{9}

85 5 1
                                    

-Co ona znowu chce? - powiedziałam do siebie, gdy mama znów do mnie dzwoniła. -Hey, po co dzwonisz? -powiedziałam trochę obojętnie gdyż znów przeszkadzała mi w spędzaniu czasu z moją ukochaną.

-Córciu, błagam, wróć do domu. Luis jest w szpitalu! Musisz tu przyjechać! - byłam w szoku. Coś się stało mojemu kochanemu bratu, a ja go zignorowałam żeby spędzić czas z Niki.

-Dobrze, przyjadę jak najszybciej. - powiedziałam smutno i się rozłączyłam. 

-Coś się stało? - spytała Nihachu przytulając się do mnie.

-Muszę wrócić do Manchaster. Mojemu bratu coś się stało i muszę wrócić jak najszybciej. - mówiąc to zaczęłam sprawdzać najbliższy odjazd pociągu. - Cholera! Dopiero za trzy dni będzie odjazd. Akurat dziś musiało się coś zjebać! - wtuliłam się w Niki a łzy zaczęły powoli spływać z moich oczu.

-Spokojnie, nie płacz kochanie, zapytam się Wilbura czy mógłby cię zawieźć.

-Naprawdę byś to dla mnie zrobiła? - powiedziałam a ona otarła kciukiem moje łzy i kiwnęła głową. -A.. a mogłabyś pojechać tam ze mną?

-Jeśli chcesz - bardzo się ucieszyłam że się zgodziła. Po chwili zadzwoniła do szatyna. Na szczęście się zgodził mógł nas zawieźć jeszcze tego samego dnia.

Jak najszybciej poszłam spakować wszystkie swoje rzeczy. Niki również poszła spakować się na kilka dni gdyż postanowiłyśmy że u mnie zostanie.

Niby czekałyśmy tylko trzy godziny ale dla mnie było to jak trzy dni. Nie potrafiłam usiedzieć na miejscu i ciągle chodziłam po mieszkaniu.

Kiedy wreszcie usłyszałam upragnione pukanie do drzwi, od razu do nich podbiegłam. Otworzyłam je i zobaczyłam wysokiego, już znanego mi szatyna. Nic nie powiedziałam tylko pobiegłam do salonu po walizkę.

-Możemy jechać?

-A Niki? - zapytał. Usłyszeliśmy głos dobiegający z kuchni.

-Już idę. Możecie już pójść do auta. Ja muszę jeszcze wszystko wyłączyć i zamknąć mieszkanie.

Po niecałych pięciu godzinach, dojechaliśmy do celu.* Otworzyłam mieszkanie a Wilbur pomógł nam wszystko wnieść na górę. Zaproponowałam mu żeby został i odpoczął ale ten zrezygnował i powiedział iż zawiezie nas jeszcze do szpitala.

Wysiadłam z auta jak poparzona krzycząc tylko "dzięki!" i wbiegłam do budynku. Przy recepcji mało co się nie przewróciłam.

-Dzień dobry - powiedziałam zdyszana. - Gdzie jest Luis Sanchez?

-Kim pani jest? - zapytała w taki sposób jakby ją tu na siłę trzymali.

-Jestem jego starszą siostrą. Niech mi pani powie gdzie on jest. - w tej chwili doszła do mnie Niki. A kobieta wywróciła oczami i mozolnie zaczęła sprawdzać gdzie leży mój brat.

-Sala sto trzydzieści siedem. - od razu po usłyszeniu informacji, chwyciłam moją dziewczynę za rękę i zaciągnęłam ją we wskazane miejsce.

Przed odpowiednimi drzwiami spotkałam moją mamę. Podeszłam do niej i się z nią przywitałam.

-Dobrze że już jesteś. A kim jest ta urocza panienka?

-Oh to jest Niki.

-Twoja przyjaciółka?

-Tak właściwie to.. tak, moja przyjaciółka. - Dziewczyna popatrzyła się na mnie niezrozumiale a ja jej szepnęłam do ucha "potem ci wyjaśnię". - Co z Luis'em? Mogę do niego wejść?

-Nie teraz, ma robione badania.

-Okey - kiwnęła głową na znak zrozumienia i usiadłam na krześle a zaraz obok blondynka. - A tak właściwie, co mu się stało?

-Wracał do domu od kolegi, było już ciemno i-i - głos zaczął jej się załamywać a w oczach pojawiły się łzy - nagle nadjechało auto i go- go- - nie dała rady tego powiedzieć i się rozpłakała. Jako bystra dziewczyna wiedziałam co się stało.

Przytuliłam mocno swoją mamę i zaczęłam ostrożnie głaskać po głowie. Nie byłam do tego przyzwyczajona, gdyż nie miałyśmy najlepszych kontaktów i rzadko co się do mnie przytulała. Jednak wiedziałam że w tym momencie tego potrzebowała.

Po kilku minutach wyszedł lekarz. Najpierw weszła matka a po niej my.

-Więc? Dlaczego powiedziałaś swojej mamie że jesteśmy przyjaciółkami? Znaczy no wiem że teraz jest załamana ale czy to by jej nie ucieszyło? Że znalazłaś drugą połówkę? - spytała Niki.

-Może i by się ucieszyła gdyby to nie była dziewczyna. Ona jest trochę.. bardzo homofobiczna. Tylko bym ją tym zdenerwowała. - Niki wyraźnie posmutniała a przez to i ja. Objęłam ją ramieniem i dałam buziaka w policzek. - Nie smuć się proszę, bo zaraz się popłaczę.

Uśmiechnęła się i ja również. Od razu zrobiło się milej. Kiedy mama wyszła z sali, chwyciłam blondwłosą za dłoń i razem weszłyśmy do tego okropnego miejsca.

-Jak się czujesz kochanie? - zapytałam go podchodząc do łóżka. W moich oczach zaczęły się zbierać łzy gdy widziałam go w tym stanie. Dziesięciolatek ledwo żywy, cały w bandażach i plastrach. Popodpinany do wszelkich urządzeń pomagających mu żyć.

-Już jest lepiej - powiedział delikatnie się uśmiechając. Złapałam go ostrożnie za dłoń i się rozpłakałam. - Czemu płaczesz? - zapytał ewidentnie tym zmartwiony.

-Dlaczego to ty musiałeś zostać potrącony? Dlaczego to nie mogłam być ja!? Dlaczego świat jest taki niesprawiedliwy!? - Niki szybko do nie podeszła i mnie odciągnęła od chłopaka. Mocno mnie do siebie przytuliła a ja rozpłakałam się a dobre.

-Już, spokojnie kochanie. Nic mu nie jest. - powiedziała i ucałowała mnie w głowę. Luis mimo tego że był smutny patrząc na mnie, zapytał z radością w głosie

-Wy jesteście razem? - zwróciłam wzrok ku niemu i kiwnęła głową na tak. Mój mały braciszek się ucieszył. - A to jest ta dziewczyna, do której pojechałaś?

-T-tak - zaczęłam się już powoli uspokajać.

-To super! Pamiętasz jak mówiłem że chciałbym ją zobaczyć? Fajnie że teraz tu jest! - wystawił ręce żeby mnie uściskać więc do niego podeszłam i to zrobiłam. - Chodź też, fajna dziewczyno. - powiedział a my zaczęłyśmy się śmiać. Chwilę później przytulaliśmy się całą trójką.

Siedziałyśmy tam jak najdłużej. Gdy jednak nas wygonili, udałyśmy się do mieszkania by trochę odpocząć.

-Zabiję skurwysyna, który mu to zrobił. - powiedziałam bardziej do siebie.

-Spokojnie, nie mam zamiaru odwiedzać cię za kratkami. - odpowiedziała na to Niki. - Twój brat jest naprawdę uroczy.

-Wiem - powiedziałam, pociągając nosem. Dziewczyna zmieniła temat.

-Jadłaś coś dziś, oprócz tego śniadania, którego i tak nie skończyłaś? - nic nie odpowiedziałam. - Nie możesz- - przerwałam jej.

-Wiem, spokojnie. Po prostu tyle emocji dziś odczułam co nigdy i nie jestem głodna. Nie bój się, rano zjem sporo bo zgłodnieje. - uśmiechnęłam się do niej i złapałam pod ramię.

*wiem że na początku było że jechała dziewięć godzin, ale nie wiem skąd mi się to wzięło bo pociągiem (czyli tak jak na początku jechała) jedzie się sześć godzin.

~pierwszy raz zrobiło mi się smutno na mojej własnej książce XD~

"Przyjaciółki" - Nihachu x reader ~zakończone~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz