10. Cholerne kłamstwo cz.1

40 2 11
                                    




Sapnap pov

(wracamy do czasu kiedy sapnap zostawia karl'a na mostku)


Było zimno, ciemno, mrocznie lecz się nie bałem bo wiedziałem że idę w słusznej sprawie. Wiem że nie powinienem robić tego bez jego wiedzy, ale jak najdłużej chciałem go utrzymać przy sobie, kiedy był ze mną zapominałem o wszystkim on był mi potrzebny.

Nie był dla mnie niczym więcej niż przyjacielem, nie wiem czy on też tak sądził, ale szczerze to nie obchodziło mnie to w tamtym momencie.

Przemierzałem leśną drogą, było cicho tak jak lubiłem, po chwili w oddali usłyszałem cichą grę na gitarze, nie czułem strachu. Wiedziałem że ktoś musi być ostro porąbany żeby grać o tej godzinie w lesie, nie zważałem na to że może jest to jakiś chory dziad który tak zwabia swoje ofiary, szczerze to nawet bez chwili zawahania skręciłem w stronę gdzie było słychać szarpanie strun. W oddali zobaczyłem postać, a raczej chłopaka z mojej szkoły- Wilbur'a, patyki pękały pod moimi butami i chyba właśnie w tym momencie mnie usłyszał bo uniósł swoją głowę.

Zbliżyłem się i dopiero wtedy zauważyłem że siedzi na starym pniu wyciętego drzewa a na jego policzkach można było zauważyć pojedyncze mokre ślady słonych łez.

Było dosyć zimno a on siedział w samej koszulce z rękawem do łokci, gdy spojrzałem na ziemie zobaczyłem porozrzucane rzeczy bluza, telefon, papierosy, w połowie pusta butelka po alkoholu, okulary, podpalone zdjęcie jakiejś dziewczyny? nie wiem kim była i chyba nie chciałem pytać po tym co Karl mi dzisiaj powiedział.

I zauważyłem jeszcze jedną dziwną rzecz mianowicie była to pusta strzykawka, wiedziałem jaką zawartość miała i chciałem znów to poczuć jak to jest mieć w sobie tą uzależniającą substancje, moje ciało pragnęło kolejnej dawki po tak długim czasie. Mój umysł również kazał się zapytać chłopaka czy ma więcej, powstrzymywałem się ostatkami sił, wiedziałem że muszę iść pomóc Karl'u, umysł i ciało wygrały.

Kiedy udało się mnie przekonać, to pomyślałem jak bardzo chcę to poczuć byłem jak wygłodniały lew który widzi swoją zdobycz, ale nie może jej tknąć bo jest zbyt trująca, chciałem znów o niczym nie myśleć więc bez zastanowienia zapytałem się bruneta.

-Masz więcej?- Zapytałem lodowatym tonem, mój głos w tym momencie mógł niszczyć lodowce.

-Czego?- Zapytał z chrypą w głosie, słyszałem jaki był zrezygnowany jakby nie dawno cały świat mu się zawalił, chciałem wiedzieć co się stało, ale nie miałem czasu na zbędne pytania do bruneta.

Nie odpowiedziałem nic tylko kopnąłem w jego stronę pustą strzykawkę, spojrzał się na nią, a następnie wolną ręką sięgnął po materiał który okazał się bluzą, z jej dużej kieszeni wyciągną małą szklaną buteleczkę oraz strzykawkę z odmierzoną ilością narkotyku, wystawił dłoń z przedmiotami w moją stronę i dalej nie spojrzał się na moją twarz tylko wzrok wlepiał w pustą, ubrudzoną ziemią strzykawkę.

- Ile za to?- zapytałem cichym ochrypiałym głosem, wiedziałem że nie powinienem tego robić, ale chciałem znów to poczuć bo przecież nie robiłem tego od 7 miesięcy. Na moje słowa brunet uniósł głowę i spojrzał się na moją twarz.

-Nie chce żadnej kasy, po prostu zabierz to bo nie chce tego już widzieć na oczy rozumiesz?!- Odpowiedział podniesionym głosem, nawet nie wiem o co mu chodziło, ale nie chciałem pytać tylko zrobiłem kilka kroków i pochwyciłem przedmioty przechowujące płynną truciznę. Gdy zabrałem od niego rzeczy odwróciłem się na pięcie i skierowałem się do drogi.

