Rozdział 4

55 3 1
                                    




Trochę martwię się o Toni. Długo jej już nie było. Może coś jej się stało. Chyba musze jej poszukać.

Wsiadłam do mojego czerwonego kabrioletu i postanowiłam pokręcić się trochę po mieście. Może gdzieś dojrzę moją TT.

Wtedy zadzwonił do mnie telefon.

- Hej Cheryl.
- Hej droga kuzyneczko – powiedziałam do Betty. – Co sprawia, że do mnie dzwonisz?
- Wiesz, że Toni wróciła do Riverdale?
- Tak. Była u mnie. A skąd ty wiesz?
- Bo właśnie siedzi na maksa upita u Popa. Trochę nie wiemy co robić, bo zaraz zdemoluje bar.
- ONA NIE MOŻE PIĆ! Co ona znowu wyprawia. Masz jej zabrać alkohol. Szybko Betty. A słuchaj... czy twoja ciocia nie jest czasem lekarką w naszym szpitalu w Riverdale?
- Jest, a co?
- Mogłabyś umówić do niej Toni? Najlepiej jeszcze na dzisiaj, bo się o nią martwię. – Wtedy Betty chyba połączyła fakty.
- Czy... czy ona jest w ciąży?
- Ciszej. Nikt nie może wiedzieć, bo mnie zabije. W ciąży przecież nie może pić. Załatwisz to proszę?
- Tak, oczywiście kochana.
- Zaraz będę, a na razie spróbujcie ją otrzeźwić proszę.
- Oki.

Rozłączyłam się.

Co ona znowu wyprawia? Czy ona chce zabić swoje dziecko? A może to o to chodzi? Może uważa je za największy problem? Kochana, co ty wyprawiasz...

Wpadłam do baru, gdzie Betty i Pop walczyli właśnie z Toni, która wchodziła na stoły i rzucała ich różnymi rzeczami.
- Idźcie sobie!! Zostawcie mnie w spokoju!! – wzięła łyka whiskey prosto z butelki.
- TT. Co robisz? – spytałam, gdy tylko weszłam do budynku.
- Oni... oni próbują mnie zamknąć, tak jak on!! – płakała.
- Nic z tych rzeczy słońce. Proszę zejdź z tego stołu i chodź do mnie. Razem coś wymyślimy, okej?
- Ykhym – mruknęła w zgodzie, ale coś było nie tak. – Ja... ja się chyba źle czuję. – Toni zachwiała się i już miała spaść na podłogę, kiedy w ostatniej chwili ją złapałam.
- Toni!!! – krzyknęłam. – Co tak stoicie!? Dzwońcie po karetkę!! – w czasie, kiedy oni wybierali numer, próbowałam ocucić dziewczynę. – Coś wymyślimy. Obiecuję. Będzie dobrze. – Powinnam chcieć ją teraz zamordować za to co zrobiła, ale naprawdę nie mogłam pomyśleć o niej nawet jednego złego słowa. Zbyt bardzo się martwiłam. Może dlatego, że gdybyśmy były razem, to... dziecko tez byłoby nasze wspólne? Musze się opanować. Teraz najważniejsze jest jej zdrowie. No i dziecka oczywiście.

Światła karetki migały w niebieskim i czerwonym kolorze. Mknęliśmy teraz ulicami, z włączoną syreną, prosto do szpitala. Musieliśmy się strasznie śpieszyć, ponieważ w każdej chwili moja TT mogła umrzeć, a tego nikt nie chce.

Gdy dojechaliśmy na miejsce, ratownicy medyczni wyjęli Toni na noszach z karetki i pobiegli do środka. Przez cały czas trzymałam moją TT za rękę.

- Dalej nie może pani iść z nami iść– powiedział szybko ratownik.
- Ale ja muszę!
- Nic pani nie musi. Dobrze się nią zajmiemy. – kiedy nie chciałam odpuścić, przyszedł ochroniarz i siłą posadził mnie na krześle.
- Przyniosłem dla ciebie wodę. – powiedział do mnie miły, starszy pan.
- Dziękuję – szepnęłam, patrząc się w ziemię.
- Chyba musicie być bardzo blisko. – ciągle próbował rozpocząć rozmowę, ale ja siedziałam cicho. – Wiesz co. Może i jestem ochroniarzem, ale po wielu, wieeelu latach, spędzonych tutaj, mógłbym siebie nawet określić jako lekarza – zaśmiał się zachrypniętym głosem. – Nic jej nie będzie. Naprawdę.
- Może jej nie, ale dziecku tak – odwarknęłam.
- O tym właśnie mówię. Sądzę, że to był jej pierwszy i ostatni raz.  Że dziewczyna uczy się na błędach. A najbardziej pewny jestem, że teraz będziesz ją pilnować przez cały czas i dbać o nią, więc wszystko będzie dobrze.
- Może jeszcze jest pan psychologiem, co? – spytałam prześmiewczo, przewracając oczami.
- Wystarczy mi spojrzeć na ciebie i już wiem parę rzeczy. Na przykład to, że przechodziłaś ciężką chorobę, ale się wyleczyłaś. Widzę po tobie też, że jesteś szalenie zakochana w tej dziewczynie i aby to zrozumieć wystarczy zobaczyć, jak patrzysz na nią albo jak się o nią martwisz. Naprawdę będzie dobrze. – nie odezwałam się. – To ja już będę szedł. Gdybyś czegoś potrzebowała, będę w pobliżu. – powiedział i odszedł.

Siedziałam tak jeszcze przez jakąś godzinę, po czym przyszedł do mnie lekarz.
- Pani Blossom? - spytał.
- Tak to ja. Co z Toni?
- Zrobiliśmy jej USG, które nie wykazało żadnych zmian w płodzie. Wszystko będzie dobrze. W sensie fizycznym. Ale teraz pani zadaniem będzie dowiedzieć się, co sie stało, że się tak mocno upiła.
- Dobrze. Postaram się. - Lekarz miała już odchodzić, ale szybko spytałam: - Doktorze, a skąd pan wiedział kogo szukać?
- Pani Topaz ciągl powtarzała twoje imię i nazwisko przez sen. Uznałem, że ty i ona...
- Nie. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami, a poza mną Toni nie ma nikogo. To pewnie dlatego o mnie wspominała.
- No skoro pani tak uważa... a właśnie, byłbym zapomniał. Może pani iść do niej. Powina już być ocucona.

Choni - always and forever part 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz