REVIAN POV:
Jesteśmy w zamku mojej mamy, królowa kaszle zostawiając na chusteczce dziwną czerwoną maź kiedy zakrywa usta, dzięki swoim zmysłom wiem, że to krew.
- Revian, z nią jej coraz gorzej! Wezwij lekarza! - Saphira położyła dłoń na moim ramieniu patrząc z troską.
- Saph, nie opuszczę jej - Położyłem dłoń na jej czując przyjemne ciepło, będąc zimną istotą dawno nie doświadczyłem ciepłej temperatury.
- Zostań z matką, poszukam pomocy - Dziewczyna skinęła głową puszczając mnie i podchodząc zdeterminowana do drzwi.
- Bądź ostrożna dziecko, w tym pałacu nie jest bezpiecznie.
- Słyszysz saphiro? - Spojrzałem na moją blondynkę, która emanowała spokojem.
- Będę uważać - Uśmiechnęła się do mnie ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach.
--------------------------
SAPHIRA POV:
Idę korytarzem pogrążonym w mroku, światło z latarnii ulicznych ledwo dociera do środka, rozglądam się czując czyjąś obecność, przegryzłam wargę, gdy usłyszałam jak pod moimi stopami uginają się panele.
- Wybierasz się gdzieś dziecino? - Usłyszałam chrapliwy, basowy głos
- Królowa jest chora i.. - Odwróciłam się do źródła dźwięku, ale przed oczami zobaczyłam jedynie dziwną fakturę, dopiero, gdy oprawca mnie podniósł zrozumiałam, że jestem w niebezpieczeństwie... Nawet nie wiem ile tak szliśmy, straciłam rachubę przy 20 tysiącach kroków. Poczułam szarpnięcie, później więzy na moich nadgarstkach i zimne krzesło, na które mnie posadził, zdjął mi worek z głowy a ja zamrugałam przyzwyczajając się do światła.
- Dziecino, masz tak wyjątkowe pochodzenie, że aż szkoda Cię zabijać - Zabijać?
Poczułam pulsowanie w głowie, jakbym dostała cegłówką, po moim policzku spłynęła łza.
- Na szczęście muszę go tylko złamać, więc może się bez tego obejdzie.. zaznasz łaski Pana! - Zaśmiał się z chrypką ukazując swoje białe, ostre zębiska.
REVIAN POV:
- Synu.
- Tak matko? - Uniosłem głowę krzyżując spojrzenie z królową.
- Czuje, że nadszedł czas.
- Nie... proszę nie odchodź... Nie! nie, nie nie - Podbiegłem do niej łapiąc jej dłoń - Mamo.. - Pocałowałem jej knykcie czując kłujące łzy pod powiekami, matka resztkami sił podała mi zwinięty pergamin, ledwo zdążyłem go złapać a jej ręka odpadła bezwładnie.
- Revian, Revan, Revian - Usłyszałem za sobą dobrze znajomy głos.
- To Twoja sprawka! - Odwróciłem się do niego zaciskając dłonie w pięści czując jak paznokcie rozrywają mi skórę, a nienawiść osiąga krytyczny poziom.
- Oczerniasz własnego Pana? - Podszedł do mnie mierząc mnie czarnymi jak węgle oczami.
- Nie jesteś moim Panem - Prychnąłem odsuwając się od niego i nakrywając matkę kołdrą.
- Wypierasz się mrocznego Pana? - Położył dłoń na moim ramieniu, a ja natychmiastowo ją zrzuciłem i spiąłem się.
- Już powiedziałem, nie jesteś moim Panem! - Zacisnąłem szczękę.
- A szkoda, chciałem oszczędzić tą słodką blondyneczkę.
- Saphira...
- Panienka Davis jest pod moją opieką - Uśmiechnął się do mnie chamsko - Pokłoń mi się, a dziewczyna ocala.
![](https://img.wattpad.com/cover/279376435-288-k91666.jpg)
CZYTASZ
NIEŚMIERTELNI
VampirosProsty schemat. Dziecko w sierocińcu krzywdzone przez opiekuna, który o ironio ma o nie dbać, a nie macać po nocach. Wzrok utkwiony w klamkę, która gdy tylko się otworzy przyniesie za sobą zły dotyk. Marzenie o ciepłym posiłku przysporzy bohaterce...