-Czekaj! Poczekaj na mnie! Nie chcę być sam, boje się. Nawet nie wiem czemu tu jestem..- Powiedział, a raczej krzyczał za mną brunet, zatrzymałem się i postanowiłem na niego czekać bo wiedziałem że na haju może zrobić coś głupiego, ale przerażała mnie myśl że jeśli będziemy wracać razem to on będzie pierdolił o chuj wie czym. Pamiętam jak to było ze mną gdzie przez kilka dni nie przestawałem brać a później miałem okropnie męczący zjazd. Tego właśnie nienawidziłem, ale wiedziałem że jeśli chce brać to muszę mieć kilka dni przerwy bo może być źle. Z letargu wyrwał mnie odgłos kroków i łamanych patyków pod ciężarem zniszczonych glanów.

-Gdzie idziemy? Jeśli wracasz do domu to Cię mogę odprowadzić, no chyba że nie chcesz.- powiedział wyprzedzając mnie i kierując się w tą stronę którą miałem podążać, bez zastanowienia ruszyłem za brunetem w okularach. Przypomniałem sobie o ważnej sprawie którą było wyjaśnienie sytuacji Karl'a jego rodzicom, po czasie dalej uważałem że to zły pomysł, ale przecież chciałem go dla siebie zachować.

- Nie gadaj tylko idź bo się śpieszę.- Rzekłem do Wilbur'a chłodnym tonem, widziałem że mu się to nie spodobało.

-Nie moja wina że chciałeś ode mnie Heroine, a jeśli chodzi ci o to że będę ci pierdolić o moim życiu to wiedz że nie brałem, zrezygnowałem, wylałem ją nie widziałem sensu bo po czasie  zrozumiałem że to zabija od środka człowieka, dla mnie nie było już za późno, ale dla ciebie już może być jak w tym momencie nie przestaniesz.- Powiedział zerkając na moją część ręki którą było widać przez podwinięty rękaw od czarnej bluzy i pokazał mi ją skinięciem głowy. Może i miał racje w swoich słowach, ale strasznie mnie one irytowały bo zahaczał nimi o moje prywatne problemy. Gdy chciałem coś powiedzieć jego słowa uniemożliwiły mi to.

-Wiem że w tym momencie jesteś na mnie wkurwiony bo mówię ci słowa, zdania w których mam racje bo przez to przechodziłem i ty też to przechodzisz, nie wiem ile bierzesz i jeśli mam szczerze mówić to nie obchodzi mnie to bo jest to twoje życie, ale pamiętaj, Sam się pożerasz tym, to droga bez odwrotu jeśli do teraz jeszcze nie sparzyłeś się ogniem tej trucizny która niszczy wszystko na swojej drodze, to tego doświadczysz. Ja zaznałem bólu tej substancji, moja mama przedawkowała kiedy miałem 8 lat.- Gdy skończył swój monolog  poczułem okropne wyrzuty sumienia że to kiedykolwiek robiłem, nie odezwałem się nic bo nie potrafiłem przełknąć okropnej guli w moim gardle.

W tamtym momencie w swojej głowie obiecałem sobie że już biorę ostatni raz, jeszcze wtedy nie wiedziałem jakim cholernym to kłamstwem będzie.

Resztę drogi przeszliśmy w ciszy powiedziałem mu że już sam dojdę, nie chciał być upierdliwy więc poszedł  w swoją stronę. Bałem się tej rozmowy że może ona pójść na marne, ale nie widziałem lepszego rozwiązania tej nie wygodnej dla mnie sytuacji. Spojrzałem na Ciemno dębowe drzwi i drżącą dłonią zapukałem modląc się w duchu że drzwi otworzy któryś z jego rodziców.

Patrzyłem się w swoje buty gdy usłyszałem skrzypnięcie drzwi spojrzałem się na postać przede mną i okazało się to że jest nią...


Jest o to pierwsza część tego rozdziału, pewnie nie którzy zapytają się dlaczego pierwsza, otóż jestem zmęczona i nie dam rady dopisać reszty rozdziału bo planowałam żeby miał ok. 2k słów (nie moge zrobic 2 oddzielnych rozdziałów ponieważ jest to cofnięcie w czasie, a nie kontynuacja historii z atakiem paniki Karl'a) DZIĘKI WSZYSTKIM OSÓBKOM KTÓRE CZYTAJĄ TO <3

NAPISZCIE TUTAJ WRAŻENIA PO TYCH 10 ROZDZIAŁACH KSIĄŻKI <3

DO JUTRAA KC <3!

Maybe is The end?Where stories live. Discover now