Rozdział Szósty

123 4 3
                                    

Wiecie jak to jest, kiedy człowiek czuje się totalnie bezpieczny? Kiedy nie ma dużych zmartwień, jego życie płynie błogo? Czuje pełen luz i swobodę co do swoich decyzji? No, ja też nie. Aż do teraz. Od długiego czasu nie czułam takiej równowagi w swoim życiu. Jeszcze kilka dni temu nie zależało mi na wielu rzeczach. Byłam gotowa na cios, niezależnie skąd by nadszedł. Ale przy tym byłam nieuchwytna, zmieniałam często zdanie, sama nie wiedziałam czego chcę. Powoli budziłam się z głębokiego mrocznego snu, w którym trwałam zbyt długo. Jednocześnie bałam się. Cholernie się bałam, że jeśli na kogoś otworzę to znów skończę z nożem w sercu. Przechodziłam przez to tylko raz, ale nie chcę tego powtarzać. Zbyt długo zajęło mi dojście do siebie. A potem stałam się kimś, kim nigdy być nie miałam...

Otworzyłam zaspane oczy. Nawałnica uspokoiła się za oknem. Niebo było teraz spokojne, księżyc wisiał wysoko i okalał ziemię swoim blaskiem. Musiało mi się przysnąć na dłuższą chwilę. Spojrzałam w prawą stronę, obok leżał blondyn i wpatrywał się w moją twarz. Ten wzrok miał w sobie bardzo wiele...

-Mówiłem, że cię nie puszczę.

Jego głos brzmiał niesamowicie nisko i uwodzicielsko. Uśmiechnęłam się delikatnie.

-Lubię jak się tak uśmiechasz, powinnaś robić to częściej...

-Jak mam powód to się uśmiecham - szepnęłam. Naruto przysunął się jeszcze bliżej.

-Chciałbym być takim powodem.

Patrzyłam się na niego w milczeniu, nie chciałabym powiedzieć czegoś, czego nie mam akurat na myśli, jak również czegoś, czego nie jestem pewna. Ale kurczę jestem pewna. Jest takim powodem. Zawsze mnie irytował, ale mój punkt widzenia zmienił się o sto osiemdziesiąt stopni. Byłam kretynką, że nie widziałam go takim jakim naprawdę jest, tylko rysowałam sobie własną postać. Zaczęłam rysować wzorki na jego obojczyku w zamyśleniu.

-JesteÅ› nim...

Jego niebieskie oczy patrzyły na mnie w zdziwieniu. Chyba nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego z moich ust. Myślę, że on również narysował sobie własną postać mojej osoby. Przez lata byłam zimna, niedostępna, czasem nawet okrutna. Odpychałam każdego mężczyznę od siebie, a było ich trochę. Jego też odpychałam. Czuję się teraz jak skończona idiotka. Ile czasu straciłam na oglądanie się za siebie i wyobrażanie niemożliwego.

Jego usta wygięły się w niebotycznym uśmiechu. Chyba nigdy nie widziałam go tak szczęśliwego. A na pewno nie od czasów rozpadu naszej drużyny. Wyciągnął dłoń w kierunku mojej twarzy i założył pasemko włosów za ucho.

-Myślę, że powinniśmy obgadać jedną sprawę... - sapnął na samą myśl.

-Czyli...?

-Itachi.

W naturalnych warunkach całe moje szczęście by wyparowało. Ale nie dzisiaj. Przespałam sprawę. Trzeba myśleć trzeźwo. Jednak nie przeskoczę pewnych kwestii. Blondyn wypatrywał jakichkolwiek oznak gniewu w moich oczach.

-A jest o czym gadać? - zapytałam wprost - To prawda, natknęliśmy się na niego, ale tylko i wyłącznie dlatego, że szukaliśmy Akatsuki. Z żadnych innych powodów. Zaraportujemy to, co się stało. Myślę, że nie musimy doszukiwać się drugiego dna.

-Zaatakował cię - powiedział niebieskooki.

-Tylko dlatego, że jestem jego naturalnym wrogiem. Bo jestem z Konohy, a nie dlatego, że mam na nazwisko Haruno. Czas przestać oglądać się za siebie. Myślisz inaczej?

-Nie, Sakura. Zaraportujemy prawdę i zakończymy temat. I zerkniemy w przyszłość...

O dziwo nie czułam się niekomfortowo prowadząc z nim rozmowę o Itachim. Mimo strachu na otwarcie swojego serca, powoli je uchylałam dla Uzumakiego. Płynęły z tego różne korzyści...

The darknes holding me tightly - SasuSaku/NaruSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz