10. AMNESTIA DLA SAPHIRY |KONIEC|

53 4 0
                                    

REVIAN POV:

Jesteśmy w zamku mojej mamy, królowa kaszle zostawiając na chusteczce dziwną czerwoną maź kiedy zakrywa usta, dzięki swoim zmysłom wiem, że to krew. 

- Revian, z nią jej coraz gorzej! Wezwij lekarza! - Saphira położyła dłoń na moim ramieniu patrząc z troską.

- Saph, nie opuszczę jej - Położyłem dłoń na jej czując przyjemne ciepło, będąc zimną istotą dawno nie doświadczyłem ciepłej temperatury. 

- Zostań z matką, poszukam pomocy - Dziewczyna skinęła głową puszczając mnie i podchodząc zdeterminowana do drzwi. 

- Bądź ostrożna dziecko, w tym pałacu nie jest bezpiecznie.

- Słyszysz saphiro? - Spojrzałem na moją blondynkę, która emanowała spokojem.

- Będę uważać - Uśmiechnęła się do mnie ukazując swoje urocze dołeczki w policzkach. 

--------------------------

SAPHIRA POV:

Idę korytarzem pogrążonym w mroku, światło z latarnii ulicznych ledwo dociera do środka, rozglądam się czując czyjąś obecność, przegryzłam wargę, gdy usłyszałam jak pod moimi stopami uginają się panele.

- Wybierasz się gdzieś dziecino? - Usłyszałam chrapliwy, basowy głos

- Królowa jest chora i.. - Odwróciłam się do źródła dźwięku, ale przed oczami zobaczyłam jedynie dziwną fakturę, dopiero, gdy oprawca mnie podniósł zrozumiałam, że jestem w niebezpieczeństwie... Nawet nie wiem ile tak szliśmy, straciłam rachubę przy 20 tysiącach kroków. Poczułam szarpnięcie, później więzy na moich nadgarstkach i zimne krzesło, na które mnie posadził, zdjął mi worek z głowy a ja zamrugałam przyzwyczajając się do światła. 

- Dziecino, masz tak wyjątkowe pochodzenie, że aż szkoda Cię zabijać - Zabijać? 

Poczułam pulsowanie w głowie, jakbym dostała cegłówką, po moim policzku spłynęła łza.

- Na szczęście muszę go tylko złamać, więc może się bez tego obejdzie.. zaznasz łaski Pana! - Zaśmiał się z chrypką ukazując swoje białe, ostre zębiska. 

REVIAN POV:

- Synu.

- Tak matko? - Uniosłem głowę krzyżując spojrzenie z królową.

- Czuje, że nadszedł czas.

- Nie... proszę nie odchodź... Nie! nie, nie nie - Podbiegłem do niej łapiąc jej dłoń - Mamo.. - Pocałowałem jej knykcie czując kłujące łzy pod powiekami, matka resztkami sił podała mi zwinięty pergamin, ledwo zdążyłem go złapać a jej ręka odpadła bezwładnie. 

- Revian, Revan, Revian - Usłyszałem za sobą dobrze znajomy głos. 

- To Twoja sprawka! - Odwróciłem się do niego zaciskając dłonie w pięści czując jak paznokcie rozrywają mi skórę, a nienawiść osiąga krytyczny poziom. 

- Oczerniasz własnego Pana? - Podszedł do mnie mierząc mnie czarnymi jak węgle oczami.

- Nie jesteś moim Panem - Prychnąłem odsuwając się od niego i nakrywając matkę kołdrą. 

- Wypierasz się mrocznego Pana? - Położył dłoń na moim ramieniu, a ja natychmiastowo ją zrzuciłem i spiąłem się. 

- Już powiedziałem, nie jesteś moim Panem! - Zacisnąłem szczękę. 

- A szkoda, chciałem oszczędzić tą słodką blondyneczkę. 

- Saphira...

- Panienka Davis jest pod moją opieką - Uśmiechnął się do mnie chamsko - Pokłoń mi się, a dziewczyna ocala.

NIEŚMIERTELNIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz