Rozdział Dziewiętnasty

83 6 5
                                    

Nie byłam zachwycona opcją, którą mi zaserwowano. Z wielką niechęcią zapakowałam kilku ciuchów od białowłosego, narzędzia medyczne i leki. I tak jak powiedział Uchiha, parę minut później byłam gotowa. Z drugiej strony, opcja ta otwierała przede mną możliwość ucieczki. Napawało mnie to niesamowitym entuzjazmem mimo faktu odnalezienia starszego z braci przez młodszego.

Myślenie o Itachim mieszało w moim sercu dziwną miksturę. Był zbiegłym ninją, okrył się hańbą ale nadal pochodził z Konohy i był ostatnim, żyjącym krewnym Sasuke. Nawet gdy starałam się o nim myśleć w kategoriach czarnego charakteru, rodziło się we mnie dziwne wrażenie, że na to nie zasłużył. Chciałam uciec od sytuacji jak najdalej się da, jednocześnie próbować nie dopuścić do spotkania rodzeństwa. Z doświadczenia wiedziałam, że zemsta nie daje ukojenia. Nie chciałam by Sasuke pogrążył się w bezkresnej ciemności, bez możliwości ucieczki.

-Dostaniesz kunaia. Nic więcej - Suigetsu podał mi ostrze, wyrywając tym samym moje myśli z rwącego potoku. Uniosłam wysoko brew.

-Co mam sobie z nim zrobić? Wypiłować paznokcie? - zakpiłam. Chłopak wyciągnął ponownie dłoń w moim kierunku.

-To oddaj, skoro nie chcesz - uśmiechnął się do mnie perfidnie, na co pokręciłam szybko głową i schowałam ostrze. Lepsze jedno niż żadne.

Staliśmy razem z fioletowookim na zewnątrz. Otaczał nas gęsty las, słońce schowało się jakiś czas temu za horyzontem a świat okrywał się stopniowo czernią kontrastującą z białym śniegiem. Na końcu języka miałam pytanie, gdzie podział się pan i władca, gdy właśnie reszta składu zaczęła wyłaniać się zza zarośli.

Dream team dosłownie. Czerwonowłosa, wkurwiająca baba, białowłosy rozrabiaka i rudowłosy milczek (swoją drogą na imię miał Juugo i miałam z nim styczność raptem parę razy). I on - wiecznie arogancki, znudzony albo rozwścieczony (trudno wybrać bardziej pasującą opcję) moją obecnością, wysoki, przystojny i równie głupi Uchiha. I ja. Zbiorowisko pajaców. Prychnęłam do swoich myśli, na co czarnooki rzucił mi wyniosłe spojrzenie. Zripostowałam zaciętym wzrokiem i odwróciłam głowę. Buc. Swoją drogą, nie widziałam się z nim dwa tygodnie. Dwa tygodnie dystansu, spokoju. A gdy wrócił, wszystko prysło. Skrócił tę odległość między nami błyskawicznie. Zaintrygowało mnie to.

-Mamy do przemierzenia cały Kraj Ognia. Podróżujemy tylko w nocy. Włóżcie peleryny - zakomunikował zimnym tonem. Wszyscy posłusznie wykonali polecenie -Suigetsu, ruszajcie przodem - mężczyzna kiwnął mu głową a mi jedynie posłał wymowne spojrzenie wraz ze swoim standardowo dwuznacznym uśmiechem. Cała trójka wskoczyła na gałęzie wśród koron drzew.

Znów zostałam z nim sama. Staliśmy naprzeciw siebie bez słowa a w przestrzeni unosiły się kłęby wydychanego przez nas w mroźną atmosferę powietrza. Chłopak wykonał w moją stronę krok, kiedy to ja o ten krok się cofnęłam. Cofałam się o każde jego stąpnięcie aż wpadłam plecami na drzewo. Zmniejszył dystans do ostatnich milimetrów. Wyciągnęłam dłonie i odepchnęłam go od siebie w zdecydowaniu. A przynajmniej próbowałam. Nic sobie z tego nie zrobił. Przybliżył się ponownie. Zaczęłam się szamotać, jednak nie miałam szans. Złapał moje dłonie lewą ręką i nachylił się nad moją głową. Prawą natomiast chwycił za podbródek i zadarł go do góry. Serce, głupie serce. Nie przyspieszaj. To kurwa nic, że w tej cudnej szarówce, w akompaniamencie błyszczącego śniegu i mrozu, jego oblicze jest tak pociągające.

Jego czarne oczy wyrażały lekkie rozbawienie. Tak jakbym była na powrót małą dziewczynką, która nie potrafi mu się oprzeć. Potrafię. Chcę. Chcę? Na pewno? Pragnienia zaczęły bić się  moim wnętrzu. Chyba dostrzegł to rozdarcie, bo po chwili na jego ustach zagościł szyderczy uśmiech.

The darknes holding me tightly - SasuSaku/NaruSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz