragicznie... ja czułem, że jest źle, bo głos zanikał mi przy wyższych dźwiękach, on uważał, że występ byłby złym pomysłem. Czułem się załamany i bez silny. Za jakiś czas znowu zadzwoniliśmy do lekarza i do Erica, aby poznać ich ostatnią radę, a ze mną nie było ani trochę lepiej. Byłem zły, wściekły, odwołanie koncertu to coś o czym nigdy nawet nie pomyślałem. Zosatło 11 występów do końca, a ja ledwo mówiłem.  Cez i Andrew musieli mnie zostawić samego, żebym pozbierał myśli. Wszytsko mnie przetłoczyło, grunt zawalił mi się pod nogami. Napłynęły mi łzy do oczu i było mi bardzo ciężko. Decyzja i taka i taka była cholernie ciężka. Zdecydowaliśmy, odwołujemy koncert.......


Fani za 30 min mięli wchodzić na stadion, a mi było coraz ciężej z decyzją którą podjęliśmy. Ledwo napisałem post na instastory, ale kliknięcie jego było jak trauma. Myślałem o tych wszystkich osobach czekających już na wejście, aby spędzić swój świetny wieczór na moim koncercie. Zawiodłem ich,  zawiodłem wszystkich. Te myśli zabijały mnie od środka. Nie chciałem tu z nikim przebywać,  na nikogo patrzeć. Poszedłem na płytę, aby pobyć sam ze sobą i swoimi myślami. Ekipa już powoli zbierała wszystkie rzeczy, na co nie było łatwo patrzeć. Poszedłem wyżej, na trybuny, a których miałem widok na cały stadion. W głowie pełno myśli, żal i smutek. Kilka minut później na telefonie pojawiło się zdjęcie mojej mamy. Pewnie już jej wszystko powiedzieli, a ona dobrze wiedziała, że potrzebuje jej i jej otuchy. Ja nie wiele mogłem mówić, więc mówiła tylko ona. Próbowałem się jeszcze bardziej nie rozklejać, bo bardzo tęskniłem za mamą i Emilią.  Moja mama zawsze jest dla mnie ogromnym wsparcie i to co mówi jest dla mnie niezwykle ważne. Niedługo potem zadzowniła Emilka.

- Kochanie, wszystko będzie dobrze, wiem, że jesteś zły i przerażony tym wszystkim, ale na prawdę, dobrze zrobiłeś, - widziałem, że też musiała płakać. Przytaknąłem jej na to co powiedziała, hamując swój płacz.

- Shawn- konynuowała- Pamiętaj, że to nie twoja wina. Nikogo nie zawiodłeś i fani dalej będą Cię wspierać. Musisz wyzdrowieć, to jest teraz najważniejsze, nie myśl o niczym innym. Jesteś cud miód. - zawsze to mówiła kiedy chciała żebym się uśmiechnął. Zadziałało

- Nie mów nic, oszczędzaj głos. Hmm kurczę, teraz powinnam nawijać, bo na pewno mi nie przerwiesz hahaha. Kocham Cię najmocniej na świecie. - wysyłała mi masę buziaków, a ja jej. Pragnąłem jej tu obok, jej i mojej mamy i siostry,  Chociaż dzięki tym dwóm rozmową, pojawił się u mnie pierwszy uśmiech od kilku godzin. 

Cieszyłem się, że jest tu chociaż ze mną tata, który jest przy mnie w każdej złej i dobrej chwili. Jednak i tak było ciężko. Psychicznie byłem wykończony, za dużo się wydarzyło, nie moc mówienia też nie ułatwiała tego wszystkiego. Chodziłem po pokoju próbując się odnaleźć w tym wszystkim. Wkurzenie, smutek i żal to jedyne emocje jakie odczuwałem. Gdy zapadł zmrok, usłyszałem jednak dziwny dźwięk z za okna. Głosy ludzi, dużej ilości. Podszedłem do okna i je otowrzyłem, a tam zobaczyłem coś, czego zupełnie się nie spodziewałem. Fani stali pod hotelem i śpiewali piosenki. To było coś magicznego. Było tam chyba ponad 2 tysiące ludzi, co sprawiło, że znowu płakałem, tylko ze wzruszenia. Ludzie są niesamowicie dobrzy i wspaniałomyślni. Zawołałem tate i wyciągnałem telefon dzwoniąc na grupie do mamy i Emi. Musieli to wszyscy zobaczyć. Od razu odebrały i wszyscy słuchaliśmy fanów z zachwytem, wtedy już wiedziałem, że co by nie było, mam tyle kochających ludzi przy sobie.  

Wyleczyłem się dosyć szybko, ale aż strach myśleć co by było gdybym faktycznie wtedy wystąpił z tak poważną infekcją. Nie wiadomo kiedy a już był pierwszy tydzień grudnia.  Emi wyjechała z dziewczynami na weekend do Danieli, więc w weekend zostawały nam same sms, ale i tak w piątek i sobote grałem koncerty. Cieszyłem się, że odpocznie w weekend i spędzi miło czas. Connor też tylko gadał o tym kiedy już się z Zosią spotka i spędzimy sylwestra na naszej imprezie. W tym roku ja jestem gospodarzem i szykuje się super impreza. Każdy wystrojony jak szczur na otwarcie kanału  i w maskach karnawałowych. Wieczór którego każdy potrzebuje i na który każdy z nas mocno czeka. Z Emilią się śmialiśmy, że to nasza szansa na odwalenie się jak na studniówkę. 

I CAN'T HAVE YOU //S.MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz