Rozdział V

469 10 14
                                    

Zanim się zorientowałam, znowu była noc. Ale ciemność nie uspokoiła moich nerwów, a przede mną rozciągał się pusty horyzont. Byłam zaskoczona, słysząc łopot skrzydeł i spojrzałam na dach posiadłości, aby zobaczyć, skąd dochodzi. Właśnie wtedy, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawił się przede mną mój wieczny kochanek. Miałam wrażenie, jakby głęboko w moim sercu pękła bańka i nagle z moich ramion spadł ogromny ciężar. Gdy tylko słowa opuściły jego usta kupidyna, poczułam, że znów mogę oddychać.

Raphael: Eloise... Och, mój Kielichu. Bardzo się cieszę, że Cię widzę! Ale... co Ty tu robisz?

Eloise: Martwiłam się o Ciebie!

Raphael: Eloise... Czy możesz mi kiedyś wybaczyć? Zostawiłem Cię wczoraj samą... Obiecałem, że będę Twoim przewodnikiem i obrońcą i zawiodłem w obu aspektach...

(Zostawił mnie na lodzie. Nawet jeśli myślał, że postępuje właściwie... Nie jestem z tego powodu zbyt zachwycona.)

Raphael: Myślałem, że tak będzie najlepiej... Myślałem, że robię to dla Twojej własnej ochrony... i wiedziałem, że Vladimir był tam, by Cię pilnować... a Aaron... Aaron przekonał mnie, żebym poszedł z nim, ale nawet jeśli...

Eloise: Co dokładnie się wydarzyło? Dlaczego nie wróciłeś zeszłej nocy?

Raphael: Aaron poprowadził mnie w pogoń za dziką gęsią. Nie chciał pozostawić żadnego kamienia nie odwróconego i nalegał, żebym spróbował wykryć obecność mordercy w lesie. Ale nic nie znalazł i nie mogliśmy nawet wrócić do dworu przed wschodem słońca. Po raz kolejny... przekonał mnie, żebym poszedł do "miłosnego gniazda " Beliatha, małego pokoju nad barem w mieście... Jak tylko zebrałem siły, zostawiłem Aarona i innych, którzy jeszcze mocno spali i pospieszyłem do domu, do Ciebie.

Eloise: Innych?

Raphael: Ethana i Beliatha. Przynieśli ciało ofiary do miasta i zostali sami, gdy zdradzieckie słońce pojawiło się na horyzoncie. Ale nie obchodzi mnie ta dwójka... Obawiam się, że mogłem Cię zdenerwować... Czy możesz mi kiedyś wybaczyć? Martwiłem się o kobietę, którą kocham... i nie podjąłem właściwej decyzji.

Eloise: Właśnie odrzuciłeś mnie na bok jak starą skarpetę, a przynajmniej tak się czuję...

Raphael: Wtedy nawet przez sekundę nie wyobrażałem sobie, że moje czyny Cię skrzywdzą... Naprawdę mi przykro. Wybaczysz mi?

(Jego przeprosiny brzmiały szczerze...)

Eloise: Potrzebuję trochę czasu, Raphaelu...

(Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że nie mogę mu niczego zarzucić... Mimo to nie zamierzam tak po prostu spuścić go z haczyka...)

Eloise: W każdym bądź razie będziemy musieli jeszcze o tym porozmawiać. Może możemy wejść do środka i poczekać na pozostałych? Nie powinniśmy też powiadomić Vladimira, że wróciłeś?

Raphael: Chodźmy do głównego salonu... Tam zwykle odbywamy nasze spotkania. Już niedługo zjawią się inni.

Miło było, kiedy objął mnie ramionami i zaczął prowadzić z powrotem do rezydencji.

*hol wejściowy*

(W porządku... Od teraz robimy wszystko razem. Nieważne co. A znając go, jestem pewna, że się zgodzi. Następny przystanek, główny salon!)

Kiedy tam dotarliśmy, pomieszczenie było puste. Część mnie pragnęła przedyskutować sytuację z resztą, a inna część mnie cieszyła się spokojną chwilą sam na sam z Raphaelem.

Raphael - ścieżkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz