Rozdział Pierwszy

197 5 0
                                    

3 lata wcześniej...

Chciałabym powiedzieć, że coś się zmieniło. Nie mogę. Chciałabym powiedzieć, że moje uczucia się zmieniły. Nie mogę. Chciałabym powiedzieć, że wiem, co nastąpi. Jednak również nie mogę. Myślałam, że gdy odszedł rozpadnę się. W końcu ludzie są jedynie szkłem, którego nie da się poskładać, a które może zranić. Tak było i ze mną. Ktokolwiek próbował mnie naprawić, obrywał rykoszetem od mojej nieugiętej apatii. Zawsze wierzyłam, że jeśli dwoje ludzi się kocha, to nic nie stanie na drodze ich szczęścia. Naiwne? Zapewne. Nie będę udawać, że jestem twarda, ale nie będę również płakać po kątach. Stało się. Odszedł, nie wróci, muszę się z tym pogodzić. Nie wiem nawet czy żyje, czy zemsta nie zaślepiła go na tyle, by w dążeniu do celu nie stracił głowy. Nie mam już nadziei, z tymi bredniami skończyłam gdy stuknęła mi dwudziestka.

Rodzina powtarza "Kiedy w końcu znajdziesz sobie męża?", "Nie tylko samą pracą się żyje, mąż i dzieci powinni być priorytetem", "Kiedy wreszcie skończysz z tymi bandażami i krwawymi śladami po walce?", "Kobieta nie powinna się tak zachowywać!" bla bla bla... Nie powiem, nie oszczędzałam się ostatnimi czasy. Powiedziałabym, że w rankingu odbytych misji i robieniu sobie krzywdy stoję dość wysoko. Nie wiem jak Kakashi wychodzi bez zadrapania. Shikamaru mówi, że moją taktyką numero uno jest wlatywanie w środek walki i nawalanie kogo popadnie. Kto jak kto, ale on wie co mówi. Nie należę do delikatnych. I nie należę do rodzinnych. Nie bawią mnie już zabawy w "znajdź wreszcie męża". Wolę być wolnym ptakiem, a gdy upadnę to roztrzaskam się na milion kawałków. W końcu jestem tylko popękanym szkłem...

-Sakura, znów odleciałaś? Sakura?

Spojrzałam za siebie. Naruto i Kakashi stali pochyleni nad mapą. Blondyn patrzył na mnie wyczekująco. Fakt, znów odleciałam. Jak ptak, wolny ptak...

-Nudzę się. Dobrze wiesz, że takie planowanie mnie nie bawi. Chcecie to się skradajcie, ja wlecę w środek i...

-Hahaha - Uzumaki zaśmiał się -Cała Sakura, spieszy jej się do obijania mordy, a potem do pytań.

Chłopak uśmiechnął się do mnie promiennie. Podeszłam do niego również z uśmiechem i opierając jeden łokieć na jego ramieniu złapałam go za lisią buźkę.

-Uważaj, żebym twojej nie obiła.

-Pamiętaj, że jak obijesz to nie będziesz miała czego podziwiać. - powiedział zadowolony z siebie, po czym zwinnie złapał obie moje dłonie i przycisnął do leżącej przed nim mapy. Hatake spojrzał się na nas i zacmokał.

-No, no, widzę, że nadal iskrzy... 

Spojrzałam na niego spode łba. Ostatnio ciągle tak mówi. Wyszczerzyłam zęby po czym rzuciłam w jego stronę cichym "Ty będziesz następny".

-A tak na serio to musimy coś ustalić, ten nukenin bardzo przyda się Tsunade, nie chcemy żeby przyłączył się do Akatsuki zanim go pojmiemy. - plany, plany, plany, ech! -Naruto proponuję abyś w Trybie Mędrca wytropił naszego kolegę, a następnie otoczył swoimi Klonami, Sakura i ja zastawimy na niego dwie pułapki i będziemy czekać na sygnał. Nie lekceważcie go, to, że nie jest mistrzem kamuflażu, nie oznacza, że jest słabeuszem ninjutsu czy taijutsu.

Kakashi narysował na mapie nasze pozycje i miejsca pułapek. Ustaliliśmy sygnał, a także punkt, w którym mielibyśmy się spotkać, gdyby coś poszło nie tak. I choć kiedyś uwielbiałam zaplanować działanie, teraz nie byłam fanką wybiegania w przyszłość. Grunt to działać a nie rozmyślać. Obracając na palcu kunai, patrzyłam jak chłopaki zbierają swoje rzeczy. Blondwłosy spojrzał na mnie zadziornie, jak to ostatnio miał w zwyczaju robić, i wyrywał mi z dłoni broń.

-Trzymanie się planu, to nic złego, nie, Sakura? - rzucił ironicznie chowając rzeczy i wciąż patrząc mi w oczy.

-Pffff - pufnęłam i wzniosłam oczy ku górze. 

Wskoczyliśmy we troje na drzewo, po czym rozdzieliliśmy się. Naruto ostatnio mnie drażnił. Ale nie tak odpychająco czy nieprzyjaźnie, wręcz przeciwnie. Drażnił jak delikatne łaskotki w miejscu, w którym chcesz się podrapać, ale nie dosięgasz. Drażnił moje zmysły, na granicy mojej świadomości wysyłał sygnały, których długo nie chciałam odbierać. Im więcej o tym myślałam, tym mniej chciałam o tym myśleć. Nie pomagało wcale dogadywanie Kakashiego i Shikamaru. Sakura, skup się, nie o tym miałaś myśleć. 

Ocknęłam się z potoku własnych myśli i rozejrzałam wokół. Westchnęłam cicho. Takie misje nie stanowią dla mnie żadnego wyzwania. Dotarłam na wyznaczone miejsce i zgodnie z planem rozstawiłam pułapkę, ukryłam się i czekałam na znak. Minęło 5 minut, potem kolejne 5 i kolejne. A kolejne zamieniły się w nieznośny czas oczekiwania podczas tej "szybkiej misji". Na pewno coś poszło nie tak, na pewno ninja nie ruszył w moją stronę, tylko w stronę Hatake. 

-Jebać plany - powiedziałam sama do siebie i zagryzłam wargę. Nie mogąc znieść kolejnych minut bezczynnego siedzenia w miejscu, poderwałam się i niewiele myśląc ruszyłam przed siebie. Nie ubiegłam kilometra, gdy dosłownie wpadłam na naszego gościa. Kunaie zderzyły się w locie, shurikeny wbiły w korę. Nie będę się patyczkować. Zaczerpnęłam siły i ruszyłam na nieznajomego z pięściami. Nasz taniec taijutsu trwał jakąś chwilę, póki nie poczułam ostrza na odkrytej skórze ramienia. Syknęlam z zaskoczenia. Wtedy w tle zamajaczył mi pomarańczowy dres i spuściłam na chwilę gardę. Dostałam najpierw prawego, potem lewego, a na dokładkę w brzuch. Wokół nas w kłębach pojawiły się cieniste klony. Korzystając z chwilowego rozproszenia, naładowałam sprawną dłoń chakrą i znokautowałam przeciwnika. Z prędkością błyskawicy pojawił się Kakashi, który unieruchomił zbiega. Naruto doskoczył do mnie.

-Cholera! Prawie go miałem, wymknął się nam, miałaś czekać! - krzyknął w moją stronę i złapał mnie za ranione ramię. Uścisk wcale nie był mocny czy brutalny, wręcz zadziwiająco delikatny. Przeszył mnie dreszcz. Ciśnienie podskoczyło. Wyrwałam ramię w geście zmieszania.

-Nic mi nie jest. Za długo to trwało. I tak go załatwiłam, nie ma za co. - Rzuciłam zadzierając nosa. Szarowłosy westchnął tylko.

-Wracajmy, przy odrobinie szczęścia będziemy o zmroku. Sakura - popatrzył na mnie i wskazał na ramię - albo się uleczysz, albo sam owinę cię bandażem. 

 Przewróciłam po raz kolejny oczami i zaczerpnęłam chakry medycznej. Rana zasklepiła się w kilka chwil, lecz krew, która oblepiła moje ramię, wcale nigdzie się nie wybierała. Podniosłam wzrok i napotkałam błękitne oczy Uzumakiego. Po raz kolejny się zmieszałam. Sama nie wiem, co to było za spojrzenie. Zawiał silny, lecz ciepły wiatr, a miedzy nami zatańczyły zielone, młode listki. Nic nie powiedział. Tak jak i ja. Wariatko, uciekaj, uciekaj gdzie pieprz rośnie, bo znów się potłuczesz w czyimś dotyku! Odwróciłam wzrok, choć było trudno, ale nie tak gdy dopadły mnie własne myśli po wydarzeniach, które miały nadejść dzisiejszego wieczoru. Gdybym tylko była jakąś pieprzoną wróżką!

The darknes holding me tightly - SasuSaku/NaruSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz